Komorowski (01.07.2015)
Kuisz: Politycy pokolenia Okrągłego Stołu kończą swój żywot. Nie potrafią odpowiedzieć na dzisiejsze problemy

Dr Jarosław Kuisz (Źródło: http://www.kulturaliberalna.pl)
Jarosław Kuisz, redaktor naczelny „Kultury Liberalnej” pisze w „Rzeczpospolitej”, że wściekłość obywateli nie powinna być dla polityków żadnym zaskoczeniem. „Gdy ktoś usiłuje życzliwie wyjść poza opowieści o ciepłej wodzie w kranie i wymienić dokonania PO, ma z tym kłopot” – przyznaje. I wylicza, że Platformie udało się głównie posłać sześciolatki do szkół, podnieść wiek emerytalny i rozmontować OFE.
„Po nas choćby potop”
Kuisz zaznacza jednak, że Platforma nie przedstawiła spójnego pomysłu na rozwiązanie realnych problemów trapiących Polaków, czy to w zakresie emerytur czy szkolnictwa. „Pokolenia beneficjentów ostatniego 25-lecia poprzez swoje zaniechania zdają się nam mówić: po nas choćby potop” – zauważa.
„Horyzont wyzwań politycznych z czasów Okrągłego Stołu kończy swój żywot. Pokolenie polityków ’89 wykonało już swoją misję” – wieszczy publicysta. I zaznacza, że wypalona jest nie tylko PO, ale całe pokolenie polityków.
Komorowski w „Polityce”: Prawdziwa twarz PiS ujawnia się, gdy ta partia ma pełnię władzy. Natury się nie zmieni
„Panie prezydencie, dlaczego pan przegrał wybory?” – pytają w najnowszej „Polityce” Bronisława Komorowskiego Janina Paradowska i Jerzy Baczyński.
„Gigantyczna akcja czarnego PR”
„Na pewno ujawniła się wśród wyborców chęć ukarania rządzących. A ja zostałem uznany za część obozu władzy. Cóż, nie mam umiejętności odcinania się od swojego środowiska i nigdy już jej nie posiądę” – mówi prezydent. Przyznaje też, że decydujące okazało się ogromne poparcie dla Pawła Kukiza jako wyraziciela niezadowolenia z sytuacji w Polsce.
Prezydent jest zdziwiony tym, jak opozycji udało się „wmówić”, że po ćwierćwieczu „wolności i gospodarczej prosperity” Polskę trzeba odbudowywać ze zgliszczy. „Wydawało się to na tyle głupie, na tyle podłe, że niewarte polemiki. A jednak ?” – zastanawia się Komorowski.
Prezydent zwraca też uwagę na zmianę nastrojów społecznych, która jego zdaniem nie napawa optymizmem. „Coś się zmieniło. Wolność, o której przez pokolenia marzyliśmy, dziś wielu ludzi napawa lękiem. Rośnie oczekiwanie, że państwo ma dać, ma zapewnić, ma załatwić. Pojawił się lęk przed konkurencją. Młodzi ludzie mówią: my już nie chcemy się ścigać, chcemy dostawać, co nam się należy”.
Komorowski wróci do PO?
Czy ta zmiana oznacza zwycięstwo PiS w jesiennych wyborach? Zdaniem prezydenta – bynajmniej. Komorowski dziwi się, że już dzielona jest skóra na niedźwiedziu. Zdaniem prezydenta jego porażka może usatysfakcjonować zawiedzionych wyborców, a inni mogą się obawiać monopolu rządów jednej partii. „Prawdziwa twarz PiS ujawnia się dopiero wtedy, kiedy ta partia ma pełnię władzy. Natury środowiska się nie zmieni” – ostrzega prezydent.
Na koniec pada pytanie: czy Bronisław Komorowski wróci do PO? „Prezydent, który zostałby ponownie członkiem partii, w jakiejś mierze zaprzeczyłby swoim wcześniejszym działaniom, które wymagały zachowań ponadpartyjnych” – nie pozostawia wątpliwości prezydent. A Senat? „Nie wykluczam takiej możliwości, choć tego nie planuję” – przyznaje Komorowski.
Władza i jej lud

Jeszcze wczoraj najbliżej ludu wydawał się być Kukiz, ale, gdy odsunęli się od niego lubińscy sponsorzy, na scenie pozostał marny artysta, który okres sławy ma już dawno za sobą. (Fot. Kamila Kubat / Agencja Gazeta)

Cały czas jednak władza ma zasadniczy problem w kontaktach z ludem i cały czas podlega procesom mimowolnej lub dobrowolnej alienacji, którą uświadamia sobie (lub ktoś ją jej uświadamia, np. Paweł Kukiz) dopiero w okresie przedwyborczym. Czasem władza wysłuchuje nadwornych specjalistów, by się dowiedzieć, jakie nastroje panują wśród ludu, częściej jednak idzie na skróty i udaje się wprost do nadwornego PR-owca. Ten za pomocą znanych mu sposobów szybko przygotowuje możliwe scenariusze kontaktu władzy z ludem, tak żeby podobało się to mediom. PR-owiec to ktoś, kto wie, że lud jest bez znaczenia, za to media są wszystkim.
Różne partie mają różny kontakt z ludem (bo z PR-em wszystkie mają taki sam). Jeszcze wczoraj najbliżej ludu wydawał się być Kukiz, ale, gdy odsunęli się od niego lubińscy sponsorzy, na scenie pozostał marny artysta, który okres sławy ma już dawno za sobą. Najdalej są liderzy nowo powstałych partii (np. Biało–Czerwoni, NowoczesnaPL), bo ci wierzą, że ludem są koledzy i koleżanki, którzy całym sercem ich popierają. SLD myli lud z aparatem, a PSL z bohaterami „Chłopów” Reymonta.
W najbardziej komfortowej sytuacji jest PiS, bo prócz doskonałego PR-u ma też Kościół (to też rodzaj PR-u), a więc rzeczywistego pośrednika w kontaktach z ludem. Są to co prawda kontakty jednostronne (kler mówi ludowi, na kogo ma głosować), ale bardzo skuteczne.
PO zamiast Kościoła ma Michała Kamińskiego. To niewątpliwie bardzo cenna postać, ale ludu w czasie wyborów nie zastąpi. Zawsze mnie dziwiło, dlaczego władza, która w demokracji ma być reprezentantem ludu, tak od niego stroni. Władza nie musi iść w tłum, by zrozumieć społeczne problemy, bo czasem – przed czym przestrzega Tomasz Lis („Newsweek”, 29 czerwca) – „efektem słuchania elektoratu może okazać się spotęgowanie politycznej propagandy”.
Dlaczego jednak nie spotyka się regularnie ze środowiskami opiniotwórczymi, zwłaszcza tymi, które, myśląc o państwie, nie mają żadnego interesu poza dobrem wspólnym? Dlaczego władza nie rozmawia z ludźmi kultury, nauki, z socjologami, ekonomistami (spoza dworu)?
Spotkania politycznych reprezentantów ludu z intelektualnymi ich przedstawicielami dałyby szanse na twarde stąpanie po ziemi, no i na to, że lud, o który chodzi, nie zamieniłby się w czarnego luda.