Bauman (11.07.2015)
Szef „Solidarności” ostro o Kopacz: zamiast ciężko pracować, „zagląda ludziom do kotleta”
Premier Ewa Kopacz, która intensywnie spędza przedwyborczy czas, podróżując po Polsce rodzimą koleją, nie ma ostatnio łatwego życia. Choć próbuje być „blisko ludzi”, za sprawą wpadek, osiąga efekt odwrotny do zamierzonego. Za „zaglądanie innym do kotleta” skrytykował ją właśnie Piotr Duda.
– To już nie jest śmieszne, że pani premier od stycznia nie odpowiedziała na żadne nasze pismo, a od września ubiegłego roku, odkąd jest premierem, nie spotkała się ani razu z organizacjami związkowymi. A tutaj co? Idzie do cukierni, stoi w szpilach na plaży, zagląda ludziom do kotleta. Kto będzie pracował, jak wszyscy teraz wyjeżdżają – pytał przewodniczący „S”, gość piątkowego programu „Dziś wieczorem” na antenie TVP Info.
W jego opinii, Kopacz zapomniała o społecznym dialogu, a jej ostatnie działania to… kompromitacja. Zdaniem Dudy, premier powinna wziąć się do pracy w swojej warszawskiej kancelarii, nie zaś tracić czas na podróże, które nic nie dają. – Jeszcze dwa miesiące do wyborów i może się okazać, że pani premier zamieszka z rodziną pięcioosobową. Gdzie żona nie pracuje, opiekując się dziećmi, a mąż pracuje na śmieciówce – mówił Szef Związku.
– Ewa Kopacz chce być jak Donald Tusk – kochana przez wszystkich. Bardzo się stara, by tak było. Za bardzo. Szefowa PO jest jak prymuska, która mocno chce, ale jej nie wychodzi. W czasie kampanii próbuje pokazać, że jest taka jak my: jeździ pociągiem, zamawia białą kiełbasę w Warsie i kupuje w Biedronce. Każda taka próba kończy się wpadką i pytaniem „Jakie wpadki Kopacz musi popełniać na światowych salonach, skoro nie radzi sobie w pociągu?” – pisał ostatnio w naTemat Kamil Sikora.
Źródło: TVP Info
PiS nie akceptuje władzy sędziowskiej i niezawisłości sędziów
Dojście PiS do władzy oznacza powrót do redefinicji wymiaru sprawiedliwości. Ma być on wymiarem zemsty i sprawnym narzędziem władzy. (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)
Odcięcie się Ziobry od sprawdzania sędziom i prokuratorom próbek moczu i badania ich na wariografie nie brzmi wiarygodnie. To on był wszak promotorem uchwalenia przepisu (obalonego potem w Trybunale Konstytucyjnym), by sędziom i prokuratorom odbierać immunitet w 24 godziny. Uzasadnienie: zdarzają się wśród nich zabójcy, więc trzeba działać natychmiast.
Tam zabójcy, tu narkomani… Władza sędziowska i gwarancje sędziowskiej niezawisłości są tym, czego PiS nie akceptuje, bo to władza niedemokratyczna, niepochodząca z wyborów i niesterowalna politycznie. Jednym ze sposobów jej umniejszenia jest poniżanie sędziów w opinii publicznej, co zresztą często zyskuje aprobatę publiczności. Tym łatwiej że bazuje na rzeczywistej ułomności – braku jakichkolwiek realnych mechanizmów odpowiedzialności sędziów i prokuratorów za niedopełnianie obowiązków i nadużywanie władzy.
Rozwiązanie, które proponowano, jest radykalne: „eliminowanie z zawodu tych prokuratorów, którzy sobie nie radzą” (Stanisław Piotrowicz, wieloletni parlamentarzysta PiS). Dziś wydalenie z zawodu jest możliwe po orzeczeniu sądu dyscyplinarnego, a więc muszą zajść konkretne okoliczności. Okoliczność: „nie radzi sobie” byłaby nowa. Co oznacza? Patrz wyżej na wypowiedź Ziobry o sędziach – wydawanie rozstrzygnięć, które nie podobają się PiS.
To, razem z postulowanym przywróceniem podporządkowania prokuratury rządowi, daje całość wizji prokuratury skutecznie realizującej politykę rządu. Wprawdzie sprzeczna z ustawowym zadaniem prokuratury – stania na straży praworządności – ale ustawę można zmienić. I nie brak głosów, że prokuratura na straży praworządności stać nie powinna, wystarczy zadanie ścigania przestępstw. Dodajmy: wskazanych przez rządzących, bo ten sam Piotrowicz podczas panelu postulował: „Muszą być premiowani prokuratorzy zaangażowani w walkę z groźną przestępczością”. A więc mniej groźna (z czyjego punktu widzenia?), czyli ta najpowszechniejsza, na ściganie mniej zasługuje.
Partyjna koleżanka Ziobry Beata Kempa proponowała na panelu, żeby ludzie wzięli te sprawy w swoje ręce. – Mój dom moją twierdzą. Nie może być tak, że ponosi odpowiedzialność ten, kto słusznie się broni w obronie koniecznej – mówiła. Dziś już nie ponosi, więc Kępa chce czegoś więcej: tak jak w USAstrzelać do każdego, kto bez pytania wejdzie na nasz teren? OK, skończy się przynajmniej roznoszenie ulotek reklamowych.
Ziobro zapowiada, że PiS będzie dążył do zmiany rzekomo uchwalonego przez PO złagodzenia kar za gwałty. Zmniejszenia zagrożenia karą nie było. Ale kara może być złagodzona, jeśli sprawca zadośćuczyni ofierze. Zmiany kodeksu karnego i procedury karnej wprowadzone za rządów PO-PSL odchodzą bowiem od filozofii, że celem procesu karnego jest zemsta, na rzecz idei zadośćuczynienia ofierze.
To musi uwierać PiS i Ziobrę osobiście, bo jest sprzeczne z ich formacyjną filozofią. Podobnie jak inna fundamentalna zmiana: odejście od kar izolacyjnych na rzecz ograniczenia wolności i grzywny. Wszak to minister Ziobro ogłaszał, że liczba miejsc w więzieniach nie może limitować polityki karnej. A jego ówczesny doradca, wspomniany dr Czabański, lansuje koncepcję ekonomiki walki z przestępczością, z której wynika, że najtaniej jest wsadzać do więzień i to na jak najdłużej.
Kto chce, niech wierzy, że panel na konwencji programowej PiS był tylko spotkaniem towarzyskim w stylu biesiad u Sowy i Przyjaciół, na której niezobowiązująco gaworzono, co niecnie podsłuchała dziennikarka „Polityki” Anna Dąbrowska.
Kraków: stolica prawdziwych Polaków
Rys. Marcin Wicha
Rynek Główny 34
Po prawej Hawełka i Europejska, po lewej cukiernia Wawel. Za plecami Sukiennice – najstarsza galeria handlowa w Polsce. Pośrodku budynek uniwersytecki. Tu ulokował się Klub Jagielloński. Wczoraj – mało znane towarzystwo krakowskich intelektualistów, dziś – zaplecze ideowe najważniejszych gabinetów w państwie.
Po schodach wytartych tysiącami studenckich stóp wspinamy się pod dach, gdzie od pewnego czasu „jagiellończycy” mają stałą siedzibę i własną bibliotekę. Klub to kuźnia republikańskiej, konserwatywnej myśli politycznej. Od pewnego czasu poza papierowymi „Pressjami” wydaje też bieżący serwis opiniowy Jagiellonski24.pl i opracowuje analizy dotyczące polityki miejskiej w ramach Ośrodka Myśli o Mieście. Innymi słowy, staje się pełnoprawnym think tankiem.
Wkrótce po drugiej turze niedawny i wciąż wpływowy prezes klubu Marcin Kędzierski opublikował wykaz najważniejszych wyzwań i porad dla nowego prezydenta. Gest śmiały, ale uzasadniony, zważywszy, że ów ekonomista jest twarzą Klubu Jagiellońskiego. Tego samego, z którego wywodzi się najbliższy współpracownik Andrzeja Dudy, jego intelektualny mentor i przyszły prezydencki minister – profesor Krzysztof Szczerski.
Lista współpracowników Klubu jest długa i imponująca: jest na niej jeden z byłych liderów Platformy Jan Rokita, były minister sprawiedliwości Donalda Tuska, a dziś pisowski satelita Jarosław Gowin, europoseł Ryszard Legutko, zasłużony opozycjonista i działacz PO Bogusław Sonik, poseł Platformy i Ruchu Palikota Łukasz Gibała. – Pamiętam, że spotkałem tam Gowina, gdy startował pierwszy raz do Sejmu. Nie miał bladego pojęcia o praktyce politycznej, o kampanii wyborczej. Pomagali mu ludzie Klubu – małżeństwo Budzanowskich. Mikołaj został potem ministrem skarbu – opowiada jeden z krakowskich polityków Platformy.
Dzisiaj klub nie ma nic wspólnego z bieżącą polityką. Przynajmniej tak twierdzą jego działacze: – Pierwsze pokolenia wykorzystały szansę, ale teraz furtki są już zamknięte. Działamy na własny rachunek.
Wpływ środowiska Klubu Jagiellońskiego na nowego prezydenta jest trudny do uchwycenia. Andrzej Duda awansował na polityka warszawskiego z pominięciem szczebla lokalnego – współautor ustawy lustracyjnej został wciągnięty na stanowisko wiceministra sprawiedliwości przez Arkadiusza Mularczyka i Zbigniewa Ziobrę, a do prezydentury Krakowa jesienią 2010 roku startował z nadania Warszawy jako człowiek namaszczony przez Lecha Kaczyńskiego.
– Duda nie był naszym członkiem, nie uczestniczył aktywnie w życiu intelektualnym. Trudno powiedzieć, czy i jak nasiąkł Klubem. Jeśli już, to poprzez kontakty z Legutką i Szczerskim. Oni na niego wpłynęli – opowiada członek Klubu. I dodaje, że po pierwsze – nikt nie ma takiego wpływu na prezydenta jak prezes Kaczyński, a po drugie – nawet jeśli czuje duchowe pobratymstwo z „jagiellończykami”, to wiele dla nich nie zrobi, bo dostał zgodę na tylko jeden etat „profesorski”, właśnie dla Szczerskiego. – W PiS boją się nowej frondy, drugiego PJN, a poza tym partia po ośmiu latach jest wygłodniała stanowisk.
Ale posady to jedno, a zakulisowy wpływ na politykę – drugie. Tymczasem w wypowiedziach Andrzeja Dudy wiele wątków, zwłaszcza dotyczących polityki zagranicznej, to Szczerski. Szczerski to Klub, a Klub to Polska – rozumiana jako silny gracz oddziałujący na cały obszar między Łabą a Dnieprem. Aktywna polityka na Ukrainie i relacje z Niemcami na prawach twardego partnera.
Podwale 3
Wychodzimy z Klubu, skręcamy w prawo, potem w Szewską, po chwili jesteśmy na Plantach. Już widać biuro europosła Ryszarda Legutki. To tylko 300 metrów. Jeśli nie spotkamy żadnego znajomego – trzy minuty spaceru.
Znawca Platona z Uniwersytetu Jagiellońskiego to dawna gwiazda PiS i „mający ucho prezesa”; był nawet ministrem edukacji u Jarosława Kaczyńskiego. Dziś jego rola partyjnego intelektualisty straciła na ważności, ale wciąż jest ceniony. I często o nim słychać. Profesor lubi wypowiadać się kategorycznie. O procesie z licealistami z Wrocławia, których nazwał smarkaczami, gdy zażądali zdjęcia krzyża w klasie, trąbiły wszystkie media. Podobnie jak o zeszłorocznym doktoracie honoris causa UJ dla José Manuela Barroso – Legutko zarzucił mu młodzieńczy romans z maoistami i mówił, że „Barroso (…) jest bardzo przeciętnym urzędnikiem i politykiem. Przez swoje dwie kadencje nie wyróżnił się niczym szczególnym. Był gładki i nijaki”. Ostatecznie uniwersytet zrezygnował z uhonorowania ówczesnego szefa Komisji Europejskiej. Ostatnio było o Legutce głośno, gdy poskarżył się Europejskiemu Rzecznikowi Praw Obywatelskich, że Donald Tusk jako unijny urzędnik nie miał prawa wesprzeć w kampanii Bronisława Komorowskiego.
Tygrys nie przerzuci się na warzywa. Co chodzi po głowie Jarosławowi Kaczyńskiemu
– Profesor daje coraz surowsze i coraz bardziej gorzkie oceny świata – mówią przyjaciele z Klubu. „Zawsze uważałem się za samotnika intelektualnego” – powiedział pięć lat temu w wywiadzie dla konserwatywnego kwartalnika „Pressje”.
Ale to, że Legutko zamknął się w swojej willi otoczony tylko psami i coraz mniej uczestniczy w życiu politycznym i partyjnym, nie znaczy, że nie ma na nie wpływu.
– Tam są sformułowania, których dotąd w polskim systemie prawnym nie było i które w gruncie rzeczy są niezdefiniowane. Pozostawiają one ogromne pole do popisu, a są elementami ideologii lewackiej i za nimi idzie lewacka treść, obca naszej kulturze i tradycji. Jej zadaniem, to nie tylko moje przekonanie, ale także większości ludzi, jest podcinanie korzeni tradycyjnych społeczeństw – takich jak nasze, które wyrosły na tradycjach chrześcijańskich – by stworzyć nowego człowieka – tak na wiecu w Kielcach mówił o konwencji antyprzemocowej walczący o prezydenturę Duda.
Wypisz wymaluj – poglądy Legutki, wroga postmodernizmu, pokładającego nadzieję w wartościach chrześcijańskich, ale też zwolennika Realpolitik, wyłożone cztery lata wcześniej w „Gazecie Polskiej Codziennie”: „Promocja lewactwa, zaczytywanie się w Leninie i pałowanie na ulicach dowodzą umiłowania wolności, promocja patriotyzmu to kryminogenna zadyma. Nas to oburza, ale jesteśmy niestety w mniejszości. (…) Partie europejskie mniej lub bardziej nawiązujące do konserwatyzmu skazane są więc na dwa scenariusze: albo zachowają swoją ideową tożsamość, co oznacza zepchnięcie na margines, albo pójdą na kompromisy kosztem swojej tożsamości. Jestem zwolennikiem ugody taktycznej, w razie konieczności dokonywanej przez partie, nie ma jednak i nie powinno być miejsca na kompromisy ideowe, niezależnie od siły nacisku czy pokusy handlu pryncypiami”.
Tej strażnicy polskiej państwowości dogląda redaktor naczelny Andrzej Waśko, profesor polonistyki UJ, który w wiosennym numerze uderza się w pierś i wyznaje, że wiara redakcji w kapitalizm okazała się błędna. Naszpikowany słowami kluczami – kraj półkolonialny, frustracja, degradacja, ruiny, degrengolada, tabloidyzacja – tekst jest streszczeniem obecnego przesłania PiS i samego Dudy. Ów zresztą sam zabiera głos, opowiadając w rozmowie z Krzysztofem Szczerskim, że „obecnie trwa proces rozwadniania naszej polityczności. To jest polityka kosmopolityczna, wpuszczania na salony obcych idei, które zatruwają nasze korzenie kulturowe. Jednym z ostatnich owoców takiej polityki jest przyjęcie tej konwencji tzw. antyprzemocowej”.
Szczerski: Zapalimy polską latarnię
Redakcyjne pożegnanie z kapitalizmem i kosmopolityzmem wieńczy deklaracja: odtąd „Arcana” skupią się wyłącznie na budowaniu etosu polskiej inteligencji. Bo że zaginął i budować go trzeba, nie ma wątpliwości. Jak dowodzi Elżbieta Morawiec w recenzji oscarowej „Idy”, „(…) w przeciwieństwie do Żydów my o swoją statystykę nie dbamy. Przeszedłszy najkrwawszą Golgotę w czasie wojny, dzisiaj stajemy pod pręgierzem świata – opluwani, hańbieni, pogardzani (…). To samoplugawienie się jest czymś obrzydliwym. Tak jak polscy, pożal się Boże, twórcy mógłby się zachować tylko enkawudzista”.
Budowa etosu to jedno zadanie dla konserwatywnych państwowców. Drugie już dawno wytyczył profesor Andrzej Nowak, współzałożyciel i wieloletni naczelny dwumiesięcznika. Historyk, ceniony znawca Rosji i tłumacz historiozoficznego sensu katastrofy smoleńskiej, przy każdej okazji kreśli wizję Polski spojonej ponadpokoleniową ideą większą niż ciepła woda w kranie oraz budowa dróg.
„Bardzo groźne staje się to, co czynią, do czego dążą przedstawiciele rządzącej elity, już od kilku ładnych lat zresztą – a mianowicie próba redefinicji tego, co oni nazywają polskim patriotyzmem, a czego ja w ogóle nie potrafię zrozumieć ani przyjąć. Chodzi o tego rodzaju redefinicję, w której III Rzeczpospolita ograniczona zostaje do jak najmniejszej skali i szuka swego miejsca w Unii Europejskiej zamkniętej definitywnie od wschodu obecną granicą Polski. Szuka jednakże swego miejsca jako mała peryferia tej nowej, większej wspólnoty europejskiej, marchia wschodnia Eurolandu, której mieszkańcy mają obsługiwać biegnące ze wschodu na zachód autostrady i pełnić niewdzięczną funkcję celników i kontrolerów tej granicy – w Mościskach, w Kuźnicy Białostockiej” – wykładał podczas jednego z wystąpień.
„To bardzo dobrze, że jesteśmy w UE, ale powinniśmy prowadzić swoją politykę. Dosyć polityki płynięcia w głównym nurcie”. Ton ten sam, ale to już nie Nowak, tylko Andrzej Duda na spotkaniu wyborczym w Proszowicach.
Idźmy dalej.
Róg Dunajewskiego i Garbarskiej
Dokąd teraz? Najlepiej przez Planty, w pobliże IPN, gdzie urzęduje Marek Lasota. W ostatnich miesiącach rzadziej można spotkać ich razem, ale przez lata lubili się stołować wspólnie: Lasota, Rokita i Wojciech Kolarski – filozof, socjolog, radny, szef biura poselskiego Andrzeja Dudy, a przede wszystkim jego przyjaciel z harcerstwa, typowany na szefa prezydenckiej kancelarii.
W okolicach Plant można też poszukać Jarosława Gowina. Był czas, kiedy ten filozof i były naczelny miesięcznika „Znak” w niedalekiej knajpce Cudowne Lata gromadził wokół siebie w czwartkowe wieczory naukowców i początkujących polityków. Z tamtego otoczenia nie pozostał właściwie nikt, Gowin jest teraz krakowskim Janem bez Ziemi czekającym na kolejną okazję polityczną. Jednak wątpliwe, czy odzyska dawne wpływy, mimo że gorąco poparł Dudę i zyskał – ponoć – dostęp do ucha prezesa. – Zbyt wysokie ego, poza tym nie jest potrzebny politycznie – można o nim usłyszeć w partyjnej kuchni.
Wróćmy na Rynek.
Na Rynku Głównym
Najważniejszą postacią intelektualnego otoczenia Dudy jest bez wątpienia Krzysztof Szczerski. Politolog, profesor UJ, wykładowca wielu uczelni. Elokwentny, wygadany, podobnie jak Duda obdarzony polityczną logoreą, a jednocześnie niezwykle kompetentny – w zeszłym roku „Polityka” zaliczyła go do 10 najlepszych posłów, doceniając jego znajomość zagadnień polityki zagranicznej. Zawsze uśmiechnięty, sprawia wrażenie człowieka niezwykle serdecznego.
Na tytuł członka honorowego Klubu Jagiellońskiego zapracował między innymi ideowym credo opublikowanym w klubowym kwartalniku „Pressje” jeszcze w 2005 roku.
„Demokracja będzie religijna albo nie będzie jej w ogóle” – przekonywał i precyzował, że Polskę trzeba zmienić w republikę wyznaniową, czyli „kraj, w którym nie istnieje w sferze publicznej rozróżnienie między zachowaniami niemoralnymi a karalnymi, bo to, co jest niemoralne, jest też karalne”.
„Nadszedł czas rewolucji fundamentalistycznej. Musimy przywrócić ład w sferze publicznej wedle dziesięciu podstawowych wartości: patriotyzmu i szacunku do tradycji, prawdy i honoru, solidarności i godności człowieka, czyli zaangażowania, sprawiedliwości, jawności i uczciwości oraz odpowiedzialności”. W tym celu trzeba zreformować instytucje państwa, na przykład przekształcając Senat „w reprezentację osób zaufania publicznego, w tym przedstawicieli Kościołów chrześcijańskich z dominującą reprezentacją Episkopatu Kościoła katolickiego”.
Kiedy Szczerskiemu wypomniano te słowa podczas kampanii prezydenckiej, najbliższy współpracownik Andrzeja Dudy próbował wziąć manifest w cudzysłów, twierdząc, że tekst miał charakter literacki: „Pisaliśmy o tym, co mogłoby się stać, gdyby w 1989 roku nie wygrała w Polsce opcja budowy III Rzeczypospolitej”.
„Polska – republika wyznaniowa” – a także sąsiednie artykuły, jak „Czas obniżyć podatki!”, „Polska, jej właściciele i ich koledzy” czy „Potrzebujemy poczucia własnej wartości, żeby polska kultura zaistniała w świecie” – były projektami naprawy kraju. Na szczegółowy opis tego, co nie działa i wymaga naprawy, przyszedł czas dziesięć lat później. W wydanym przez krakowską oficynę Biały Kruk zbiorze „Wygaszanie Polski 1989-2015” politycy, publicyści i osoby publiczne opisywali nieudane projekty, zmarnowane szanse i ogólny rozpad państwa. Ginekolog Bogdan Chazan analizował „wygaszanie służby zdrowia”, poseł PiS Andrzej Jaworski – „wygaszanie stoczni”, Antoni Macierewicz – „wygaszanie obronności”, dziennikarz Wojciech Reszczyński – „wygaszanie polskich mediów”, ksiądz Dariusz Oko – „wygaszanie rodziny”, krytyk literacki Krzysztof Masłoń – „wygaszanie literatury i czytelnictwa”, szef Urzędu Ochrony Państwa w rządzie Jana Olszewskiego Piotr Naimski – „wygaszanie energetyki polskiej”, a Jan Szyszko, minister środowiska za premiera Jarosława Kaczyńskiego – „wygaszanie lasów państwowych”.
„Prezydent Lech Kaczyński powtarzał, że potencjał Polski daje nam szóste miejsce w Unii pod względem pozycji politycznej – gdy dodamy do tego fakt, że jesteśmy sąsiadem pierwszorzędnego członka wspólnoty, czyli Niemiec, to mamy takie położenie geograficzne, że możemy być liderem w Europie Wschodniej. I jako członek Unii Europejskiej powinniśmy najpierw walczyć o te interesy, które są dla nas pierwszorzędne, a potem uwzględniać interesy całej Unii” – żarliwie zapewniał Duda w „Arcanach”, a w Instytucie Wolności tłumaczył, że „powinniśmy prowadzić politykę absolutnie zdecydowaną – trzeba iść do przodu, z poczuciem godności i pozycji – dumy narodowej, naszego ważnego położenia w sercu Europy”.
Wiadomo już, że zalecenia politologa Krzysztofa Szczerskiego prezydent będzie wcielał w życie przy pomocy ministra Krzysztofa Szczerskiego. Tuż po wygranej Dudy jego doradca opowiadał w „Rzeczpospolitej”, że Niemcy należą do „dobrych adresów”, ale pod pewnymi warunkami, takimi jak „przestrzeganie praw Polaków” czy „dostosowanie polityki klimatycznej i energetycznej Unii, które umożliwi utrzymanie wydobycia polskiego węgla”.
Jagiellońska 11
Zajrzyjmy jeszcze do księgarni „Gazety Polskiej” na ulicę Jagiellońską. To tu, w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu pod łukowatym sklepieniem, wśród zdjęć Andrzeja Dudy i okładek z Andrzejem Nowakiem, toczą się ważne polityczne dyskusje. Do „Gazety Polskiej” przychodzą Ryszard Terlecki (poseł PiS), Ryszard Kapuściński (szef Klubów „Gazety Polskiej”), Marek Lasota, zasłużony dziennikarz śledczy i publicysta prawicowych portali Witold Gadowski; czasem wpadnie Jarosław Gowin czy radny PiS Adam Kalita. Zaglądają lokalni prawnicy i przedsiębiorcy. Wszyscy wpadają potem na siebie w tej samej bramie, tyle że po prawej stronie, przy stolikach Restauracji Cechowej. Nad kapuśniakiem albo sznyclem rozglądają się po lokalu i witają z lokalnymi politykami SLD, redaktorami „Wyborczej”, radnymi PO. To miejsce, w którym profesor Legutko uciąłby sobie uprzejmą pogawędkę z europosłanką Różą Thun.
W księgarni krakowska śmietanka zagląda do szacownych – twarde oprawy, dobry papier, bez pięćdziesięciu złotych nie podchodź – publikacji niepokornego wydawnictwa Biały Kruk i dyskutuje o mapie Najjaśniejszej z czasów Zygmunta III Wazy, „od morza do morza”, „toksycznej kulturze” oraz „wielkim wymieraniu Polaków”.
Zaglądamy i my. I znajdujemy frazy, którymi Andrzej Duda szermował na wiecach w miastach powiatowych, objeżdżając Polskę dudobusem. „Dekarbonizacja” obok „gender”, „dyktat” obok „homoterroru”. Andrzej Nowak snuje refleksję historiozoficzną na przykładzie pociągu Pendolino – przestarzałego, nietrzymającego się rozkładów, a jednak witanego przez pasażerów oklaskami. „Najważniejszą zmianę cywilizacyjną symbolizują owe oklaski na peronie, ten klaszczący z wdzięcznością za to wszystko tłum: młodych (albo w średnim wieku) pracowników korporacji czy urzędów państwowych, czasem starszych profesorów przyjmujących wszelkie oczywiste niedogodności bez szemrania. Nie protestujemy. Nie narzekamy już nawet. Daliśmy się spodlić. Dobrze jest” – gorzko komentuje profesor. I dodaje, wersalikami, że „system Tuska Wyburza naszą przyszłość”.
To ostatnie dni księgarni w tym miejscu. Przenosi się na plac Wszystkich Świętych, w pobliże magistratu, do centrum politycznego Krakowa.
11 lipca po godz. 11 Bartosz Piłat będzie gościem Karoliny Głowackiej w „Weekendowym Poranku Radia TOK FM”
Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.
W ‚Magazynie Świątecznym” czytaj:
Kraków: stolica prawdziwych Polaków
Kierunki polskiej polityki na najbliższe pięć lat wytycza grupa znajomych w wilgotnej księgarni pod Wawelem
Adam Bodnar: Nie będę młotem na PiS
Każda władza ma tendencję do jej nadużywania. Przy każdej władzy trzeba się upominać o słabszych i pokrzywdzonych. Z Adamem Bodnarem rozmawia Ewa Siedlecka
Socjalizm po amerykańsku. Ten kraj potrzebuje politycznej rewolucji
Dlaczego Bernie Sanders zdobędzie nominację Demokratów i pokona każdego republikanina w 2016 roku. Bez znaku zapytania
Watykan wymierza sprawiedliwość
Najdroższa jest zagraniczna przesyłka ekspresowa. Kosztuje 1150 peso. Majątek. Francisco mówi kasjerowi, żeby wziął sobie 50 reszty na oranżadę. Chce mieć absolutną pewność, że list dotrze do Watykanu, do papieża. Już nie jestem panienką
Historie rodzinne Marka Kondrata. Hulaj Pole, czyli Przemyśl rodzinny
Goszczący w pałacu w Balicach Wojciech Kossak uwiecznił mojego pradziada Piotra na obrazie „Kozak na koniu”. To może być jedyna prawda w rodzinnych opowiadaniach stryja Józefa
Pisarz nie wiedźmin, zasad mieć nie musi
Znany pisarz Szczepan Twardoch został ambasadorem marki Mercedes-Benz. Tylko zaraz, zaraz – co to właściwie znaczy?
Grexit. Jak spłonęło 300 mld euro
Mały kraj Unii otrzymał największą w historii pomoc zagraniczną, by zapanować nad dławiącym zadłużeniem. Dlaczego Grecji pomoc nie pomogła, skoro pomogła innym – większym i w gorszych opałach
Hus, ważnych spraw stos
600 lat temu papiestwo, cesarstwo i sobór spaliły Jana Husa na stosie. Ta płonąca góra drewna wciąż oświetla naszą Nowoczesność
Gen. Adam Rapacki obnaża IV RP: Naciskali, żeby znaleźć układ w Krakowie, z prof. Majchrowskim
Gen. Adam Rapacki, za rządów PiS szef policji w Małopolsce, twierdzi, że odwołano go, bo odmówił ścigania na siłę „układu” w Krakowie (Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta)
Ziobro dodaje, że, „o ile pamięta”, jedynym powodem odwołania Rapackiego było wydanie pozwolenia na broń groźnemu przestępcy: – Gdyby tak się nie stało, gangster nie zastrzeliłby z tej broni dwóch osób.
Były wicepremier i szef MSWiA Ludwik Dorn odsyła nas do swojego wywiadu rzeki dla Amelii Łukasik i Agnieszki Rybak „Rozrachunki i wyzwania” z 2009 r. – Gotów byłem polec za faceta, który mnie ani ziębi, ani grzeje – mówi. Na dymisję Rapackiego naciskał Jarosław Kaczyński, ale Dorn się nie godził, bo konflikt szefa policji z prokuraturą nie był dla niego dostatecznym powodem. Przesądziło dopiero pozwolenie na broń dla gangstera.
W 2000 r. za rządów AWS Rapacki należał do twórców Centralnego Biura Śledczego. Za SLD był zastępcą komendanta głównego policji, a za PO – wiceszefem MSW. Od kilku lat jest na emeryturze i prowadzi wywiadownię gospodarczą.
Prof. Majchrowski był solą w oku PiS. Ziobro, zanim został prokuratorem generalnym, przegrał z nim wybory w Krakowie. PiS chciał „odzyskać” Kraków, osłabiając Majchrowskiego oskarżeniami.
Według Rapackiego naciski na policję zaczęły się od sugestii z prokuratury, która prowadziła śledztwo na podstawie artykułu prasowego o nadużyciach przy krakowskich inwestycjach. Prokuratorzy powoływali się na „wolę” resortu sprawiedliwości. „Zbliżały się wybory samorządowe 2006 r. W prasie zaczęły się pojawiać artykuły szkalujące Majchrowskiego ubiegającego się o ponowny wybór. Sprawa była wyjaśniana przez odpowiednie instytucje kontrolne i zarzuty nie znalazły potwierdzenia” – wspomina Rapacki. Gdy policja odmówiła, prokuratorzy nalegali, żeby „dobrze przyjrzeć się ludziom Majchrowskiego, bo na pewno da się z tego stworzyć zorganizowaną grupę przestępczą” – mówi generał. Polecił ponownie sprawdzić, czy są podstawy, by Majchrowskiego ścigać. Uznał, że nie ma. – Mimo to prokuratura „cisnęła, żeby założyć rozpracowanie operacyjne [m.in podsłuchy] na układ urzędników miejskich, przedsiębiorców i gangsterów”- mówi Rapacki.
Nie chciał się zgodzić, więc zdymisjonowano go pod pretekstem, że wydał pozwolenie na broń groźnemu przestępcy. Autorka książki pyta, czy w sprawie „ścigania układu” w Krakowie i jego dymisji Ziobro i prokurator Jerzy Engelking byli u premiera Kaczyńskiego, by mu przedstawić racje krakowskich prokuratorów. Rapacki potwierdza: – No i pewnie wtedy zapadła decyzja, że jestem niewygodny.
Kiedy w 2006 r. „Wyborcza” pisała, że za dymisją Rapackiego stoi jego odmowa założenia podsłuchu Majchrowskiemu, policja i prokuratura dementowały, a Ziobro mówił o „prowokacji”. Wtedy Rapacki milczał. Dzisiaj to potwierdza.
Kulisy24: Zjednoczona Prawica zgłasza poprawki napisane przez lobbystów. Poseł zawieszony
Jak twierdzą Sylwester Latkowski i Michał Majewski w portalu Kulisy24.pl, poseł Andrzej Dąbrowski z klubu parlamentarnego Zjednoczona Prawica, członek Polski Razem Jarosława Gowina, zgłosił z ramienia klubu poprawkę do ustawy antylichwiarskiej, która została rzekomo napisana bezpośrednio przez lobbystę. W piśmie, które jest jednoznacznie korzystne dla jednej z grup firm, których dotyczyć miałyby zmiany, jako autor pliku zapisany miał być bowiem Łukasz Gębski ze Związku Firm Pożyczkowych, reprezentujący między innymi największego w Polsce dostawcę tzw. „Chwilówek”, czyli firmę Vivus.
Poprawka ta trafiła do Sejmu podpisana przez wiceszefa klubu ZP Arkadiusza Mularczyka z zaznaczeniem, że do jej zgłoszenia wyznaczono właśnie Dąbrowskiego.
Mularczyk twierdzi, że jest zaskoczony informacjami portalu. Z kolei na Twitterze Jarosław Gowin obiecał, że sprawa zostanie wyjaśniona „do bólu”.
„Do wyjaśnienia sprawy poseł Dąbrowski jest zawieszony jako członek PRJG. Jeszcze dzisiaj wyda oświadczenie. Po zapoznaniu się z nim władze partii podejmą następne kroki. Wyjaśnimy rzecz do bólu” – stwierdził.
Na koncie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry pojawiła się z kolei informacja o tym, że partia domaga się od Polski Razem „pilnego zwołania klubu i wyjaśnienia sprawy posła Dąbrowskiego”.
Prawo pisane przez lobbystów. Zjednoczona Prawica z chwilówkami
Poprawki do ustawy antylichwiarskiej są pisane przez lobbystów. Mamy na to dowody.
Nowa odsłona walki o ustawę antylichwiarską. Walka toczy się o ogromne pieniądze, bo rynek krótkoterminowych pożyczek oceniany jest na 4 miliardy złotych rocznie. 23 czerwca w Kulisy24.com opisywaliśmy wojnę o kształt nowego prawa. Toczą ją Provident i Vivus – największa firma udzielająca tzw. chwilówek. Obie strony dysponują potężnymi pieniędzmi i w konkurowaniu nie przebierają w środkach. Mają po swej stronie posłów, lobbystów, biznesowe organizacje, znanych prawników i dziennikarzy. Poglądy polityczne nie mają tu znaczenia, bo podział idzie w poprzek politycznych podziałów. Nad wszystkim unosi się zapach wielkich pieniędzy. Tym razem jednak sytuacja przekracza wszelkie granice. Wyłapaliśmy, że posłowie zgłaszają poprawki przygotowywane wprost przez lobbystów.
Autor od „chwilówek”
8 lipca 2015. Plenarne posiedzenie Sejmu. Klub Zjednoczonej Prawicy, czyli Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry i Polski Razem Jarosława Gowina składa dwie poprawki do ustawy antylichwiarskiej. Są one jednoznacznie korzystne dla firm oferujących tzw. chwilówki. Jedna z poprawek dotyczy pozaodsetkowych kosztów pożyczek. Chodziłoby o zdjęcie tzw. limitów czasowych na owe koszty. Wprowadzenie poprawki byłoby na rękę właścicielom firm udzielających „chwilówek” i biłoby w Providenta. Mamy obie poprawki w wersji papierowej i elektronicznej. W tej drugiej wersji, we właściwościach dokumentu można sprawdzić, kto jest autorem pisma. I nie jest nim żaden poseł Zjednoczonej Prawicy, lecz Łukasz Gębski ze Związku Firm Pożyczkowych, który zrzesza firmy od „chwilówek”, w tym Vivusa.
Mularczyk absolutnie zaskoczony
Poprawki są przygotowane na papierze firmowym klubu Zjednoczonej Prawicy. Pod nagłówkiem figuruje: Beata Kempa, wiceprzewodnicząca klubu Zjednoczonej Prawicy, jednak pod oboma dokumentami podpisany jest drugi wiceszef klubu, Arkadiusz Mularczyk. W papierach można przeczytać, że do zgłoszenia poprawek klub Zjednoczonej Prawicy wyznaczył posła Andrzeja Dąbrowskiego.
Zadzwoniliśmy do posła Mularczyka, który podpisał się pod poprawkami. Był absolutnie zaskoczony: – Nie było Jarosława Gowina i Beaty Kempy. Podpisywałem tego dnia kilkanaście różnych poprawek przyniesionych przez naszych posłów. Z tymi poprawkami przyszedł poseł Dąbrowski, który w naszym klubie zajmuje się ustawą antylichwiarską. Tak to niestety jest, gdy podpisuje się posłom poprawki.
Poseł aktywny z boku
Co ciekawe, poseł Dąbrowski nie jest członkiem komisji finansów publicznych, która proceduje nad ustawą antylichwiarską, ani tym bardziej podkomisji zajmującej się nowym prawem. Mimo tego parlamentarzysta bardzo mocno zaangażował się w tę sprawę. Przychodzi na posiedzenia i chętnie wypowiada się na ten temat. Ostro krytykuje projekt, o którym część lobbystów i posłów mówi, że jest korzystny dla Providenta i fatalny dla firm udzielających „chwilówek”. – Mam wątpliwości, czy celem projektu jest faktyczna poprawa bezpieczeństwa konsumentów, czy też wspieranie lichwy przez wpieranie jednej firmy – mówił ostatnio. W domyśle chodzi oczywiście o Providenta.
Ależ panie redaktorze!
Zadzwoniliśmy do posła Dąbrowskiego. Upiera się, że poprawki przygotował sam. Dlaczego w wersji elektronicznej autorem poprawek jest nie on, lecz człowiek z organizacji zrzeszającej firmy udzielające „chwilówek”? Na to pytanie Dąbrowski odpowiedzieć nie umiał.
– Zgłosił pan poprawki, które są ewidentnie na rękę firmom od „chwilówek”, i jeszcze dał je pan do podpisania Mularczykowi.
– Ależ panie redaktorze, ależ panie redaktorze! Tylko proszę w to nie mieszać Mularczyka! To są poprawki korzystne dla konsumentów.
– Jak to jest, że poseł tak mocno zaangażował się w tę sprawę, choć nie jest nawet członkiem komisji finansów, która pracuje nad projektem?
– Są parytety. Staram się wejść do tej komisji, ale bezskutecznie. Już od trzech lat.
Awantury u Kukiza: odsunięty Ruch JOW, przypisywanie zasług i zawód odrzuconych
Paweł Kukiz i Patryk Wild z Bezpartyjnych Samorządow ców podczas pierwszej sesji sejmiku dolnośląskiego, na której zaprzysiężono radnych. Wrocław, 1 grudnia 2014 r. Wild: – Paweł wścieka się na stwierdzenia, że jako polityka wymyślił go prezydent Lubina Robert Raczyński. Ma trochę… (KAMILA KUBAT)
Jednym z nich jest Patryk Wild. – Jak tego słucham, to się dziwię, że Paweł zapomniał, komu i co zawdzięcza – mówi. – Chce mi się śmiać. Bo na styczniowe rozmowy o starcie w wyborach prezydenckich przyjechał właśnie z Sanockim, który protestował przeciwko startowi Pawła. Twierdził, że go spalimy kilkuprocentowym wynikiem.
Wild twierdzi, że Sanocki proponował wtedy, by na prezydenta wystawić prof. Witolda Kieżuna, byłego powstańca warszawskiego, dziko zlustrowanego i oskarżanego przez tygodnik „Do Rzeczy” o współpracę z bezpieką.
Odsunięty Ruch JOW
Kukiz pokłócił się też z Ruchem JOW, choć zawdzięcza mu najwięcej. To właśnie członek Ruchu JOW Patryk Hałaczkiewicz prowadził jego kampanię. Dwa tygodnie temu był konferansjerem na zjeździe kukizowców w Lubinie, a muzyk dziękował mu za ogrom pracy. Hałaczkiewicz był łącznikiem na linii Kukiz – Bezpartyjni. Dziś jednak jest już w niełasce. Tak samo jak Wojciech Kaźmierczak, prezes Stowarzyszenia na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego JOW. – Obaj mają powiązania polityczne – twierdzi Sanocki.
Anonimowy członek Ruchu JOW: – Sanocki opowiada, że Kaźmierczak i Hałaczkiewicz są „umoczeni” w system. Dowodem na to ma być, że Patryk rzekomo pracuje dla Raczyńskiego, a Wojtek, bo jest prezesem Mennicy Wrocławskiej. A to przecież spółka i z polityką nie ma wiele wspólnego. Ale Sanocki rozpuszcza plotki, że Mennica rzekomo skupuje złoto Amber Gold.
Hałaczkiewicz nie chce rozmawiać o Kukizie i odsyła nas do Wilda. Można wyczuć, że obecne działania Kukiza są dla niego zawodem. – Nie pracuję dla Raczyńskiego – zapewnia tylko.
Wild: – Paweł wścieka się na stwierdzenia, że jako polityka wymyślił go Raczyński. Ma trochę racji, bo gwoli ścisłości na ten pomysł wpadłem ja – śmieje się. – Pierwszą rozmowę o starcie do sejmiku odbyliśmy u niego w domu. Był przy tym Hałaczkiewicz. O wyborach prezydenckich rozmawialiśmy z Kukizem później, już we Wrocławiu, w większym gronie. Właśnie wtedy przyjechał z Sanockim.
Zostanie tylko KoLiber
Przy Kukizie nie ma już także wspierającego go niedawno Piotra Guziała, b. burmistrza warszawskiego Ursynowa, autora nieudanego referendum w sprawie odwołania prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pokłócili się, gdy Kukiz powiedział w telewizji, że Warszawa to „polskie Monaco”.
Sanocki: – Guział jest na marginesie. Liczył, że na plecach Kukiza wskoczy do parlamentu. Raczyński też myślał, że Paweł jest głupi i go wykorzysta.
Wojciech Kaźmierczak na zaczepki Sanockiego odpowiadać nie chce. Jego zdaniem wynikają one z obawy, że środowisko JOW mogłoby wprowadzać swoich ludzi na listy wyborcze.
Inny anonimowy działacz Ruchu JOW podkreśla z kolei ogromną rolę, jaką na dworze muzyka odgrywa jego rzecznik Miłosz Lodowski, na co dzień związany ze stowarzyszeniem KoLiber. – Sanocki skłóci wszystkich ze wszystkimi, a potem sam się z Pawłem pokłóci – mówi. – Na koniec Kukiz zostanie tylko z Lodowskim. A ten już w Lubinie zacierał ręce, że po wyborach KoLiber będzie miał koło w Sejmie. I będzie prowadzić rozmowy o koalicji z PiS.
Naukowcy bronili prof. Zygmunta Baumana, więc zniesławiali Polaków. Wildstein: „Wizja przychylności ze strony hojnych sąsiadów zamajaczyła w ich głowach”
Prof. Zygmunt Bauman, inauguracja Europejskiego Kongresu Kultury we Wrocławiu w 2011 roku (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta)
– Argumentacja pana Wildsteina wpisuje się w zapowiedzianą na kongresie PiS politykę historyczną i retorykę „prawdziwych patriotów”. Obiektywizm naukowy mylą oni z polityczną wykładnią – mówi prof. Anna Wolff-Powęska, historyk idei, specjalistka w zakresie stosunków polsko-niemieckich.
– W 2004 r. najdobitniejszy przykład takiego myślenia dał w Sejmie Jarosław Kaczyński, piętnując tych, którzy zapamiętali się w pojednaniu polsko-niemieckim, „idiotów o żebraczym usposobieniu, takich, co się schylą po najgorszy ochłap”.
Wolff-Powęska przypomina o tegorocznej rocznicy 50-lecia listu biskupów polskich do biskupów niemieckich. – Środowisko reprezentowane przez Bronisława Wildsteina powinno już dzisiaj ogłosić autorów listu z 1965 r. największymi zdrajcami narodu – mówi.