Ogórek (09.01.15)
Kto jest, a kto nie jest „Charlie”
Już w tytule swego artykułu w Rzeczpospolitej – na którą zawsze można dziś liczyć, że sprawnie piszący kołtun znajdzie dla siebie wolną szpaltę – redaktor niszowej telewizji prawicowej (0.8 procent oglądalności) obwieścił światu, że nie ma nic wspólnego z ofiarami mordu w redakcji Charlie Hebdo – liberałami, antyreligijnymi prześmiewcami. W swej bezdennej mądrości i z nienagannym wyczuciem chrześcijańskiego taktu, Terlikowski i redakcja Rzeczpospolitej obwieściły de facto, że może i nieładnie zabijać, ale tak naprawdę cel był wybrany prawidłowo.
„Wszyscy jesteśmy Charlie” – krzyczały tłumy, wstrząśnięte masakrą. Wszyscy – no ale nie red. Terlikowski. Gdy Prezydent John Kennedy mówił był, niewątpliwie niezgodnie z danymi paszportowymi, „Jestem Berlińczykiem” i przez świat poszedł hyr solidarności „Wszyscy jesteśmy Berlińczykami”, Tomcio Terlikowski pewno jeszcze biegał za orkiestrą w krótkich majteczkach, a może nawet był dopiero dzieckiem nienarodzonym, ale z całą pewnością gdyby miał więcej latek ogłosiłby: „A ja nie jestem Berlińczykiem!”, by w ten sposób odciąć się od amerykańsko-europejskiej cywilizacji śmierci, permisywizmu i liberalizmu.
Janusz Palikot ogłosił (po jakimś niedawnym wpisie Terlikowskiego na Twitterze bodajże), że Terlikowski nawołuje do morderstw, na co redaktor zareagował zapowiedzią pozwu sądowego. Bardzo bym prosił red. Terlikowskiego o dopisanie mnie do listy pozwanych w przedmiotowej sprawie (tak pisze się we wnioskach sądowych, „w przedmiotowej sprawie”).
Mord paryski w momencie krótkim jak błyskawica i z równie przeraźliwą jasnością unaocznił podstawowy podział: między tymi, którzy cenią sobie wolność jako naczelny standard polityczny, a kryteria szacunku dla religii, moralności, hierarchii czy władzy pozostawiają regulacji przez obyczaj, maniery i indywidualny smak – i tymi, którzy chcą przemocą (prawną albo nagą siłą) egzekwować szacunek dla siebie i własnych dogmatów wiary. W tym fundamentalnym podziale, przebiegającym przez dzisiejszy świat a już osobliwie przez Polskę, tak oczywistym, że podkreśla go nawet, mocą jakiegoś samobójczego instynktu sam red. Terlikowski, jest on po tej samej stronie co zabójcy dziennikarzy „Charlie”, zaś ja i inni obrońcy wolności – po tej samej stronie co redakcja „Charlie”. Tu, niestety, nie ma miejsca na żadne „ale”, bo jest to wojna wydana ludziom wolnym przez fanatyków religijnych bez względu na wyznanie.
Gdy ktoś mówi: „Nie popieram zabójstwa w redakcji Charlie Hebdo, ale” – to to trzyliterowe słówko „ale” jest już akcesem do partii zabójców dziennikarzy. Więc to nieważne, że red. Terlikowski i inni polscy fanatycy religijni pewno nie zabijaliby libertyńskich redaktorów „Charlie”. Może nie umieliby, może by się bali, a może by się brzydzili wziąć Kałasznikowa do ręki. Ważne, że są po stronie zakazu – a środki jego egzekwowania są już sprawą drugorzędną. I w tym sensie Janusz Palikot uchwycił głęboki sens fundamentalnej kwestii, jaką mord paryski tak dramatycznie uwypuklił.
Burmistrz Wadowic chciał porozmawiać z proboszczami. Żaden nie przyjął zaproszenia
Nowy burmistrz Wadowic, który publicznie mówi, że jest osobą niewierzącą, zaprosił miejscowych kapłanów, w tym proboszczów parafii, na spotkanie ws. omówienia warunków współpracy. Z zaproszenia nie skorzystał jednak żaden proboszcz. Parafia w Choczni poinformowała za to, że „nie wyobraża sobie współpracy z Kimś, dla kogo Jezus nie jest Bogiem, tylko ‚rewolucjonistą’”.
O wystosowanym do duchownych zaproszeniu burmistrz Mateusz Klinowski, który w ostatnich wyborach samorządowych wygrał z urzędująca od 20 lat Ewą Filipiak, napisał na swoim blogu.
Burmistrz wyjaśnił, że chciał porozmawiać z miejscowymi proboszczami oraz przeorami m.in. o Światowych Dniach Młodzieży, podczas których do Wadowic miałby przyjechać papież Franciszek, oraz otwarciu w mieście instytucji naukowej, która nawiązywałaby do dorobku Jana Pawła II.
– Chodziło o zostawienie spraw kampanii wyborczej poza nami, wzajemne poznanie się i stworzenie pola do wspólnych działań i inicjatyw. Chciałem przedstawić swój zespół księżom i posłuchać o ich potrzebach oraz wątpliwościach, również tych dotyczących mojej osoby – wyjaśnił Klinowski.
Na spotkaniu z nowym burmistrzem stawiło się pięciu księży, ale nie przyszedł na nie żaden z zaproszonych proboszczów. Duchowni, którzy nie skorzystali z oferty burmistrza, przeważnie w ogóle nie odpowiadali na otrzymane zaproszenie. Część z nich wytłumaczyła zaś swoją nieobecność innymi, wcześniej podjętymi planami.
Obszerną odpowiedź wystosowała jedynie parafia w Choczni, przypominając, że Klinowski twierdził w przeszłości, iż wadowicka władza znalazła się zbyt blisko Kościoła.
– Na razie nie wyobrażamy sobie współpracy z Kimś, dla kogo Jezus nie jest Bogiem, tylko „rewolucjonistą”. My, na Ziemi Wadowickiej, nie chcemy rewolucji, lecz dobra ludzi, i zawsze będziemy pracować dla dobra swoich parafian: wierzących, jak również zagubionych – zaznaczono w piśmie parafii.
źródło: BurmistrzKlinowski.pl
Owsiak miał prawo wyrzucić chuligana z konferencji prasowej. Bo prawicowi bojówkarze medialni nie są dziennikarzami
O tym, jak to samo wyglądało w wykonaniu Michała Rachonia, pisze rzecznik TVP Jacek Rakowiecki: „Pan Rachoń pod koniec konferencji dotyczącej wyłącznie finału Orkiestry zgłosił się z pytaniem o działalność biznesową Jerzego Owsiaka. Owsiak odpowiedział mu, że tu i teraz nie będzie odpowiadał na takie pytania. Wtedy p. Rachoń zaczął swoje pytanie powtarzać jak nakręcona katarynka, cały czas nagrywając i filmując a to siebie, a to Owsiaka, a to bezpośrednie otoczenie. Nie przerywał tej wręcz już obsesyjnej czynności, kiedy Owsiak wyraźnie powiedział, że prosi go o opuszczenie sali”.
„Jego zachowanie przestało być zachowaniem dziennikarza, a stało się zachowaniem dzikiego happenera lub po prostu osoby, która całkowicie świadomie prowokuje i prze do konfliktu” – konkluduje Rakowiecki.
Owsiak też miał pełne prawo usunąć z sali chuligana, który nadużywając statusu dziennikarza, rozwalał konferencję prasową.
Medialni i polityczni bojówkarze z obozu prawicy na początku każdego roku, w okolicy finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy, wykazują wzmożoną aktywność i organizują kampanię nienawiści przeciw tej pięknej akcji łączącej miliony Polaków. Z roku na rok robią to coraz agresywniej. Coraz bezwzględniej szczują przeciw jej organizatorowi i go oczerniają.
Wystarczy zajrzeć na bojówkarski portal wPolityce.pl, by się zorientować, czym w istocie jest to rzekome „dziennikarstwo”. PRL-owska „Trybuna Ludu” to przy nim wzór umiarkowania i politycznej kultury.
Najwyższa pora, żeby przestać ulegać moralnemu szantażowi medialnych bojówkarzy i gangsterów, którzy podszywają się pod dziennikarzy. Oni dziennikarzami nie są i nie ma powodu, by tak ich traktować.
Jarosław Kaczyński: Rok 2014 był fatalny, Tusk nie upadł w hańbie
Jarosław Kaczyński nie jest zadowolony z tego, co przyniósł Polsce i Polakom rok 2014. Zdaniem prezesa PiS, który cały czas liczy na to, że historia skoryguje jego sąd, miniony rok był wręcz fatalny. Po raz pierwszy od kilu dekad sfałszowano bowiem wybory. Na dodatek afera taśmowa nie odsunęła od władzy koalicji PO-PSL. – Tusk nie upadł w hańbie – zauważył Kaczyński.
Goszcząc na antenie Radia Maryja, były premier przypomniał, że podobna afera doprowadziła na Węgrzech do kompletnej klęski formacji, która odpowiadała za nieprawidłowości. Tymczasem w Polsce skompromitowana władza przetrwała.
– Niektórzy mówią, że afera doprowadziła do upadku rządu. Ale Tusk nie upadł w hańbie, a osoba, która została premierem, została przez niego wyznaczona – powiedział Kaczyński.
Wielkim rozczarowaniem były dla prezesa PiS także wybory samorządowe, których nie przeprowadzono w sposób uczciwy. – Przedtem różnie ocenialiśmy wybory, ale przeświadczenia o sfałszowaniu wyborów nie było. Sam nie miałem takiego przeświadczenia, dziś takie mam – oznajmił Kaczyński.
Apel do środowisk patriotycznych
Były premier nie traci jednak nadziei i wierzy w sukces swojej partii oraz Andrzeja Dudy, który w wyborach prezydenckich będzie rywalizował z Bronisławem Komorowskim. Korzystając z okazji, Kaczyński wezwał członków PiS do ciężkiej pracy. – Chcemy zwrócić się do wszystkich środowisk patriotycznych o wspólny marsz do zwycięstwa – dodał lider PiS.
Sytuację środowisk patriotycznych komplikują wspierające koalicję PO-PSL media, które – jak zaznaczył były premier – mają przewagę liczebną nad mediami niezależnymi.
– Przy pomocy telewizji można stworzyć w Polsce alternatywny świat. I pewna część społeczeństwa tym światem żyje, i przyjmuje go jako rzeczywistość. W ten sposób z ludzi uczciwych można zrobić łotrów, z sukcesów klęski i odwrotnie – przypomniał Kaczyński.
„Nie będzie państwa policyjnego”
Odpowiadając na pytanie słuchacza z Chicago, prezes PiS zapewnił, że po zdobyciu władzy jego partia doprowadzi do rozliczenia obecnych rządzących, choć w żadnym razie nie stworzy państwa policyjnego.
– Na pewno nie złamiemy prawa, nie będzie żadnego państwa policyjnego, to raczej dziś jest państwo policyjne. Ale to, co się stało, będzie rozliczone. Ci, którzy są winni w sensie, który kwalifikuje się z przepisów prawa karnego, zostaną odpowiednio potraktowani – zapowiedział Kaczyński.
źródło: Radio Maryja
Ogórek na prezydenta? To kompromitacja lewicy!
Mianowanie przez SLD Magdaleny Ogórek kandydatem na prezydenta uważam za skandal. Jest to osoba niewiarygodna jako polityk, jej publiczne wypowiedzi, a szczególnie te na temat Kościoła powinny ją dyskwalifikować.
Jest to przedstawicielka tej części lewicy, która chciałby formować Kościół, aby zmienił on swoje nauczanie w kwestii świętości rodziny, seksualności czy ochrony życia. Pani Ogórek opowiada się np. za dopuszczaniem do Komunii Św. rozwodników w powtórnych związkach, dopuszczeniem kobiet do kapłaństwa czy za zniesieniem celibatu. Tę skrajnie liberalno – lewicową, karykaturalną wizję Kościoła lansuje TVN i „Gazeta Wyborcza”. Takie propozycje nie mogą być zaakceptowane przez katolików w naszym kraju.
Historia kariery zawodowej pani Ogórek pokazuje, w jaki sposób robi się karierę w III RP. Bo do pozycji którą ma obecnie, doszła wyłącznie poprzez kontakty towarzyskie, nie kompetencje. Jak widać, wystarczą odpowiednie układy, pokazanie się kilka razy w telewizji i można zostać nawet kandydatem na prezydenta.
Jestem pewien, że wyborcy pokażą czerwoną kartkę SLD. Wielokrotnie okazywało się, że ładna figura i ładna buzia nie wystarczą do uprawiania polityki. Myślę, że ta kandydatura to też gwóźdź do trumny Leszka Millera, który ogłaszając decyzję SLD w dniu śmierci jednego z czołowych działaczy klubu, Józefa Oleksego, traci zupełnie swój polityczny instynkt i kompromituje się.
Kaczyński zeznawał w procesie Kamińskiego ws. „afery gruntowej”. „To eksces polityczny”
„Afera gruntowa”: Kamińskiemu grozi do 8 lat więzienia
Proces wiąże się ze słynną operacją CBA w tzw. aferze gruntowej. CBA zakończyło tę operację specjalną wręczeniem Piotrowi Rybie i Andrzejowi K. łapówki za „odrolnienie” w ministerstwie rolnictwa gruntu na Mazurach. Prasa pisała, że łapówka miała być przeznaczona dla szefa resortu i wicepremiera Andrzeja Leppera, który miał zostać ostrzeżony o akcji (on sam twierdził, że była to prowokacja CBA). Finał akcji miał utrudnić przeciek, wskutek czego z rządu odwołano szefa MSWiA Janusza Kaczmarka (śledztwo wobec niego potem umorzono).
„Afera gruntowa” doprowadziła do dymisji z rządu Leppera, rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i przedterminowych wyborów, które wygrała PO, a także do oskarżenia o płatną protekcję Ryby i K. (nieprawomocnie skazanych w ub.r. za ten czyn na – odpowiednio – 2,5 roku więzienia oraz grzywnę).
W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie oskarżyła zaś Kamińskiego (dziś posła i wiceprezesa PiS) i jego trzech podwładnych: b. wiceszefa CBA Macieja Wąsika (członka sejmiku mazowieckiego z ramienia PiS) oraz b. dyrektorów Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA Grzegorza Postka i Krzysztofa Brendela. Zarzucono im przekroczenie uprawnień, nielegalne działania operacyjne CBA oraz podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. Grozi za to do 8 lat więzienia.
„To, co robiło CBA, nie było zgodne z interesem ówczesnej koalicji rządzącej”
Zdaniem prokuratury Biuro stworzyło fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie miało wcześniej wiarygodnej informacji o przestępstwie, a tylko to pozwala służbom zacząć akcję „kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej” wobec podejrzewanych. Na potrzeby operacji CBA sfabrykowało – zdaniem prokuratury bezprawnie – dokumenty (opatrując je pieczęciami gminy Mrągowo i podpisami urzędników), które potem przedłożono do „przepchnięcia” przez resort rolnictwa. Miało też dojść do nielegalnego podsłuchiwania osób m.in. z Samoobrony.
W czerwcu 2012 r. sąd niejednogłośnie umorzył na wniosek obrony ten proces – jeszcze przed jego rozpoczęciem, uznając „brak znamion przestępstwa”. W grudniu 2012 r. na wniosek prokuratury i pokrzywdzonych Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił umorzenie i nakazał przeprowadzenie procesu. Obie decyzje wydano tajnie.
Proces, częściowo niejawny, ruszył w kwietniu 2013 r. – To, co robiło CBA, nie było zgodne z interesem ówczesnej koalicji rządzącej, ale interes polityczny rządzących nas nie interesował. Nas interesowała walka z korupcją na szczytach władzy, to był nasz obowiązek – mówił wtedy Kamiński.
Kamiński: To zemsta ekipy rządzącej
Podsądni nie przyznali się do zarzutów, uznając je za polityczne. Według Kamińskiego jest to zemsta ekipy rządzącej za ujawnienie przezeń tzw. afery hazardowej. Ironizował, że odpowiadać powinni także prokuratorzy i sędziowie, którzy zatwierdzali wniosek CBA o kontrolę operacyjną w całej sprawie. W czerwcu 2011 r. weszła w życie zmiana prawa, zgodnie z którą służby mają obowiązek dołączania do takiego wniosku materiałów operacyjnych uzasadniających go – tego wymogu wcześniej nie było.
Rzeszowska prokuratura nadała kilku instytucjom i grupie osób status pokrzywdzonych, m.in. w związku z tym, że CBA miało ich bezprawnie podsłuchiwać. Są to m.in.: Lepper (a po jego samobójczej śmierci w 2011 r. najbliższa rodzina), Ryba i Andrzej K., a także politycy Samoobrony, wśród nich Janusz Maksymiuk – zostali oskarżycielami posiłkowymi. Daje to możliwość zadawania pytań oskarżonym, składania wniosków dowodowych, a także dochodzenia odszkodowań. Roszczenia finansowe przeciw oskarżonym zapowiedzieli już Ryba i adwokat K.
Warszawska prokuratura chciała postawić Kamińskiemu zarzuty przekroczenia uprawnień podczas czynności operacyjnych CBA ws. tzw. willi Kwaśniewskich. W ub.r. Sejm (głosami m.in. posłów PO) nie uchylił mu immunitetu. Z tego powodu śledztwo wobec niego umorzono; oskarżono zaś m.in. b. agenta CBA Tomasza Kaczmarka, a obecnie posła niezrzeszonego (wcześniej PiS).
Historyczka Kościoła Magdalena Ogórek kandydatką SLD na prezydenta. „Chcę zmienić polskie prawo”
Jeden z dziennikarzy zapytał, czy Magdalena Ogórek jest gotowa stanąć na czele kraju i czy ma wystarczające kompetencje. – Pani Magdalena Ogórek jest doktorem nauk humanistycznych, pracowała w kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, pracowała w mojej kancelarii, w MSWiA, była ekspertką klubu SLD. Ma wszystkie niezbędne kompetencje, by sprawować urząd prezydenta RP – oświadczył Miller.
Historyczka Kościoła, autorka książek o templariuszach
Magdalena Ogórek w przeszłości była szefową gabinetu ówczesnego lidera SLD Grzegorza Napieralskiego. W 2011 r. bez powodzenia startowała w wyborach parlamentarnych z list SLD w Rybniku. Z informacji udostępnionych na jej stronie internetowej wynika, że Magdalena Ogórek była latach 2012-2014 konsultantem w Narodowym Banku Polskim. W latach 2002-2005 pracowała w administracji państwowej, m.in. Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Biurze Integracji Europejskiej.
Ogórek urodziła się w 1979 r. Jest doktorem nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. Ukończyła studia tematyczne w EIPA (European Institute of Public Administration) w Maastricht, studia podyplomowe na kierunku integracji europejskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Jest autorką książek: „Polscy templariusze – mity i rzeczywistość” i „Beginki i waldensi na Śląsku i Morawach do końca XIV w.”. Była też komentatorką i prezenterką telewizyjną.
Bielecki: Górnicy są przerażeni, dla nich kopalnia to było całe życie. Ale ich panika jest nieuzasadniona
Grabarczyk: Polacy do każdej tony węgla dokładają 60 zł >>>
– Jeśli chcemy ustabilizować zatrudnienie, wpompować niezbędne pieniądze na proces osłony i przebudowy, musimy korzystać z tej formuły, którą wypracowaliśmy podczas strajków w „Kazimierzu Juliuszu”. Wydobycie musi być prowadzone na warunkach ekonomicznych, a w przeciwnym razie musi być wygaszane – podkreślał Bielecki. Zaznaczył, że bez rozpoczęcia wygaszania nie uda się przetransferować państwowych pieniędzy do górnictwa, gdyż nie pozwolą na to przepisy unijne.
„Potrzeba delikatności i szacunku”
Bielecki zauważył, że program rządu jest bardziej perspektywiczny i daje szansę na uratowanie choć części kopalń. Jacek Żakowski, prowadzący Poranek Radia TOK FM, przyznał, że program wydaje się „przemyślany i szczodry”. – A jednocześnie budzi taki opór. Więc dlaczego ten szczodry program nie może być wynegocjowany, wspólnie przedstawiony przez rząd, związki i biznes? – pytał. Bielecki zaznaczył, że związkowcy górniczy zdają sobie sprawę z trudnej sytuacji w ich branży. A mimo to w mediach i dyskusjach ze stroną rządową, zamiast skupiać się na konkretach, operują „bon motami”, uniemożliwiając rzetelną debatę.
– PiS zapowiada, że co zamkniecie, to ono otworzy – zauważył Żakowski. – Tak się nie da rozmawiać – westchnął Bielecki. – A ludzie cierpią. W „Brzeszczu” z dziada pradziada ludzie pracowali w kopalni, całe życie toczyło się wokół kopalni, rodziny z tego żyły. I stwierdzenie, że nie będzie wydobycia, to jakby się świat zawalił. Pracownicy są przerażeni, bo dla nich całe życie to była kopalnia – mówił. – Więc potrzeba delikatności i szacunku wobec tych ludzi. Nie ma drugiej tak ciężkiej pracy o tym poziomie ryzyka, zagrożenia życia – mówił Bielecki.
„Górnicy muszą zrozumieć”
Bartłomiej Nowak, prawnik zajmujący się sprawami energetycznymi z Akademii Leona Koźmińskiego, wskazywał w Radiu TOK FM, że niezależnie od protestów górników, branżę czeka nieuchronna restrukturyzacja. Wszystko przez spadający udział węgla w energetyce i napływ taniego surowca z zagranicy. – Górnicy muszą zrozumieć, że sektor będzie malał i dla części osób pracy nie będzie. Poszczególne rządy oszukiwały górników – stwierdził.
Wcześniej o zmianach w górnictwie mówiła w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” premier Ewa Kopacz: „Wiem też, że znajdą się tacy, którzy będą mieć 150 recept na uzdrowienie górnictwa, takich jak: „Niech państwo znów dołoży do kopalń”. Tak, państwo dołoży, tylko w sposób racjonalny, a nie po to, by górnictwo za jakiś czas znów stanęło na krawędzi. Bo jeśli ma inwestować pieniądze, to trzeba to robić tak, by zabezpieczyć samych górników, mieć tańszy węgiel, a w rezultacie – tańszą energię” – przekonywała.
PiS ratuje przemysł górniczy
PiS przedstawił program ratowania przemysłu górniczego. Rozwiązaniem wszelkich problemów ma być połączenie spółek energetycznych z kopalniami. Każdy koncern miałby obowiązek dokonywania zakupów węgla w określonych polskich kopalniach, oczywiście po godnych cenach. Obecnie część energetyki zaopatruje się w tańszy surowiec sprowadzany z Rosji i to ma być przyczyną kłopotów finansowych naszego górnictwa.
Muszę przyznać, że zarówno diagnoza jak i plan ratunkowy są naprawdę genialne w swej prostocie. Dziwne, że przez tyle lat nikt na to nie wpadł.
Ze swojej strony dorzuciłbym jeszcze koncernom energetycznym po kawałku PKP Cargo, wówczas każdy z nich miałby nie tylko swoje kopalnie, ale również własny transport. Utworzenie takich molochów, oczywiście pod państwową kuratelą, to jedyny ratunek dla naszego przemysłu. Zyski ze sprzedaży energii byłyby przeznaczane na pokrycie strat w kopalniach, a na ewentualne nowe inwestycje zrzucaliby się odbiorcy energii. Winę za wzrost cen można byłoby powiązać z pakietem klimatycznym i zrzucić na premier Kopacz.
Przy okazji zamieszania z górnikami odnalazł się kandydat Andrzej Duda. Po świętach gdzieś zaginął i nawet strefa wolnego słowa wyrażała zaniepokojenie jego przedłużająca się nieobecnością. W towarzystwie przyszłej minister gospodarki Beaty Szydło, pojawił się w kopalni Brzeszcze.
-Chcemy jasno powiedzieć PO i PSL: wszystko co wy pozamykacie, my otworzymy, bo postawimy na polską gospodarkę – zakomunikowała Szydło.
Po tak stanowczym zapewnieniu, wspartym dodatkowo majestatem przyszłego prezydenta, górnikom nie pozostaje nic innego jak tylko zakończyć protest. Powinni przyklasnąć rządowym planom likwidacji, wziąć 24-miesięczne odprawy, ucałować dłoń premier Kopacz, a otrzymane pieniążki przeznaczyć na tańce, hulanki i swawole. Mogą sobie na to pozwolić, bo już jesienią, po wygranych przez PiS wyborach, ich kopalnie ponownie zostaną otwarte i będą mogli wrócić do pracy.
Pingback: Terlikowski symbolicznie zabija: fanatyk niebytu | Hairwald