Hairwald

W ciętej ranie obecności

Archive for the tag “Joachim Brudzński”

Pomniki Kaczyńskiego zdemontować!

Tomasz Komenda przesiedział w więzieniu 18 lat, skazany za gwałt i morderstwo i dopiero w tym roku okazało się, że chłopak był niewinny. Teraz szuka się winnych całej tej sytuacji. Zbigniew Ziobro uważa, że za błędy w śledztwie i skazanie niewinnego człowieka odpowiada Hanna Suchocka. Czy rzeczywiście?

Ministrem Sprawiedliwości i prokuratorem generalnym w latach 2000 – 2001 był Lech Kaczyński (z ramienia AWS – Akcji Wyborczej Solidarność, która wtedy wygrała wybory). Nowy minister rozpoczął swoje urzędowanie z programem ścigania przestępców, który miał ułatwić cała procedurę śledczą i ich karanie. Jak napisała „Gazeta Wyborcza”- od prokuratorów żądał propozycji surowych wyroków i nakazywał, by w jak największej liczbie spraw, występowali o karę aresztu. Bezpośrednio ingerował w działania podległych mu prokuratorów i nie ukrywał, że „wykorzystujemy instytucję nadzoru dla wywierania nieustannego nacisku na zaostrzenie działań prokuratury. Ster został przestawiony, choć oczywiście przed okrętem jeszcze długa droga”. Uważał też, że polskie sądy i oskarżyciele są zbyt „liberalni” wobec przestępców. Był zwolennikiem kary śmierci.

Sprawą Tomasza Komendy zainteresowała Lecha Kaczyńskiego Ewa Szymecka, adwokatka rodziny zamordowanej. Jak wspomina, „gdy opowiadałam mu o sprawie, złapał się za głowę i powiedział, że jeżeli chociaż połowa z tego, co mówię, jest prawdą, to musi się zająć tą sprawą. Po rozmowie ściągnął akta sprawy do Warszawy”. To wówczas Komendzie, który już przebywał w areszcie, postawiono zarzut gwałtu ze szczególnym okrucieństwem.

Lech Kaczyński bardzo zaangażował się w tę sprawę – czytamy w gazecie. Śledczym zarzucił opieszałość, odwołał więc prowadzących, a na ich miejsce powołał nowych, którzy mieli być bardziej skuteczni w działaniu i szybko doprowadzić do skazania winnego. Oburzał się, że „prokurator powiada pełnomocnikowi rodziny, że co najwyżej może jednemu ze sprawców postawić zarzut gwałtu. Są ślady zębów tego zbira (czyli Tomasza Komendy – przypomnienie redakcji), ślady DNA, wszelkie możliwe znaki – i nie można postawić zarzutu. Taki sposób interpretacji praw człowieka, które czynią przestępców bezkarnymi, a ofiary bezbronnymi, stanowi zagrożenie dla porządku społecznego”. Jak powiedział GW –  Kazimierz Olejnik, który objął funkcję po Lechu Kaczyńskim – „Takie wypowiedzi jak w wywiadzie są formą presji. W tamtych czasach każdy pogląd ministra to było zalecenie do wykonania”. Świadkowie przyznają teraz, że byli zastraszani przez policję, a w kwietniu 2001 prokurator Tomasz Fedyk skierował akt oskarżenia do sądu i Komenda został skazany na 25 lat więzienia.

Dzisiaj Zbigniew Ziobro podkreśla swoje zasługi w uwolnieniu Tomasza Komendy, jednocześnie zaprzeczając, jakoby to właśnie Lech Kaczyński przyczynił się swoimi naciskami i przeprowadzoną rewolucją w prokuraturze, na skazanie osoby niewinnej. Czyż może mówić coś innego? To przecież on był najbliższym współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego, który musi być zachowany w pamięci narodu jak bohater bez skazy, bo tego sobie życzy rządząca partia.

Tomasz Komenda walczy teraz o odszkodowanie. Zbigniew Ziobro chce wykazać, że całą winę za tę sytuację ponoszą „inni”, a my pamiętajmy słowa Lecha Kaczyńskiego, które powiedział zapytany w 2000 roku przez Jarosława Kurskiego o „ryzyko pomyłki sądowej” – „Każda działalność wiąże się z ryzykiem pomyłki i nie ma takiej procedury, która może ją wyeliminować”. Czy do tej pomyłki by doszło, gdyby nie jego naciski?

W czasie śledztwa dotyczącego marca 1968 r. Antoni Macierewicz obciążył w zeznaniach cztery osoby – wynika z ustaleń autorów biografii byłego szefa MON, która ukaże się 6 czerwca. „Wprost” jako pierwszy publikuje fragmenty tekstu.

Książkę „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” wydaje wydawnictwo „Znak”. Z ustaleń autorów wynika, że w trakcie śledztwa po marcu 1968 r. Macierewicz obciążył w swych zeznaniach cztery osoby. Chodzi o kolegów z opozycyjnej działalności studenckiej: Wojciecha Onyszkiewicza (późniejszego założyciela KOR), Piotra Bachurzewskiego (pasierba prof. Władysława Bartoszewskiego), a także Elżbietę Bakinowską, córkę Stefana Bakinowskiego, w czasie wojny żołnierza Armii Andersa, później współtwórcy i redaktora katolickiego miesięcznika „Więź”, oraz doc. Henryka Samsonowicza, dziś emerytowanego profesora historii.

Macierewicz ujawnia szczegółowe okoliczności przygotowywania i kolportowania ulotek w okresie marca 1968 r. z Onyszkiewiczem i Bachurzewskim. Szczególnie niekorzystne zeznania dotyczą Onyszkiewicza. Macierewicz zeznaje, że Wojciech przechowywał u niego 800 ulotek pt. „Robotnicy” przeznaczonych dla pracowników fabryk. Mówi, że schował te ulotki do szafki pod oknem, miało być na jeden dzień, wyszło na trzy albo cztery.

To bardzo poważny zarzut. Władza wyjątkowo negatywnie patrzy na kontakty opozycji z robotnikami. Podprokurator Lewandowska pisze: „18 czerwca na podstawie wyjaśnień Macierewicza Wojciech Onyszkiewicz stanął pod zarzutem popełnienia przestępstwa z art. 170 kodeksu karnego”. Przepis mówi, że kto „rozpowszechnia fałszywe informacje mogące wywołać niepokój publiczny”, podlega karze do dwóch lat więzienia.

O tym, że Macierewicz mógł świadomie szkodzić kolegom, świadczą zeznania przebywającego z nim w celi agenta o kryptonimie „Krzysztof”.

  • „Wracając do sprawy ulotek wzywających do strajku, Macierewicz powiedział mi, że ujawnił drugą osobę mającą związek z tą sprawą, a mianowicie Piotra. Macierewicz opowiadał, że w trakcie i po składaniu wyjaśnień, którymi obciąża kolegów, stara się specjalnie stworzyć wrażenie wstrząsającego go przeżycia tego faktu, chcąc zachować wobec oficera śledczego «twarz»”.

Oprócz Onyszkiewicza i Bachurzewskiego, Macierewicz obciąża podczas swoich przesłuchań jeszcze dwie inne osoby: Elżbietę Bakinowską i docenta Henryka Samsonowicza. Potwierdza, że Bakinowska na jego prośbę ukrywała maszynę do pisania, na której sporządzał ulotki. Tymczasem ona sama, zgodnie z przyjętą wcześniej wersją, twierdziła, że maszynę kupiła na bazarze. Macierewicz mówi też o ukrywanych przed SB swoich kontaktach z doc. Samsonowiczem.

Na zeznania Macierewicza kilka lat temu natknął się profesor Andrzej Friszke, gdy zbierał materiały do książki „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi”. Treść dokumentów go zaskoczyła.

– Jego postawa w śledztwie jest nietypowa – mówi nam profesor Friszke. – Macierewicz składał zdecydowanie zbyt obszerne zeznania, ale to w marcu 1968 roku nie było niczym wyjątkowym. Większość aresztowanych studentów mówiła wtedy za dużo. Cóż, byli młodzi, chcieli się zapewne w ten sposób ratować. Jednak Macierewicz zdradzał wątki, o których bezpieka nie mogła mieć wiedzy. Dotyczy to ulotek, które mieli kolportować Onyszkiewicz i Bachurzewski, ale też wątku maszyny do pisania. W ten sposób wsypał trzy osoby: Onyszkiewicza, Bachurzewskiego i Bakinowską. Onyszkiewiczowi wystarczyło na ukręcenie aktu oskarżenia. Zeznania Macierewicza obciążyły też docenta Henryka Samsonowicza, choć w tym przypadku jestem skłonny uznać, że wielkiej szkody mu nie wyrządziły.

  • Zaskakujące jest także to, że obciążając innych, w zasadzie nie odciąża siebie. „Logika sypania” w śledztwie jest zwykle taka: zrzucę część winy na innych, w zamian uzyskam łagodniejszy wymiar kary. Macierewicz tego nie robi. Ujawniając „grzechy” innych, nie wybiela siebie.

W 2010 r. profesor Friszke wydaje książkę „Anatomia buntu”. Kilka akapitów poświęca Macierewiczowi i jego zeznaniom obciążającym Wojciecha Onyszkiewicza. Macierewicz wpada w panikę. Zapewnia Wojciecha, że jego zeznania nie wyszły poza to, co SB już o nim wiedziało. Pod wpływem presji Onyszkiewicz wydaje oświadczenie, w którym usprawiedliwia Antoniego. Antek proponował, żebym opublikował konkretny tekst, ale ja go mocno zmieniłem – wspomina Onyszkiewicz. – Pisanie oświadczenia to był dla mnie duży stres. Przekaz był mniej więcej taki: to ja sypnąłem na Antka, a nie odwrotnie.

Macierewicz upowszechnia tekst Onyszkiewicza, gdzie się da. Ale z Onyszkiewiczem kontaktuje się wtedy profesor Friszke. Pokazuje nieznane Onyszkiewiczowi dokumenty. Wynika z nich, że wbrew swoim zapewnieniom Macierewicz mówił funkcjonariuszom dużo. I że były to rzeczy mocno obciążające.

– Rozmowa z Onyszkiewiczem w 2010 roku nie była łatwa – opowiada prof. Friszke. – To prawda: on w śledztwie prawdopodobnie powiedział o dwa zdania za dużo. Śledczy, zgodnie ze swoimi regułami, przytoczyli zapewne te słowa Macierewiczowi tak, by ten odniósł mylne wrażenie, że przyjaciel go zdradził. Odpowiedzią były jednak tak szczegółowe zeznania dotyczące Wojciecha, że można to wyjaśnić chyba tylko chęcią zemsty.

Znacznie gorsze wydaje mi się jednak to, co dzieje się później. Macierewicz wychodzi z więzienia i przez kolejne pięćdziesiąt lat przedstawia się w oczach przyjaciela jako jego ofiara. Podtrzymuje w Onyszkiewiczu poczucie winy, wzbudza nieprawdziwe przekonanie, że ten, w chwili próby, nie zdał egzaminu. Przepraszam, być może wyjdę z roli chłodnego historyka, ale dla mnie to moralnie obrzydliwe.

Onyszkiewicz nie lubi wracać do sprawy. Mówi, że postawę Antoniego trzeba oceniać przez pryzmat późniejszych zasług, które są przecież niepodważalne. – Przez lata sytuacja była dla mnie czarno-biała: ja jestem sprawcą, Macierewicz ofiarą.Dziś wiem, że Andrzej Friszke miał prawo napisać to, co napisał.

Brudziński, pyszczek delfina

PAMIĘTAJMY DZIŚ O TYCH NAJWIĘKSZYCH BOHATERSKICH MATKACH, KTÓRE TRWAJĄ W SEJMIE W WALCE O GODNOŚĆ SWOICH DZIECI

Mateusz Morawiecki w RMF FM wychwalał działania podjęte przez rząd w sprawie niepełnosprawnych. Premier stwierdził, że kwota, której domagają się protestujący „została nawet przekroczona”.

Do burzliwej sytuacji doszło po godzinie 13.00, kiedy to protestujący próbowali wywiesić za oknem transparent, który byłby widoczny z zewnątrz. Baner z hasłem „Polish Disabled Children Beg for a Decent Life” („Polskie niepełnosprawne dzieci błagają o godne życie”) miał być skierowany do zagranicznych gości, którzy w weekend odwiedzą polski parlament w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego NATO.

„Proszę mnie nie szarpać”

– Dbamy o bezpieczeństwo, aby pani nie wypadła – mówili strażnicy siłą odciągając od okna Iwonę Hartwich.

– Niech się pan nie boi, ja jestem za mała, nie wypadnę. Proszę mnie nie dotykać – odpowiadała protestująca matka.

Doszło do przepychanek. Finalnie protestujący zostali odsunięci od okien.

https://twitter.com/jacek_liberski/status/999625474694418433

– Tego typu ekspresja jest dla nas bardzo trudna i narusza zasady bezpieczeństwa. Jeśli protest zmienia swój charakter, zmienia się jego ekspresja, to musimy się dostosowywać – mówił Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu.

Sesja specjalna NATO

W Sejmie trwają przygotowania do sesji specjalnej Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. Uczestnicy prawdopodobnie nie będą wchodzić głównym wejściem.

Na rozpoczynający się jutro parlamentarny szczyt państw NATO przyjadą zagraniczne delegacje i dziennikarze. Obrady zostały tak przygotowane, aby goście nie znaleźli się bezpośrednio przy protestujących.

– Myślę , że protest ma główny wpływ na organizację szczytu – mówił w Sejmie Andrzej Grzegrzółka. Na pytanie, czy goście będą mogli porozmawiać z protestującymi, odparł: – Jeżeli będzie wielka potrzeba ekspresji, to do tego kontaktu dojdzie – powiedział.

4. kompromis protestujących

Zanim doszło do przepychanek protestujący po raz kolejny zaprosili do rozmów premiera Mateusza Morawieckiego i minister Elżbietę Rafalską. Przedstawili też propozycję czwartego kompromisu.

– Rozumiemy, że w tym roku budżet jest zamknięty. Chcielibyśmy porozmawiać o pomocy 500 zł dla osób niezdolnych do samodzielnej egzystencji od nowego roku – proponowali rodzicie.
Minister Rafalska w tym czasie rozmawiała z przedstawicielami innych środowisk osób niepełnosprawnych w centrum „Dialog”. – Żadnych deklaracji na gorąco nie mogę składać – mówiła po opuszczeniu centrum.
Janina Ochojska zadeklarowała, że chce ponownie spróbować spotkać się z protestującymi w Sejmie i poprosiła marszałka Kuchcińskiego o zgodę na wejście.

JUSTYNA KOĆ: Czy te wydarzenia świadczą o tym, że konflikt protestujących w Sejmie niepełnosprawnych i ich opiekunów zaostrza się?

DR MAREK MIGALSKI: On już się zaostrzył. Nie wiem, czy będzie dalej eskalował, ale na pewno dziś mieliśmy do czynienia z kulminacją. Jeszcze tak ostro między prostującymi a Strażą Marszałkowską nie było. Trochę od celów politycznych marszałka i determinacji protestujących zależy, czy tego typu sceny będą się powtarzać.

Straży Marszałkowskiej puszczają nerwy, a może tylko wykonują polecenia marszałka Kuchcińskiego. To, że protestujący są już wyczerpani, także psychicznie, wiemy, bo oni sami o tym mówią. Siedzą zamknięci w Sejmie od ponad miesiąca. 

Czynnikiem zapalnym jest zaczynające się zgromadzenie parlamentarne NATO; bezpośrednią przyczyną tego zajścia była próba wywieszenia anglojęzycznego baneru. Moim zdaniem okazało się, że to jest czerwona linia, za którą protestujący nie mogą się posunąć, bo następuje reakcja władzy. To oznaczałoby, że zarówno marszałek Kuchciński, jak i władza, nie chce dopuścić do tego, żeby o tym, niszczącym obraz Polski proteście dowiedziała się zagranica. Tyle tylko, że to jest myślenie rodem z XIX wieku, kiedy ktoś powie „cichosza” i uda, że nie ma problemu, wprowadzi gości tylnymi wejściem, to nikt się nie dowie. Zresztą uważam, że

filmiki z tego skandalicznego zachowania Straży Marszałkowskiej jeszcze dzisiaj powinny znaleźć się na skrzynkach mailowych wszystkich członków zgromadzenia parlamentarnego NATO. Gdyby tak się stało, to efekt tego dzisiejszego zdarzenia byłby odwrotny niż zamierzano.

Sami protestujący mają telefony z Internetem. Prawdopodobnie te obrazki już się rozchodzą po świecie.

I są niszczące dla obozu władzy. Jeśli po jednej stronie mamy władzę, która wydaje 4 mln złotych na 100 grających patriotycznych ławek, albo wydaje miliony ze spółek Skarbu Państwa na szaleństwa pana Świrskiego w postaci akcji billboardowych, jeżeli zatrudnia tysiącami swoich działaczy, zwolenników i politycznych kiboli w państwowych spółkach, wreszcie jeżeli daje takie świadczenia jak 500 plus czy 300 zł na wyprawkę wszystkim, a więc również milionerom, a nie jest w stanie znaleźć po 500 zł na niepełnosprawnych, to tego typu obrazki są bardzo złe dla władzy. Te 500 zł to jest tyle, ile pani Sadurska czy pan Obajtek w Orlenie zarabiają w godzinę.

Takie zderzenie jest dla każdej władzy niszczące, zwłaszcza dla tej, która szczyciła się swoim solidaryzmem społecznym.

Dziś protestujący zaproponowali czwarty kompromis. To kolejne wyjście naprzeciw władzy.

Politycznie taka postawa wygląda jak koncyliacyjna, kompromisowa, dlatego stronie rządowej będzie jeszcze trudniej wytłumaczyć, że tego nie może spełnić, zwłaszcza że wczoraj usłyszeliśmy, że są pieniądze na 22 mosty. Są pieniądze na elektryczne samochody i strzelnice, jest miliard zł na telewizję publiczną, która jest tubą propagandową, a na potrzeby tych ludzi nie ma. Tu rząd będzie miał dużą trudność z tłumaczeniem, dlaczego nie spełnia żądań.

Z jednej strony badania pokazują, że Polacy uważają, że należy spełnić postulaty protestujących, a z drugiej strony PiS nie odnotowuje spadku poparcia. Jak to możliwe?

Rzadko kiedy jedno wydarzenie niszczy formację polityczną. Ostatnim takim wydarzeniem był słynny wyjazd na Maderę, ale też proszę zwrócić uwagę, że ten niszczący efekt nastąpił dopiero rok później. PiS nie przegra bądź wygra dlatego, że wyjdzie z tego kryzysu dobrze, albo nie wyjdzie.

O ewentualnej przegranej zadecyduje suma wszystkich możliwych błędów lub sukcesów z okresu 4 lat.

To, że PiS nie traci w sondażach, nie oznacza, że nie ma już tu mechanizmów erozyjnych. Moim zdaniem liderzy PiS-u doskonale wiedzą, że tych 15 osób protestujących w Sejmie wyrządza PiS-owi większą szkodę niż czasami demonstracje liczone w dziesiątkach tysięcy ludzi.

Czy przyszedł czas na to, aby Jarosław Kaczyński wkroczył do akcji?

Taki czas już minął. Gdyby w trzecim, piątym, siódmym dniu protestu wygasił ten protest, to mógłby na tym nawet zyskać. Okazałoby się, że nie dał rady prezydent, premier, a prezes rozwiązał problem. Wtedy PiS wyszedłby z tego obronną ręką. Teraz, gdy jego partia de facto męczy tych ludzi już 35. dzień, nie ma wyjścia. Musi ich złamać.

Kaczyński nie może zgodzić się na sukces protestujących z dwóch powodów. Po pierwsze, pokazałby swoją słabość. Okazałoby się, że tych kilkanaście osób może przełamać potęgę PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego. Prezes swoją potęgę buduję na przekonaniu, często fałszywym, że z nim nie można zwyciężyć.

Oczywiście Kaczyński parę razy się wycofywał, ale robi to sprytnie, tak, aby nie było tego widać lub aby mógł zwalić winę na kogoś innego.

Tu mamy sytuację Win-Lose. Jeżeli protestujący wyjdą zwycięsko z tego sporu, to będzie to niszczące dla wizerunku wszechpotężnego Kaczyńskiego. Dokładając jego obecną chorobę i szpital, mielibyśmy pełny obraz starzejącego się, schyłkowego Kaczyńskiego.

Po drugie, następnego dnia po wyjściu protestujących ze spełnionymi postulatami na ich miejsce przyszliby następni potrzebujący. Chorzy na raka, rolnicy, osoby wielodzietne, samotne matki, które nie załapały się na 500 Plus.

Jak pana zdaniem skończy się protest? Mniejszym lub większym podstępem protestujący zostaną usunięci z Sejmu?

Moim zdaniem PiS musi znaleźć mniej lub bardziej inwazyjny sposób na poradzenie sobie z tym. Wydaje mi się, że moment siłowego rozwiązania się zbliża i wcześniej czy później nastąpi. W tej chwili z punktu widzenia Nowogrodzkiej najbardziej racjonalne jest zakończenie tego protestu jak najszybciej, nawet siłowo.

Oczywiście pod warunkiem, że nie zachowają się z tego obrazki – w nocy, bez obecności dziennikarzy, kamer. Rano obudzilibyśmy się w nowej rzeczywistości, gdzie protestujących w Sejmie by nie było.

To byłoby trudne, bo sami protestujący mają telefony, mogą robić zdjęcia, kręcić filmy, wrzucać je do sieci czy nawet transmitować na bieżąco wydarzenia z parlamentu.

Nie chciałbym podpowiadać tu rozwiązań Straży Marszałkowskiej, ale na to, o czym pani mówi, też można znaleźć sposób. Myślę, że tę władzę stać na to zarówno mentalnie, jak i technologicznie.

Trudno mi sobie wyobrazić, że w demokratycznym państwie wynosi się z Sejmu protestującą matkę z niepełnosprawnym dzieckiem.

Tu trochę wezmę stronę państwa, nie mylić z rządem.

Po stronie państwa stoją pewne rację. Oczywiście wynoszenie protestującej matki jest sytuacją niespotykaną, ale też niespotykane jest okupowanie, bo tak to chyba należy nazwać, Sejmu przez grupę społeczną. To jest anarchizacja kraju. Ja rozumiem, że za protestem tych osób stoją uzasadnione racje moralne i ekonomiczne, ale taka jest prawda.

Pojawiają się głosy, że Jarosław Kaczyński jest poważnie chory, i nie chodzi o kolano. Co dzieje się teraz w PiS-e?

Życząc prezesowi jak najdłuższego życia, to oczywiste jest, że będzie on uprawiał politykę do ostatnich dni swojego życia, bo to jedyne, co mu pozostało. To nie jest sarkazm, tylko stwierdzenie faktu.

Nie oznacza to oczywiście, że w PiS-ie nie zaczęły się podchody. W tej chwili w partii liderem w walce o fotel prezesa jest Joachim Brudziński. Wczoraj mieliśmy tego najlepsze dowody. To

Joachim Brudziński ogłosił śmierć delfinów, zrobił to na pewno na polecenie Jarosława Kaczyńskiego.

Po drugie, posiedzenie komitetu centralnego, przepraszam za przejęzyczenie, oczywiście politycznego odbyło się pod jego przywództwem. To jest wyraźny sygnał, że dziś to Brudziński ma lejce do tego, żeby prowadzić partię.

Dodatkowo Brudziński jest najmocniejszy w partii. W porównaniu do innych – Morawieckiego, Szydło, Macierewicza, Lipińskiego – Brudziński jest najmocniejszy w strukturach. To wieloletni sekretarz generalny partii, znany i lubiany. W opinii publicznej ma opinię zakapiora, ale w życiu osobistym jest bardzo towarzyski, sympatyczny i miły. Morawiecki z kolei jest najsłabszy w tej rozgrywce, ponieważ jest traktowany jako ciało obce przez działaczy. Silną pozycję, ale marginalną ma Macierewicz. On nie przekona do siebie większości partii. Ciekawa byłaby rozgrywka między Brudzińskim a Błaszczakiem i Szydło. Była premier zyskała ostatnio w partii, szczególnie po tym, jak z mównicy sejmowej krzyczała, że im się należały premie. Kto wie, czy gdyby dziś partia miała wybierać, to nie ona by wygrała, tym bardziej, że ma słaby autorytet, więc wiadomo by było, że można by przy niej poswawolić. A może sojusz Błaszczaka i Szydło? Chociaż bardziej prawdopodobny wydaje się sojusz Błaszczaka i Brudzińskiego, bo jednak oni należą do tych najwierniejszych z zakonu. Dziś jednak ten pyszczek delfina najbardziej dostrzegam w Joachimie Brudzińskim.

Krystyna Janda z okazji Dnia Matki przypomniała o proteście osób niepełnosprawnych i ich rodziców. „Patrzymy na was cały czas” – zadeklarowała aktorka.

Spojrzenie.. dotyk.. przytulenie.. Miłość ❤ można wyrażać bez słów..

Post Navigation