Lis (06.07.2015)
Kaczyński: krytycy programu PiS chronią interes uprzywilejowanych
Krytyka propozycji PiS w sprawie VAT to wyraz interesu grup uprzywilejowanych – powiedział w poniedziałek prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. „To jeden wielki krzyk uprzywilejowanych, którzy bronią swojej uprzywilejowanej pozycji” – stwierdził.
2015-07-06
Kaczyński był pytany podczas poniedziałkowej konferencji prasowej o zarzuty m.in. polityków PO, że przedstawiony podczas konwencji w Katowicach program PiS „nie spina się”, a także o to, w jaki sposób PiS zamierza zrealizować zapowiedź uszczelnienia systemupodatku VAT.
Według Kaczyńskiego obecna władza reprezentuje „tych, którzy są silni, wielkie korporacje, banki, najbogatszych ludzi i zawsze, kiedy chce się przesunąć jakąś dużą sumę w stronę ludzi średniozamożnych i uboższych, to są protesty, są krzyki, że to jest niemożliwe, niewykonalne”.
„My od dawna mówimy, że obecne ustawy podatkowe, w tym w szczególności ustawa o VAT, to są w gruncie rzeczy instrumenty już całkowicie niezdolne do normalnego funkcjonowania. Złożyliśmy w Sejmie projekt nowej ustawy o VAT, który został odrzucony, jak wszystko, co składamy. Głównym instrumentem jest właśnie ta ustawa, dużo prostsza niż poprzednie i pozostawiająca dużo mniej miejsca na różnego rodzaju interpretacje” – odpowiedział prezes PiS.
„Cała ta krytyka jest po prostu wyrazem interesów pewnych grup” – podkreślił prezes PiS.
Kaczyński odniósł się także do niedzielnej wypowiedzi premier Ewy Kopacz na temat propozycji jego partii. „Pani poseł Kopacz wczoraj powiedziała do przedsiębiorców: będziecie mieli cztery dodatkowe kontrole (na skutek realizacji zapowiedzi PiS – PAP). Czyli krótko mówiąc nie będziecie mieli kontroli, nie należy płacić VAT-u” – powiedział prezes PiS.
Kopacz podczas spotkania z mieszkańcami Aleksandrowa Łódzkiego powiedziała: „Mam w uszach zapowiedź, że trzeba będzie znaleźć 50 mld zł w uszczelnieniu systemu podatkowego, żeby przeprowadzić swoje obietnice wyborcze. Może to i dobry pomysł, ale czy ktoś wam, drodzy przedsiębiorcy, powiedział, że żeby znaleźć w systemie podatkowym te 50 mld zł, trzeba będzie przeprowadzić co najmniej 4 razy więcej kontroli niż dotychczas w waszych przedsiębiorstwach?”.
Zdaniem Kaczyńskiego, jeżeli Polska ma wyjść z tzw. pułapki średniego rozwoju, to muszą w tym procesie aktywnie uczestniczyć instytucje państwa. „Dzisiaj w Polsce mamy władzę, która nie dba o państwo i nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeśli Polska ma wyjść z pułapki średniego rozwoju, to ta rezerwa instytucjonalna, czyli właśnie państwo powinno być wykorzystywana” – ocenił.
Zaznaczył, że tego typu opinie wyrażają także eksperci, którzy nie są zwolennikami PiS, jak na przykład prof. Jerzy Hausner.
„Jeżeli ktoś, tak jak ta władza, przez cały czas państwo rozbija na różne sposoby, dezorganizuje, to oczywiście ma także bardzo niską efektywność, jeżeli chodzi o ściąganie podatków” – powiedział. Jak zaznaczył, PiS chce „wrócić do normalności”. „Chcemy normalnie funkcjonującego państwa, normalnego rynku, czyli z normalną konkurencją, bo nie ma normalnej konkurencji, jeżeli jedni płacą podatki a drudzy ich nie płacą” – podkreślił.
„Polska nie wyjdzie z tzw. pułapki średniego rozwoju, jeżeli nie będziemy potrafili zwiększyć zasobów także tej uboższej i średniozamożnej części społeczeństwa (…). Polskie firmy nie mogą być folwarkiem pańszczyźnianym, gdzie poprzez eksploatację pracowników utrzymuje się pożądany poziom życia właścicieli” – dodał.
Według niego krytyka skierowana wobec programu PiS „to jeden wielki krzyk uprzywilejowanych, którzy bronią swojej uprzywilejowanej pozycji”. „My jasno mówimy, my tego rodzaju przywilejów w Polsce nie chcemy. Jesteśmy za przedsiębiorcami, chcemy stworzyć nową falę polskiego kapitalizmu, polskiego biznesu, z ludzi wykształconych, chcemy im dać szansę. Wiemy, że tylko gospodarka prywatna na wielką skalę może przynosić efekty i jej chcemy, ale nie chcemy utrzymywać tej patologii, którą mamy w tej chwili” – oświadczył Kaczyński.
Przekonywał, że nieuzasadnione są twierdzenia, iż wprowadzenie w życie programu PiS spowoduje, że Polska stanie się drugą Grecją. „Jeżeli pan Ryszard Petru mówi: w trzy miesiące będzie Grecja, to albo zakłada, że jego słuchacze są – łagodnie mówiąc – całkowicie niepoinformowani, albo sam jest całkowicie niepoinformowany” – ocenił Kaczyński.
Jak mówił, nawet gdyby bowiem prognozowany koszt reform proponowanych przez PiS doliczyć do obecnego deficytu budżetowego, to i tak byłby on niższy niż na przykład w 2009 roku, „a jakoś Grecji z tego powodu nie było”.
„To wszystko razem to jest jedno wielkie oszustwo, to jest liczenie na to, że ludzie w tych sprawach się nie orientują i można im różne rzeczy wmawiać” – powiedział Kaczyński. Podkreśli, że chociaż polska gospodarka tkwi w tzw. pułapce średniego rozwoju, to jednak daleko jej do greckiego scenariusza. Jak mówił, głównym powodem greckich problemów było przyjęcie euro „bez żadnych do tego podstaw, jeżeli chodzi o rozwój gospodarczy, kulturę gospodarczą, kulturę biznesu”.
Kaczyński był też pytany o poniedziałkową wypowiedź Jarosław Gowina (Polska Razem), który stwierdził, że wyliczenia w sprawie VAT trzeba będzie skorygować o ok. 1,5 mld zł. „Rozmawiałem na ten temat z panem Gowinem. Straty, jeżeli chodzi o VAT, są wyliczane w liczbach bezwzględnych. Zarówno przez NIK jak i firmy konsultingowe” – powiedział. Jak dodał, w obu wypadkach straty te wynoszą 50-70 mld zł.
„Natomiast pan minister odwołuje się do efektywności VAT, do tego, że VAT to jest 17 proc. Nie sądzę, żeby NIK albo te firmy tego nie wiedziały. Obawiam się, że po prostu, że ktoś tutaj coś podpowiedział panu ministrowi niezupełnie w zgodzie z rzeczywistością” – stwierdził Kaczyński
Kandydatka PiS na premiera Beata Szydło w sobotę w wystąpieniu programowym w podczas drugiego dnia konwencji PiS w Katowicach podkreśliła, że priorytetowe projekty jej partii będą kosztować 39 mld zł. Jak mówiła, pieniądze można znaleźć w dodatkowych wpływach z podatku VAT (oszacowała je na 9 mld zł), uszczelnieniu systemu podatkowego (straty z tego tytułu to, zdaniem Szydło, 52 mld zł), zahamowaniu wyprowadzania podatków z Polski do rajów podatkowych (co, jak wyliczyła, kosztuje rocznie Polskę 4 mld zł), opodatkowania sklepów wielkopowierzchniowych podatkiem obrotowym, co da – jak mówiła – 3 mld zł, a także wprowadzeniu podatku bankowego (oszacowała, że przychód wyniesie 5 mld zł).
Kaczyński był też pytany o oświadczenie Ministerstwa Skarbu w sprawie sprzedaży akcji PKO BP, PZU i PGE i poprzez program „Inwestycji Polskich” wsparcie w ten sposób górnictwa.
Według prezesa PiS „Inwestycje Polskie” powinny być dofinansowane, ale nie poprzez sprzedaż akcji, a poprzez ich wprowadzenie jako „pewnej mocy o charakterze gwarancyjnym”. Podkreślił, że w programie inwestycyjnym przygotowanym prze PiS, który przewiduje inwestycje na co najmniej 1 bilion złotych, wsparcie dla górnictwa jest zaplanowane na dużo wyższym poziomie, niż to co proponuje PO.
W ubiegłym tygodniu wiceminister skarbu państwa Wojciech Kowalczyk poinformował, że MSP nie planuje „nagłej” sprzedaży pakietów akcji PGE, PKO i PZU. Zapewnił, że przy ich sprzedaży resort będzie się kierował chłodną kalkulacją. Resort zaznaczył, że rząd upoważnił MSP do przekazania pakietów akcji już w 2012 r. wyłącznie na potrzeby realizacji programu Inwestycje Polskie, nie określając jednak żadnego terminu.
Obietnice Beaty Szydło w ogniu krytyki. „Koszty są dramatycznie niedoszacowane. Przychody pisane palcem na wodzie”
Wśród przedstawionych w weekend przez Szydło zapowiedzi programowych znalazły się m.in.: 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł, obniżenie wieku emerytalnego, a także obniżenie VAT do 22 procent i opodatkowanie banków i hipermarketów. Te projekty PiS będą kosztować 39 mld zł.
Odnosząc się do zarzutów PO, Szydło stwierdziła, że autorzy programu wiedzą, skąd wziąć pieniądze na realizację tych projektów – według niej z dodatkowych wpływów z VAT, uszczelnienia systemu podatkowego, opodatkowania hipermarketów i banków można uzyskać 73 mld zł.
„Koszty dramatycznie niedoszacowane”
Na konferencji prasowej posłanka PO, rzeczniczka sztabu wyborczego partii, Joanna Mucha podkreśliła, że politycy Platformy z uwagą się przysłuchiwali propozycjom prezentowanym przez Szydło. Według niej przedstawione przez Szydło rachunki są „nierealne” zarówno po stronie kosztów propozycji, jak i po stronie przychodów, które miałyby trafić do budżetu.
– W naszym przekonaniu koszty obietnic są dramatycznie niedoszacowane, a przychody są pisane palcem na wodzie – powiedziała Mucha.
Poseł PO Marcin Święcicki zauważył, że zdaniem Szydło z PIT-ów do budżetu trafia 35 mld zł rocznie, a w rzeczywistości – jak powiedział – w 2014 r. ta kwota wyniosła 78 mld zł. Według niego koszt zwiększenia kwoty wolnej z 3 do 8 tys. zł wyniesie 22 mld zł. – W sumie koszty zwiększenia kwoty wolnej są przeszło trzy razy większe, niż przedstawiła to pani Szydło. Nie 7, ale 22 mld zł – stwierdził Święcicki.
Zasiłki dla dzieci
Odnosząc się do propozycji zasiłku w wysokości 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko, Mucha stwierdziła, że ze słów Szydło nie wynika, jaki będzie próg zarobków rodzin objętych zasiłkiem. Posłanka PO zaznaczyła, że w Polsce jest 7 mln dzieci, licząc osoby do 18. roku życia, jednak – jak wyjaśniła – rachunek, który zrobili politycy PO dotyczy tylko 5 mln dzieci.
– Przedstawiamy bardzo prosty rachunek: 5 mln dzieci (…) razy 500 zł razy 12 miesięcy. To daje kwotę 30 mld – wyliczała posłanka PO. – Pani Beata Szydło mówiła, że kosz tej konkretnej reformy ocenia na 22 mld zł – dodała.
– Chciałabym zatem zapytać panią Beatę Szydło, członków PiS i koalicjantów, który z tych czynników (…) jest nieprawdziwy: czy kwota 500 zł, czy 12 miesięcy, czy też 5 mln dzieci? Czy okazuje się w tej chwili, że liczba dzieci objęta tym programem będzie mniejsza? – pytała posłanka.
Mucha zwróciła się też z apelem, by „nie ulegać populistom” i nie dawać wiary propozycjom, które nie mają szansy na zrealizowanie. Zaapelowała też do Szydło i Kaczyńskiego „o pokazanie konkretnych liczb” i przedstawienie ekspertów, którzy przygotowali im wyliczenia.
Wielowieyska: Szydło robi z ludzi idiotów. Program PiS to porażka demokracji, porażka wolnej Polski
Dominika Wielowieyska mówiła w Poranku Radia TOK FM, że wzburzyła ją weekendowa konwencja programowa PiS. – To jedna z wielkich porażek naszej wolnej Polski, naszej demokracji, że kandydat na premiera z najważniejszej partii opozycyjnej opowiada rzeczy tak kompletnie oderwane od rzeczywistości i robi z ludzi idiotów – mówiła publicystka. – Przerażające, że taki polityk nie wstydzi się opowiadania zwyczajnych bredni – stwierdziła.
Ten bezdomny ma tylko jedno marzenie: chce, żeby to nagranie zobaczył jego syn
Jeżeli nie natknęliście się na to nagranie, to obejrzycie koniecznie. To utwór zespołu Styx „Come sail away”. A gra go Donald, bezdomny w Sarasocie na Florydzie. I ma tylko jedno marzenie z tym związane: żeby nagranie zobaczył jego syn. I by go odnalazł.
Obraz, który łamie serce
Filmik, na którym Donald gra „Come sail away”, zostało zrobione przed jedną z restauracji w Sarasocie. Miasto w ramach projektu kulturalnego w całym mieście rozstawiło instrumenty – tak żeby „ludzie mogli się wyrazić”. Donald skorzystał z tej możliwości inaczej – żeby zarobić jakieś pieniądze.
Właściciel knajpy, pomimo że popiera pomysł gry i jest zachwycony tym, jak robi to Donald, stara się jednak powstrzymywać entuzjazm przechodniów. Podkreśla, że z jednej strony to dobrze, że takie osoby chcą dorobić, grając. Lepsze to, niż nie robić nic. Ale zwraca też uwagę, że w tej konkretnej sytuacji trudno zignorować element uzależnienia. – Staramy się kontrolować, jak dużo ludzie wrzucają do kapelusza. Ale nie dlatego, że jesteśmy przeciwni wynagradzaniu w ten sposób. Po prostu te pieniądze idą potem na substancje odurzające. Po godzinie Donald wraca, bo chce jeszcze dorobić, ale nie jest już w stanie siedzieć przy pianinie. I ten obraz łamie serce – mówi właściciel restauracji.
„Mógłbym robić na budowie”
Donald Gould – bo tak nazywa się bezdomny mężczyzna – ma 51 lat i jest weteranem. Na ulicy żyje już 7 lat. Grać nauczył się jeszcze jako dziecko i do dzisiaj to jego pasja (chociaż kiedyś grał na klarnecie). Po odbyciu służby próbował studiować, ale nie starczyło mu pieniędzy i musiał rzucić uczelnię. Po kilku latach szukania pracy wylądował na ulicy. Teraz pytany o pracę nie mówi o graniu (chociaż jest multiinstrumentalistą). Twierdzi, że chętnie zaczepiłby się chociaż gdzieś na budowie.
Jego żona zmarła przed laty, a przez problem z narkotykami stracił prawo do opieki nad synem. Dzisiaj nie mówi o tym, że chciałby się nim zajmować. Wystarczyłoby mu go zobaczyć.
Twardochgate, czyli pisarz w mercu. Orliński: „Szczepanie, zjedz te pieniądze!”

Szczepan Twardoch wyjechał z salonu tym autem (fot. Radosław Kaźmierczak)

Dla Anglików to naturalne i oczywiste, że ze sławą wiąże się hejt. Chcesz się lansować w telewizji – OK, ale nie dziw się, że będą cię za to nazywać brzydkimi słowami.
Amerykanie z kolei mają na to jeszcze inny idom: „wipe away tears with money”, czyli „ocierać łzy banknotami” (Jeff Daniels pięknie to robi w komedii „Głupi i głupszy”, po czym Jim Carrey jeszcze dodatkowo w te banknoty smarka, a na koniec zjada).
Oczywiście, trzeba być głupim lub głupszym, żeby ten idiom potraktować literalnie. Na banknotach jest przecież mnóstwo bakterii! Znaczy on: skoro już zrobiłeś dla kasy coś obciachowego – to nie miej pretensji do tych, którzy robią z ciebie bekę i hejtują w komentarzach. Twoją jedyną pociechą powinien teraz być ten plik banknotów, dla którego to zrobiłeś. Innej nie będzie.
Szkoda, że tych anglosaskich porad nie wziął sobie do serca Szczepan Twardoch, pisarz, który w zeszłym tygodniu ogłosił, że będzie odtąd „ambasadorem” pewnej luksusowej firmy motoryzacyjnej. Z miejsca spotkał się z mnóstwem kpin i docinków w internecie. Wybitny krytyk i wydawca Paweł Dunin-Wąsowicz napisał mu wprost: „Nie mogę cię odtąd poważnie traktować jako pisarza”. Twardoch zareagował na to emocjonalnie. „Paweł, kurwa, co ty pierdolisz? Co cię obchodzi, jak ja zarabiam pieniądze? Robię to, bo mogę!” – odpisał na Facebooku. Otóż to, to wolny kraj, więc to samo mogą o sobie powiedzieć szydercy i wszelkiej maści hejterzy. Drą łacha, bo mogą.
Twardoch chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko. Wejść w lukratywny deal, ale nie być obiektem złośliwości. Nie ma tak dobrze! Nieprzypadkowo na Zachodzie, jeśli pisarze w ogóle wchodzą w jakieś sponsorskie deale, to tylko na samym początku kariery. Rzadko jednak wychodziły z tego dalsze kariery. Jedyny kontrprzykład, jaki mi przychodzi do głowy, to Jack London: Johnny Heinold, właściciel pubu dla marynarzy Pierwsza i Ostatnia Szansa, ufundował w Oakland prywatne stypendium pisarzowi. Tylko że London miał wtedy 17 lat.
Dlaczego pisarze na Zachodzie nie wchodzą w takie deale, kiedy już osiągną sławę i pozycję? Bo w kraju, w którym kapitalizm działa od lat 250, a nie od 25, ludzie wiedzą, który obciach zwyczajnie nie jest wart zachodu.
Szczepanie, jak już wszedłeś w deal godny „Głupiego i głupszego”, to teraz rób jak Jim Carrey. Weź te pieniądze, wypłacz się w nie, wysmarkaj, a potem je zjedz. Nie miej pretensji do Dunina, jeśli pisze, że ten kontrakt jest „bardzo dwuznaczny – z jednej strony wizerunkowe docenienie pisarza, z drugiej – wyłom w etosie”.
Paw, orzeł, czy gołębica – historia godła

Denar Bolesława Chrobrego i pieczęć Przemysła II (Fot. K. Styszyński)
Orzeł ma w sobie także przekaz religijny. W polskiej heraldyce wiąże się szczególnie ze św. Stanisławem, biskupem krakowskim skazanym na śmierć albo własnoręcznie zamordowanym przez Bolesława Śmiałego na Skałce w 1079 r. Biskup zginął męczeńską śmiercią, a kiedy jego członki zostały rozrzucone przed ołtarzem, według legendy z czterech stron świata zleciały się orły, by pełnić straż przy zwłokach. Później ciało męczennika się zrosło. Cud w obecności orłów zapowiadał przezwyciężenie rozbicia dzielnicowego.
Orzeł stał się godłem Polski za Przemysła II – na królewskiej pieczęci, z koroną na głowie, pojawił się w roku 1295, co oznacza, że mamy jedno z najstarszych godeł państwowych w Europie. Ukoronowany orzeł w polskiej heraldyce jest symbolem suwerennego państwa, a takie w średniowieczu było królestwo.
W ”Objazdowym Muzeum Historii Polski” czytaj:
Polska Mieszka I na salonach Europy
Skąd się wzięła Polska? Kto, kiedy i dlaczego wpadł na ten „pomysł”?
Ni Czech, ni wiking – skąd pochodzą Piastowie
W okresie międzywojennym pojawiła się hipoteza, jakoby Mieszko I nosił imię Dagome wywodzące się od skandynawskiego Dagr. Tym samym miał on być wikingiem, który przejął władzę w państwie Polan. Płynie w nas normańska krew?
Armia Mieszka I
Książęca drużyna Mieszka I liczyła 3 tys. wojów. Część z nich stacjonowała przy księciu, reszta – w największych grodach.
Co jedli Słowianie?
Jak wyglądał codzienny jadłospis w X w.?
Gniezno i Poznań – nasze pierwsze stolice
Gniezno zawsze wydawało się nam najstarszą siedzibą Piastów. W sytuacji, gdy było stolicą ideową i religijną, wszystko próbowano wywodzić z „gniazda” – ród, historię. Okazuje się, że niesłusznie
Szlak piastowskich grodów
Wycieczka śladem pierwszych Piastów
Wiking, Polak, dwa bratanki
W XI-wiecznej Polsce spotkania z wikingami nie należały do rzadkości. Pierwsi władcy Polski prawdopodobnie często korzystali z pomocy północnych wojowników, zatrudniając ich jako najemników
Żakowski chwali program PiS. „Imponuje rozmachem, prospołecznym i probiznesowym zwrotem. Chapeau bas, Panie Prezesie!”
Jacek Żakowski z uznaniem pisze o weekendowej konwencji programowej PiS. Przez trzy dni na kilkunastu panelach z udziałem ekspertów omawiano kwestie od infrastruktury po politykę historyczną. „Chapeau bas, Panie Prezesie!” – zwraca się do Jarosława Kaczyńskiego publicysta. „Przywrócenie merytorycznego wymiaru polityki, które Pan postuluje, to podstawowy, powtarzany od przeszło dekady postulat krytyków IV RP, która przyniosła inwazję populizmu do głównego nurtu polskiej polityki. Gdyby udało się Panu wymusić to choćby na swojej partii, polska polityka stałaby się lepsza i nam wszystkim lepiej by się żyło” – przyznaje Żakowski.
Są zalety, ale i wady
Zdaniem publicysty obiecujące było już choćby to, że otwierając konwencję Jarosław Kaczyński mówił o „konkurentach”, a nie np. „ludziach niegodnych sprawowania władzy”. Żakowski chwali też, że program PiS „imponuje nie tylko rozmachem, ale też prospołecznym i zarazem probiznesowym zwrotem”. Publicysta wytyka jedynie, że po ośmiu latach w opozycji PiS przedstawia raczej wizje niż konkretne projekty.
„Najgorzej tam, gdzie ręka Gowina”
„Ale dalej są schody” – studzi entuzjazm Żakowski. Sugeruje, że likwidacja NFZ, gimnazjów czy zwiększenie liczebności armii to raczej zmiana formy, a nie treści. „Najgorzej jest tam, gdzie widać rękę Jarosława Gowina” – dodaje.
Żakowski podsumowuje jednak, że w programie PiS sporo jest dobrych pomysłów. „Szkoda tylko, że są to zaledwie pomysły, a nie konkretne, przemyślane i przeliczone projekty. Mieliście przecież masę wolnego czasu, żeby to wszystko zrobić” – pisze publicysta.
Więcej na blogu Jacka Żakowskiego w serwisie Polityka.pl >>>
Nowy rzecznik PiS. Elżbieta Witek: „Dołączam do drużyny”
Posłanka Elżbieta Witek będzie nowym rzecznikiem partii i klubu PiS, a dotychczas pełniący tę funkcję poseł Marcin Mastalerek pozostanie rzecznikiem sztabu partii – poinformował w poniedziałek prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– Elżbieta Witek to doświadczony parlamentarzysta, osoba poważna, mam do niej pełne zaufanie – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Jest znana w naszym środowisku z energii – dodał. Zabrała głos też nowa rzecznik PiS: – Włączam się do drużyny, która ma wiele pracy – powiedziała Witek na konferencji prasowej. – Nikogo nie zastępuję, po prostu dołączam – podkreśliła.
Prezes wyjaśnił też, dlaczego partia zdecydowała się na dwóch rzeczników: partii i sztabu. – Stoimy przed ogromnymi zadaniami związanymi z kampanią wyborczą i doszliśmy do wniosku, że należy rozdzielić funkcje rzecznika sztabu – szefem zostaje Marcin Mastalerek – od rzecznika partii i klubu – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Teraz trwa kampania nakierowana na Beatę Szydło, ale wkrótce rozpocznie się kampania promująca 1200 kandydatek i kandydatów – dodał.
Kaczyński: PO reprezentuje silnych
Kaczyński odniósł się też do krytycznych słów Ewy Kopacz o programie PiS. Premier powiedziała m.in., że budżet zaprezentowany przez Beatę Szydło „rozjeżdża się z rzeczywistością”. – Ta władza reprezentuje silnych: korporacje, banki, a jeśli chodzi o średnio zamożnych, to są krzyki, że to jest niemożliwe, niewykonalne – ripostował na konferencji Kaczyński i dodał, że to dlatego obecny rząd ma problem ze ściąganiem podatków.
– My od dawna mówimy, że ustawa o podatku VAT nie działa. Złożyliśmy nową ustawę podatkową, która zostawia mniej miejsca na interpretację – dodał. – My chcemy normalnego państwa, normalnej konkurencji. Normalność jest wtedy, gdy wszyscy płacą podatki – podkreślił Kaczyński. Odniósł się też do kolejnych taśm, które ujawnił dzisiaj tygodnik „Do Rzeczy”. – Gdybyśmy mieli normalne państwo, prokuratura by się tym zajęła – powiedział. Dodał, że w tej chwili „nie mamy normalnego państwa, tylko państwo Platformy Obywatelskiej”.
Kaczyński powiedział też, że po jesiennych wyborach parlamentarnych nie będzie marszałkiem Sejmu. – Dam sobie jakoś radę – dodał. Podkreślił też, że nie będzie wzywał do bojkotu referendum, mimo że ich „zainteresowanie zadanymi pytaniami jest wątpliwe”.
PROFANACJA! Portret Papieża z prezerwatyw!
NIE dla „Jaj Benedykta”
Trwają protesty, bo ludzie maja nadzieję, że może da się nie dopuścić do wystawienia dzieła w muzeum w Milwaukee w USA. Może uda się zablokować wystawę powołując się na amerykańskie prawo zabraniajcie obrażania grup rasowych, religijnych lub etnicznych.
Biskup protestuje
Jerry Topczewski, rzecznik prasowy arcybiskupa Milwaukee powiedział, że „To z czym mamy do czynienia to albo celowym atakiem na wiarę i tradycyjne jej nauczanie, albo chwytem reklamowym artysty” i dodał „Nie chcemy, aby przywódca religijny jakiejkolwiek wiary był atakowany w taki sposób.” Dla nas jest to oczywiste, że to dzieło rani uczucia religijne katolików i obraża papiestwo.
Progejowski filantrop prowokuje
Za około 25 000 dolarów „Dzieło” dla muzeum nabył lokalny filantrop i rzecznik praw gejów, Joseph Pabst i przekazał je do instytucji prosząc o jego wystawianie na stałej ekspoztcji. W wywiadzie dla czasopisma Journal Sentinel powiedział: „nie kupiłem go, z myślą że jest bo piękny” Lecz czemu? „Kupiłem go, bo myślałem, że jest prowokacyjny i pomyślałem, że to ważne. … że ten obraz wykona pewne zadanie, żeby ludzie trochę pomyśleli i zaczęli dyskutować”. Bardzo ciekawa jest ta filantropia. Kupuje kto coś dla muzeum za duże pieniądze i oczekuje że będzie to wystawiane pomimo znikomej wartości artystycznej i obraźliwego charakteru. Widać że w amerykańskich muzeach, nawet tych najbardziej znanych, rządzi pieniądz.
Artystka prowokatorka
Muzealny obiekt, zatytułowany „Jaja Benedykta” , został wykonany w 2013 r. przez pochodzącą z Wisconsin artystkę Niki Johnson, która twierdzi, że miała na celu wywołanie debaty na temat zdrowia seksualnego. Autorka mówi: „To nigdy nie miało być drwiną, szyderstwem lub lekceważeniem Papieża”, powiedział Don Layden, prezes zarządu fundacji muzeum. „To miało pobudzać do rozmowy na temat edukacji związanej z AIDS i HIV. I mam nadzieję, kiedy dzieło pojawi się w muzeum będzie przedmiotem prawdziwej dyskusji. ”
Jak to jest zrobione?
Jest to dosyć duży obiekt składający się z ramy na której umieszczono specjalne krosno, w które wplecione są różnokolorowe prezerwatywy, zaczepione o stelaż, tak że w kierunku widza ustawione są małe węzełki. Całość na fotografiach przypomina nieco haft krzyżykowy, można je też oglądać z drugiej strony, wówczas obraz jest bardziej zamazany i bardziej widać że jest z prezerwatyw. Do projektu wykorzystano słynne zdjęcie papieża Benedkyta XVI kiedy po raz pierwszy pokazał się on po conclave na balkonie Bazyliki św Piotra. Portret nie jest karykaturalny, a kolory prezerwatyw dobierane są jak nici w hafcie krzyżykowym.
Przewrotny tytuł
Tytuł „Eggs benedict”, w rzeczywistości z zupełnie jasną dla wszystkich anatomiczną profanacyjną konotacją w języku angielskim jest dwuznaczny, bo może też oznaczać „jajka benedykta” popularną w USA potrawę składającą się z jajka, wędliny, pieczywa i żółtego sosu. Taki tytuł jest jakby furtką ucieczki, że oto nie wiadomo o co chodzi…. Pojawiają się żartobliwe strony internetowe typu „15 najlepszych miejsc (barów) dla „jaj benedykta” w Milwaukee.”
Jeszcze tego nie pokazali w Milwaukee
Choć obiekt oficjalnie znajduje się już w zbiorach muzeum, to jeszcze do jesieni nie będzie eksponowany z powodu remontu tej części ekspozycji na której planowano go umieścić. Jest jeszcze trochę czasu pa protesty, które oby odniosły skutek. Arcybiskup Milwaukee Jerome E. Listecki napisał, że artystka, która twierdzi, że jej praca jest takim komentarzem społecznym, oraz muzeum, które akceptuje to, w rzeczywistości obraża przywódcę kościoła, który pomaga poprzez swoich misjonarzy łagodzić ból cierpiących na całym świecie. Muszą oni zrozumieć, że zostaną za te działania odrzuceni przez ludzi, których sami obrazili.
Naprawdę nie rozumiecie co zrobiliście?
Rzecznik muzeum jakby nie rozumiał zarzutów. Twierdzi, że zauważył, że instytucja muzeum podlega różnorodnej krytyce. Na przykład w 2014 wystawa podsumowująca 500 lat malarstwa włoskiego, określana była „zbyt religijna.”
Modlitwa przebłagalna za grzechy
Przenajświętsza Trójco, Ojcze, Synu i Duchu Święty! Z najgłębszą czcią i żalem za moje grzechy, ofiaruję Tobie drogocenne Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo naszego Zbawiciela obecnego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza na całej kuli ziemskiej, jako zadośćuczynienie za grzechy, przez które On sam jest znieważany. Na mocy nieskończonych zasług Jego Najświętszego Serca i przez wstawiennictwo Niepokalanego Serca Maryi, proszę Cię o nawrócenie nieszczęśliwych grzeszników. Amen..
MP/patriotnewswire.com
Dziennikarka TVN24 zagięła polityków PiS. Wystarczyło, że zapytała ich o… konkrety programu

Prawo i Sprawiedliwość w swoich założeniach programowych umieściło m.in. zwiększenie ściągalności podatków o 52 mld złotych. Jedna z dziennikarek TVN24 BiŚ zapytała ich o to, w jaki sposób zamierzają ten cel zrealizować. Na to pytanie nie potrafili jednak rzeczowo odpowiedzieć ani rzecznik PiS Marcin Mastalerek ani wiceprezes Polski Razem Adam Bielan.
Na pierwszy front poszedł Marcin Mastalerek. Rzecznik PiS, zapytany rzeczowo przez Karolinę Hytrek–Prosiecką o to czy sposobem na zwiększenie ściągalności będzie większa liczba kontroli skarbowych, odpowiedział „nie, po prostu uszczelnimy system”. Jednak na pytanie jak PiS zamierza to zrobić, odpowiedzieć już nie umiał.
– …przecież są różne… przecież uszczelnienie systemu można robić na rożne sposoby… – jąkał się rzecznik.
– No właśnie, dlatego pytam jak?
– M.in…. eee m.in. eee… tymi, które są dostępne – odpowiedział w końcu wyraźnie z siebie zadowolony.
– Czyli?
– Zwiększyła kontrole to raczej Platforma, pani pamięta tę instrukcję…
– Ale ja pytam czym państwo chcą zyskać 52 miliardy…
– Dostępnymi zgodnie z prawem sposobami, które są zapisane w ustawach.
– Czyli jak?
– No dostępnymi zgodnie z prawem zapisanymi w ustawach instrumentami.
Niewiele lepiej wypadł w rozmowie z dziennikarką jeden z wiceprezesów Polski Razem Adam Bielan. Ten przekonywał bowiem, że wyższa ściągalność podatków jest możliwa do zrealizowania przy wzroście gospodarczym a PiS właśnie na taki wzrost w najbliższych latach liczy. Zapytany o to, co jeśli wzrostu jednak nie będzie i co jeśli się nie uda stwierdził natomiast:
– Dlaczego ma się nie udać? Pani premier Szydło mówiła przecież, że nie można cały czas zakładać, że coś się nie uda. A nuż się uda…
Równie słabo wypadli niedawno politycy prawicy w starciu z Moniką Olejnik. Beata Kempa i Marcin Mastalerek zapytani przez dziennikarkę o to, czym jest legendarna naprotechnologia promowana przez prawicę jako alternatywa dla in vitro, odpowiadali niemal jednakowo „Nie jestem lekarzem, nie odpowiem pani szczegółowo”.
Nowy rzecznik PiS. Elżbieta Witek: „Dołączam do drużyny”
Posłanka Elżbieta Witek będzie nowym rzecznikiem partii i klubu PiS, a dotychczas pełniący tę funkcję poseł Marcin Mastalerek pozostanie rzecznikiem sztabu partii – poinformował w poniedziałek prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– Elżbieta Witek to doświadczony parlamentarzysta, osoba poważna, mam do niej pełne zaufanie – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Jest znana w naszym środowisku z energii – dodał. Zabrała głos też nowa rzecznik PiS: – Włączam się do drużyny, która ma wiele pracy – powiedziała Witek na konferencji prasowej. – Nikogo nie zastępuję, po prostu dołączam – podkreśliła.
Prezes wyjaśnił też, dlaczego partia zdecydowała się na dwóch rzeczników: partii i sztabu. – Stoimy przed ogromnymi zadaniami związanymi z kampanią wyborczą i doszliśmy do wniosku, że należy rozdzielić funkcje rzecznika sztabu – szefem zostaje Marcin Mastalerek – od rzecznika partii i klubu – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Teraz trwa kampania nakierowana na Beatę Szydło, ale wkrótce rozpocznie się kampania promująca 1200 kandydatek i kandydatów – dodał.
Kaczyński: PO reprezentuje silnych
Kaczyński odniósł się też do krytycznych słów Ewy Kopacz o programie PiS. Premier powiedziała m.in., że budżet zaprezentowany przez Beatę Szydło „rozjeżdża się z rzeczywistością. – Ta władza reprezentuje silnych: korporacje, banki, a jeśli chodzi o średnio zamożnych, to są krzyki, że to jest niemożliwe, niewykonalne – ripostował na konferencji Kaczyński i dodał, że to dlatego obecny rząd ma problem ze ściąganiem podatków.
– My od dawna mówimy, że ustawa o podatku VAT nie działa. Złożyliśmy nową ustawę podatkową, która zostawia mniej miejsca na interpretację – dodał. – My chcemy normalnego państwa, normalnej konkurencji. Normalność jest wtedy, gdy wszyscy płacą podatki – podkreślił Kaczyński. Odniósł się też do kolejnych taśm, które ujawnił dzisiaj tygodnik „Do Rzeczy”. – Gdybyśmy mieli normalne państwo, prokuratura by się tym zajęła – powiedział. Dodał, że w tej chwili „nie mamy normalnego państwa, tylko państwo Platformy Obywatelskiej”.
Kaczyński powiedział też, że po jesiennych wyborach parlamentarnych nie będzie marszałkiem Sejmu. – Dam sobie jakoś radę – dodał. Podkreślił też, że nie będzie wzywał do bojkotu referendum, mimo że ich „zainteresowanie zadanymi pytaniami jest wątpliwe”.
Milion złotych za wydanie opinii w sprawie śmierci Jerzego Ziobry

Krakowski sąd rejonowy. Zbigniew, Krystyna i Witold Ziobrowie (2008) (Fot. Michal Lepecki / AG)
70 zł za godzinę pracy
Prawie milion złotych czy nawet 400 tysięcy złotych to sumy szokujące wysokością. – Ekspert z listy sądowej za opinię może dostać – o ile ma tytuł profesorski – około 70 zł za godzinę pracy. Stąd utarła się pewna kreatywna praktyka: biegli sądowi wykazują kilkadziesiąt-kilkaset godzin „zapoznawania się z aktami”, „analizy piśmiennictw” itp. Często końcowe wnioski opinii zajmują 2-3 strony z wielostronicowego dokumentu, za który finalnie płacą strony procesu. Rachunek za najdroższą opinię w mojej praktyce zawodowej, wydaną w pięcioosobowym składzie specjalistów, wyniósł 23 tys. zł – komentuje Jolanta Budzowska, pełnomocnik poszkodowanych w wielu sprawach dotyczących błędów medycznych. I dodaje: – Z szacunkową wyceną opinii sądowej na milion złotych nie spotkałam się nigdy.
– Opinię wydaną przez ten sam skład biegłych Sąd Najwyższy uznał za niewiarygodną, a pomimo tego sąd poprosił ich o kolejną. Dziwi mnie też kwota, jaką zażądali, bo jest niedorzeczna. Profesorom z Niemiec zapłaciłam za opinię w tej samej sprawie 25 tys. zł. Dlatego powołanie biegłych za milion lub nawet połowę tej kwoty jest skandalem – komentuje Krystyna Kornicka-Ziobro, wdowa po Jerzym Ziobro.
Przyjdzie Szydło i nastąpi raj

Beata Szydło (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)

„Media narodowe, nie publiczne”. „Trzeba wzmocnić medialne przebudzenie” [REFORMA MEDIALNA PIS]
– Najważniejsza sprawa, to zasadnicza reforma mediów narodowych, które nazywane są mediami publicznymi – mówiła posłanka Barbara Bubula podczas panelu poświęconego kulturze i mediom w trakcie sobotniej konwencji programowej PiS.
– Wybór naszego prezydenta pokazał, że stworzyliśmy własne sposoby komunikowania się, które to zwycięstwo umożliwiły. Celem mądrej polityki naszego obozu politycznego powinno być wzmocnienie tego medialnego przebudzenia. Warto uspołecznić i zdekolonizować to, co w okresie 25 lat zostało w dziedzinie środków przekazu Polakom zabrane – powiedziała Bubula.
– Obecne spółki skarbu państwa chcemy przekształcić w instytucje kultury lub instytucje wyższej użyteczności publicznej, aby odejść od tego koszmarnego modelu spółki prawa handlowego, który wymusza działania jedynie komercyjne – dodała. Co jeszcze zakłada reforma medialna według Prawa i Sprawiedliwości?
Po pierwsze: „zdjęcie komercyjnej klątwy”
Zarządy „mediów narodowych” będą jednoosobowe, a prezesów wybierze się spośród autorytetów świata kultury i mediów. „Media narodowe”, czyli Telewizja Polska i Polskie Radio, będą „w co najmniej 75 proc. finansowane ze środków publicznych”. – Zapewnimy im środki w wysokości co najmniej 1 promila PKB, co wynosi ok. 1,5 mld zł. Taki poziom finansowania pozwoli na znaczne ograniczenie emisji reklam w TVP. Zdjęcie „komercyjnej klątwy” doprowadzi do zwiększenia programów poświęconych kulturze wysokiej, edukacji historycznej i pogłębionej debacie publicznej – stwierdziła Bubula.
A co posłanka Bubula rozumie poprzez kulturę wysoką? Przede wszystkim wielkie produkcje filmowe i seriale oparte na klasyce polskiej literatury. – Chcemy, aby co roku powstały co najmniej dwa seriale historyczne, wypełniające białe plamy w świadomości historycznej polskiego narodu – wyjaśniła.
Zdaniem Jarosława Sellina najważniejszym zadaniem państwa jest wprowadzenie „systemowej polityki historycznej”. – Trzeba skończyć z dominacją pedagogiki wstydu i antypatriotycznego rewizjonizmu w opowieściach o naszej historii. Mądra polityka historyczna powinna podtrzymywać dumę z naszej przeszłości i lansować nasz punkt widzenia na oceny przeszłości w dialogu z innymi narodami – mówił. Zapowiedział też wsparcie budowy takich instytucji jak Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce i Muzeum Bitwy.
Po drugie: „nadrobić braki w edukacji obywatelskiej Polaków”
Drugie założenie proponowanej reformy mediów to „przywrócenie dialogu społecznego i właściwej debaty publicznej”. – W porze największej oglądalności trzeba skutecznie nadrobić braki w edukacji obywatelskiej Polaków, wyjaśnić im zasady funkcjonowania państwa i najważniejszych dziedzin życia zbiorowego, jak edukacji, służby zdrowia, systemu emerytalnego, budżetu. Trzeba wreszcie odejść od infantylnej, tabloidowej formy programów informacyjnych i publicystycznych – mówiła Bubula.
Po trzecie: „powstrzymać kapitał zagraniczny”
Kolejny punkt postulowanej reformy dotyczy „zatrzymania monopolizacji mediów przez kapitał zagraniczny”. Służyć temu mają wprowadzone do polskiego prawa przepisy antymonopolowe, dotyczące dopuszczalnego (np. na poziomie 20-25 proc.) udziału w rynku mediów danego typu przez podmioty powiązane kapitałowo z zagranicą.
– Nie może być tak, że przejęcie całego rynku prasy regionalnej przez niemiecki koncern nastąpiło przy zgodzie UOKiK – wyjaśniła posłanka.
Po czwarte: „wzmocnić lokalne media”
Jak mówiła posłanka, wzmocnione powinny zostać regionalne i lokalne stacje radiowe i telewizyjne. Przeznaczona na to ma być co najmniej połowa środków publicznych dla mediów narodowych, ponieważ – jak podkreśliła – „z umiejętności i zasobów mediów regionalnych w ogóle się dziś nie korzysta”.
Barbara Bubula zapowiedziała także usprawnienie kolportażu prasy lokalnej, m.in. poprzez sieć Poczty Polskiej, i wspieranie rozwoju lokalnych mediów obywatelskich.
Panelista Maciej Łopiński mówił też o potrzebie ponownej weryfikacji podziału instytucji kultury na państwowe i samorządowe. Wskazał, że ranga niektórych instytucji przemawia za przejęciem odpowiedzialności za nie przez władze centralne.
Po piąte: nowe prawo prasowe
W programie reformy mediów znalazła się także konieczność napisania nowego prawa prasowego, uwzględniającego współczesny stan środków masowego przekazu. – Wzmocnimy w nim pozycję dziennikarza – twórcy, a także kontrolną funkcję mediów w państwie – powiedziała posłanka, zastrzegając, że ustawa powinna powstawać w dialogu wszystkich zainteresowanych stron, głównie środowiska dziennikarskiego.
Po szóste: rady programowe widzów
W planowanej reformie uwzględniono też wsparcie dla organizacji społecznego monitoringu mediów. – Chcemy, żeby państwo wspierało taką działalność i włączyło przedstawicieli tych organizacji w skład rad programowych mediów – powiedziała Bubula.
– Współczesność mediów oznacza także większy udział widzów w tworzeniu programu. Nastąpi radykalne zwiększenie kompetencji rad programowych, które wyłonimy spośród aktywnych widzów. Rady programowe w formie corocznego absolutorium programowego mogą naszym zdaniem decydować o przedłużeniu kontraktów prezesom radiofonii i telewizji – poinformowała posłanka.
Po siódme: wsparcie pluralizmu mediów
Jako kolejne działanie planowana reforma przewiduje także wsparcie pluralizmu mediów – co ma nastąpić poprzez zniesienie w ustawie Prawo telekomunikacyjne obowiązku opłat za częstotliwości radiowe dla nadawców społecznych oraz wprowadzenie obniżenia opłat koncesyjnych i opłat za częstotliwości dla nadawców rezygnujących z połowy czasu reklamowego.
Po ósme: ochrona dzieci przed pornografią
Ostatnie założenie reformy przewiduje, że w Prawie telekomunikacyjnym wprowadzone zostaną przepisy chroniące dzieci przed dostępem do pornografii w telefonii komórkowej i internecie, poprzez nakazanie operatorom domyślnego zastosowania filtrów chroniących dzieci.
GROM idzie na BOR. Jak ochroniarze Kaczyńskiego wyznaczają funkcjonariuszy BOR do ochrony Andrzeja Dudy
Rzecznik BOR mjr Dariusz Aleksandrowicz oficjalne pytania „Wyborczej” przekazuje MSW. A ministerstwo odpisuje: „Szef BOR w celu powołania grupy ochronnej dla osoby nowo objętej ochroną wyznacza funkcjonariuszy, którzy w procesie doboru zostali wyłonieni z grona kandydatów jako osoby o najwyższym poziomie wyszkolenia”. I najważniejsze: według MSW „w związku z dbałością o jak najwyższą efektywność czynności mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa osobom ochranianym szef BOR w doborze osób może uwzględnić indywidualne sugestie lub preferencje VIP-a, jeśli ich akceptacja nie wpływa na obniżenie kompetencyjnych kryteriów doboru”.
Marcin Kędryna, który w biurze Andrzeja Dudy zajmuje się obsługą mediów, mówi, że nie jest w stanie dać odpowiedzi na pytanie, kto dobierał skład grupy chroniącej elekta oraz jakie były kryteria.
Pawlikowski i teczka nr 285
Płk Pawlikowski mocno zabiega, by był odbierany jako człowiek bliski PiS, który wkrótce będzie rozdawał karty w BOR. Od kilku lat razem ze swoim dawnym zastępcą płk. Tomaszem Grudzińskim występuje z krytyką Biura na dorocznych konferencjach smoleńskich, a w prawicowych mediach wystawia obecnemu BOR negatywne cenzurki nawet za takie rzeczy jak współpraca z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. – Gdyby zabezpieczenie wizyty było dopracowane, to prawdopodobnie pan prezydent i członkowie delegacji byliby wśród nas, żywych – mówił o katastrofie smoleńskiej w 2013 r. „Naszemu Dziennikowi”. Takimi wypowiedziami wsparł prokuraturę, która postawiła w stan oskarżenia gen. Pawła Bielawnego, w kwietniu 2010 r. wiceszefa BOR, za przygotowanie zakończonej tragicznie wizyty w Smoleńsku.
Tymczasem wstydliwą tajemnicą Pawlikowskiego jest to, że w czasach gdy kierował BOR, podobna wizyta Lecha Kaczyńskiego była zorganizowana tak, że całość ochrony polskiej delegacji oddano w ręce Rosjan. Dokument BOR o nazwie „Teczka nr 285” opisuje przedsięwzięcie ochronne, jakim był wylot do Smoleńska Lecha Kaczyńskiego z delegacją. Było to 17 września 2007 r. BOR nie sprawdził lotniska, ochronę wizyty wzięły na siebie rosyjskie służby specjalne (FSO i FSB), które nie przekazały BOR „żadnych informacji na temat szczegółów dotyczących zabezpieczenia miejsc pobytu Prezydenta”. Lotnisko i samolot prezydenta na postoju zabezpieczali Rosjanie. Podobnie jak przejazd polskiej delegacji od Katynia, wizytę w cerkwi i spotkanie z Polonią. BOR-owcy nie mogli mieć ze sobą broni, nie mieli też informacji o częstotliwościach radiowych służb rosyjskich, by w razie czego włączyć się w ich działania. Ale w podsumowaniu współpraca ze strony FSO i FSB została przez BOR pod dowództwem Pawlikowskiego oceniona jako „nienaganna”.
Gdy dwa lata temu „Wyborcza” opisała „Teczkę nr 285”, Pawlikowski był oburzony, że ujawniono tajemnicę państwową, a posłowie PiS chcieli zawiadomić prokuraturę. Dzisiaj nasza redakcja ma kopię tej teczki, na skanach prezentujemy jej najważniejsze fragmenty.
„Do Rzeczy” publikuje nowe nagrania z „afery taśmowej”. Kwaśniewski i Kalisz mieli rozmawiać o domniemanej korupcji w MON
„Mają tam pełny sprzęt. I dlatego trzeba omijać jak diabli”
Uczestnicy spotkania mieli się także przestrzegać przed podsłuchami montowanymi ich zdaniem w innych lokalach. „Niestety poddał się temu właściciel restauracji. Czyli ten pierwszy i on pozwolił… I on pozwolił na to i oni tam założyli to i to działa (…). To mają tam pełny sprzęt. I dlatego trzeba omijać jak diabli” – miał ostrzegać Kwaśniewski.
Tygodnik opisuje też, że po wyjściu byłego prezydenta uczestnicy spotkania „dostrzegli jakiś sprzęt”. Gazeta przypuszcza, że prawdopodobnie tylko w żartach stwierdzili, że zostali nagrani, bo kontynuują rozmowy.
Kalisz: Nie komentuję nielegalnie podsłuchanych rozmów
Jeszcze wczoraj swoje stanowisko ws. publikacji „Do Rzeczy” przedstawiła Służba Kontrwywiadu Wojskowego. „Gen. Janusz Nosek oświadcza, że nigdy nie przekazywał jakichkolwiek informacji o działalności SKW posłowi Ryszardowi Kaliszowi, w szczególności nie sugerował, że dysponuje dowodami w konkretnych sprawach. Gen. Nosek potwierdza, że zgodnie z procedurami przekazywał wszystkie materiały wyłącznie prokuraturze” – oświadczyła SKW.
O rewelacjach gazety nie chciał natomiast rozmawiać Kalisz. Poseł pytany o publikację tygodnika odpowiedział, że nie komentuje „nielegalnie podsłuchanych rozmów”. – Tyle mam do powiedzenia – dodał.
Skutki podsłuchów
Prokuratura Okręgowa Warszawa – Praga prowadzi śledztwo dotyczące tzw. afery podsłuchowej. Chodzi o podsłuchiwanie od lipca 2013 r. w dwóch warszawskich restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Zarzuty w tym śledztwie usłyszeli dwaj biznesmeni oraz dwaj pracownicy restauracji, w których dokonywano podsłuchów.
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie upublicznienia legalnie wykonanych fotokopii akt tego śledztwa i postawiła zarzut Zbigniewowi S.
Po nielegalnym upublicznieniu tych akt z funkcji w rządzie zrezygnowały osoby, które – jak mówiła premier Ewa Kopacz – „pojawiają się na taśmach” – ministrowie: zdrowia Bartosz Arłukowicz, sportu Andrzej Biernat, skarbu Włodzimierz Karpiński. Zrezygnowali też wiceministrowie: skarbu Rafał Baniak, środowiska Stanisław Gawłowski, gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Z funkcji szefa doradców premiera odszedł Jacek Rostowski, a z funkcji koordynatora służb specjalnych – Jacek Cichocki (pozostał szefem KPRM).
WIKISYF, czyli ŁAPY PRECZ OD MOJEJ RODZINY
Oto co przeczytałem w Wikipedii. Tomasz Lis urodził sie w Zielonej Górze jako syn Stefana Lisa (ur. 1949), oraz matki Wandy. Ojciec Tomasza Lisa z pochodzenia Białorusin, do 1953 r. legitymujący się jako Stiepan Eduardowcz Lisienko), początkowo służył w wojsku polskim jako podoficer polityczny, w późniejszym okresie był etatowym pracownikiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR oraz WUSW.
Co z tego jest prawdą? To, że urodziłem się w Zielonej górze oraz to, że jestem synem Stefana i Wandy. Cała Reszta to PIS-owska fałszywka, od wielu miesięcy metodycznie kolportowana na prawicowych forach i we wpisach, na których udzielają się tysiące(to stwierdzenie szefa internetowej kampanii pana Dudy) PIS-owskich internetowych trolli.
Mój ojciec nie jest z pochodzenia Białorusinem, nigdy na Białorusi nie był. Jest synem Stanisława, urodził się w Krotoszynie w Wielkopolsce, tak jak jego ojciec, dziad, pradziad i prapradziad. Nigdy nie był więc ani Stiepanem, ani Eduardowiczem, ani Lisienką, nigdy nie zmieniał nazwiska, nigdy nie był podoficerem politycznym, nigdy nie był zatrudniony w KW PZPR ani w WUSW. Nie urodził się w roku 1949 (wtedy płodząc mnie miałby lat 16), ale 12 lat wcześniej, w roku 1937. Same ordynarne kłamstwa.
By sprawdzić kim są moi rodzice, wystarczy zajrzeć do ksiąg w urzędzie stanu cywilnego. Rozumiem jednak, że nie o prawdę tu idzie, ale o potwarz, nie o fakty, ale o dorobienie komuś mordy. PIS-owcy, jako prawdziwi katolicy, serca mają przepełnione miłością bliźniego. Zapewne stąd wynika potrzeba oplucia każdego, kto z pewnie niepatriotycznych powodów PIS-owi nie kibicuje. A nawet wręcz przeciwnie.
Oczywiście mój ojciec nie jest prezydentem Komorowskim. Skoro w naszym pięknym kraju można totalnie zgnoić prezydenta, robiąc z niego Komoruskiego i jakiegoś agenta WSI albo i NKWD albo KGB, to tym bardziej można zgnoić jakiegoś Lisa, robiąc z niego Lisienkę.
Oczywiście, tak w naszym katolickim, chrześcijańskim, pełnym miłości bliźniego kraju jest. Ale nie znaczy to, że na takie, oj przychodzi mi tu do głowy kilka naprawdę mocnych słów, że na takie draństwo niech będzie, ja się nie zgadzam i nigdy nie zgodzę.
Nie widzę bowiem powodu, by jaka swołocz zmieniała życiorys mi i moim krewnym. Nie zgadzam się na to dziś, nie zgodzę się nigdy.
Oczywiście, znam naturę prawicowych trolli. Za chwilę we wpisach pod tym tekstem przeczytam, że „uderz w stół nożyce się odezwą”, albo, „panie Lis, nich pan się nie wstydzi rodziny”, albo inne trollowe brednie. Jak zawsze kolportowane z rozmaitych ip, jak zwykle z profili, których użytkownicy urodzili się 1 stycznia albo 31 grudnia, bo to jest natura tych fake’owych zazwyczaj internetowych kont.
Szczerze? Mam to gdzieś. Ale jednocześnie ostrzegam. Nie będzie mi swołocz zmieniała CV. Jeśli kiedykolwiek te kłamstwa przeczytam oficjalnie, będzie proces. Jutro będę interweniował w Wikipedii. Jeśli nie zmienią tego fałszywego wpisu, wytoczę im proces. Nie odpuszczę. Dla zasady.
Jeszcze raz. Mój ojciec urodził się w Wielkopolsce, jest z dziada pradziada Wielkopolaninem, moja mama urodziła się w Polsce, jej rodzice przyjechali tu w 46 roku z Wileńszczyzny. Jej ojciec w 46 roku został zamordowany przez funkcjonariusza UB. Nigdy nie widziała ojca, ja dziadka. I to by był, w skróconej formie, zapis w departamencie „moje dzieciństwo”.
Bardzo mi przykro, że Wikipedia stała się forum do nagłaśniania nienawistnych bredni. Ale ja raczej nigdy nie poprzestaję na tym, że jest mi przykro. Chcieliście zabawy? Będzie zabawa.
Polska Mieszka I na salonach Europy

Fot. Archiwum

W ”Objazdowym Muzeum Historii Polski” czytaj:
Polska Mieszka I na salonach Europy
Skąd się wzięła Polska? Kto, kiedy i dlaczego wpadł na ten „pomysł”?
Ni Czech, ni wiking – skąd pochodzą Piastowie
W okresie międzywojennym pojawiła się hipoteza, jakoby Mieszko I nosił imię Dagome wywodzące się od skandynawskiego Dagr. Tym samym miał on być wikingiem, który przejął władzę w państwie Polan. Płynie w nas normańska krew?
Armia Mieszka I
Książęca drużyna Mieszka I liczyła 3 tys. wojów. Część z nich stacjonowała przy księciu, reszta – w największych grodach.
Co jedli Słowianie?
Jak wyglądał codzienny jadłospis w X w.?
Gniezno i Poznań – nasze pierwsze stolice
Gniezno zawsze wydawało się nam najstarszą siedzibą Piastów. W sytuacji, gdy było stolicą ideową i religijną, wszystko próbowano wywodzić z „gniazda” – ród, historię. Okazuje się, że niesłusznie
Szlak piastowskich grodów
Wycieczka śladem pierwszych Piastów
Wiking, Polak, dwa bratanki
W XI-wiecznej Polsce spotkania z wikingami nie należały do rzadkości. Pierwsi władcy Polski prawdopodobnie często korzystali z pomocy północnych wojowników, zatrudniając ich jako najemników