Hairwald

W ciętej ranie obecności

Salamun (28.12.14)

 

Dziennikarz „Spiegla” b. krytycznie o kanclerz Niemiec: Taktyka Merkel zagraża demokracji. To podła strategia

JAGOR, PAP, 28.12.2014
Angela Merkel w Bundestagu

Angela Merkel w Bundestagu (HANNIBAL HANSCHKE/REUTERS)

Angela Merkel zgromadziła w swoich rękach ogromną władzę, lecz zamiast wykorzystać ją do przewodzenia Niemcom i Europie, jest bierna i reaguje jedynie na wydarzenia. Jej taktyka „usypiania” Niemców jest groźna dla demokracji – ostrzega dziennikarz „Spiegla” Dirk Kurbjuweit.
Kurbjuweit określił postępowanie Merkel mianem „cynicznej formy” sprawowania władzy. Kanclerz sprawia wrażenie, jakby miała ogromną władzę, lecz zupełnie nie wykorzystuje tego potencjału – ocenia. – Merkel umacnia swoją władzę tylko po to, by ją mieć, a nie po to, by ją wykorzystać. Chodzi tylko i wyłącznie o utrzymanie władzy – twierdzi niemiecki dziennikarz, autor książki „Bez alternatywy. Merkel, Niemcy i koniec polityki”.Kurbjuweit od lat analizuje politykę Merkel na łamach najbardziej prestiżowego niemieckiego magazynu politycznego „Der Spiegel”. Jego książka należy do nielicznych publikacji krytycznych wobec szefowej niemieckiego rządu, cieszącej się zarówno w Niemczech, jak i na świecie ogromnym prestiżem.

Merkel od 9 lat zasiada w fotelu kanclerskim. Jej pozycja w Niemczech jest niezagrożona, a większość jej rodaków pragnie, by po kolejnych wyborach w 2017 roku nadal rządziła krajem. Brytyjski dziennik „The Times” przyznał ostatnio niemieckiej kanclerz tytuł „Osobistości roku 2014”, podkreślając jej rolę w kontaktach Zachodu z Rosją.

„W Niemczech od dawna nie trzeba walczyć o wolność”

Płynące z zagranicy pochwały nie robią na dziennikarzu „Spiegla” żadnego wrażenia. Jego zdaniem Merkel nie ma żadnego „politycznego fundamentu”, a jedyną wartością, do której jest przywiązana, jest „bardzo ogólnie rozumiane pojęcie wolności”. W RFN już od dawna nie trzeba walczyć o wolność – zauważa Kurbjuweit. Jak podkreśla, jedyną siłą napędową kariery Merkel jest jej „ambicja, by wspiąć się na szczyt”.

Kurbjuweit porównuje Merkel, która jego zdaniem nie zasługuje na miano polityka wybitnego, z jej poprzednikami. Jak zaznacza, większość z nich wykazywała polityczną odwagę i potrafiła „iść pod prąd”. Chwali pierwszego kanclerza RFN Konrada Adenauera, który wybrał dla RFN sojusz z Zachodem kosztem zjednoczenia kraju na warunkach ZSRR – wbrew stanowisku dużej części zachodnioniemieckiego społeczeństwa.

Wymienia też Willy’ego Brandta – twórcę „Ostpolitik” czyli polityki pojednania z krajami Europy Środkowej i Wschodniej, w tym z Polską – napotykającej w latach 60. i 70. sprzeciw Niemców. Podziwia Helmuta Kohla jako twórcę jedności Niemiec i wspólnej waluty euro. Gerhard Schroeder, pomimo protestów społeczeństwa, przeforsował reformy rynku pracy i systemu zabezpieczeń socjalnych – „Agendę 2010”.

„Paliwem demokracji jest spór”

Każdej z tych decyzji towarzyszyły długie i zacięte dyskusje. – To dobrze, bo paliwem demokracji jest spór – mówi Kurbjuweit w Berlinie, dodając, że przez dziesięciolecia polityczne spory były „kwintesencją zachodnioniemieckiej kultury politycznej”.

Przejęcie władzy przez Merkel rozpoczęło epokę „wielkiej ciszy”. Jej rządy nazywa „nowym biedermeierem” – określenie nawiązujące do odpolitycznienia życia publicznego po Kongresie Wiedeńskim (1815 r.)

– Merkel nie ogranicza debat – zastrzega dziennikarz, zaznaczając, że szefowa rządu „nie odważa się, by iść aż tak daleko”. Merkel nie inicjuje dyskusji publicznych, co oznacza, że ich nie ma, gdyż to politycy w warunkach niemieckich są inicjatorami takich debat.

Błędy: brak dyskusji o uchodźcach i ratowaniu euro

Za poważny mankament uznaje brak dyskusji o rosnącej liczbie uchodźców czy też o programie ratowania waluty euro, co doprowadziło do powstania w Niemczech partii i ruchów obywatelskich eurosceptycznych i antyislamskich.

Merkel unika sporów, co jest jej świadomym wyborem – twierdzi Kurbjuweit. Zrozumiała, jacy w istocie są Niemcy, i wspaniale potrafi się im „podlizywać”.

Szefowa rządu „w sposób niemal budzący trwogę” odpowiada politycznym pragnieniom Niemców. Można wręcz mówić o symbiozie między kanclerzem a obywatelami. Merkel ucieleśnia ten kraj w stopniu dotąd niespotykanym. Niemieckie społeczeństwo pragnące zgody i wyrozumiałości odnalazło się w osobie Merkel, będącej symbolem konsensusu i wyrozumiałości – ocenia dziennikarz.

Rezygnacja z atomu bez żadnej dyskusji i wbrew wcześniejszym poglądom

Analizując strategię stosowaną przez Merkel w działaniach politycznych, Kurbjuweit wymienia na pierwszym miejscu „akcyjność”. Jako przykład podaje nagłą decyzję o rezygnacji z energii atomowej, podjętą bez żadnej dyskusji i wbrew jej wcześniejszym poglądom pod wpływem zdjęć z katastrofy w Fukushimie. Autor ponadto wytyka pani kanclerz kierowanie się sondażami, działania pozorne, unikanie decyzji zgodnie z zasadą – kto nic nie robi, ten nie popełnia błędów.

Oceniając politykę Merkel wobec Europy, Kurbjuweit nie zostawia na niemieckiej kanclerz suchej nitki, wytykając jej, że zachowuje odziedziczoną po poprzednikach międzynarodową pozycję kraju na świecie – „ekonomicznego mocarstwa, które od innych Europejczyków domaga się ofiar, lecz samo tuczy się i nie miesza w sprawy polityczno-wojskowe, ponieważ nie chce samo ponosić ofiar”.

– To wygodne, lecz niegodne stanowisko, a w dodatku nie jest ono fair – ocenia Kurbjuweit.

„Chłodna Niemka wynalazła chłodny nacjonalizm”

Jego zdaniem Merkel nie jest Europejką z potrzeby serca, tak jak Kohl, lecz kieruje się racjonalnymi przesłankami, opierając się na niemieckich interesach. – Chce stworzyć polityczną osłonę niemieckiemu eksportowi – tłumaczy dziennikarz. Jak dodaje, Merkel, „chłodna Niemka”, wynalazła „chłodny nacjonalizm”. Nie ma on nic wspólnego z szowinizmem, nie jest ekspansywny, lecz pasywny – zastrzega.

„Demobilizuje wyborców. To podła strategia”

Najcięższym zarzutem, jaki Kurbjuweit formułuje wobec Merkel, jest „demobilizacja” wyborców. Jej kampanie wyborcze są „celowo łagodne, niewzbudzające emocji i zainteresowania”. Celem szefowej rządu jest zniechęcenie do udziału w wyborach zwolenników SPD, którzy nie uczestniczą w wyborach, chyba że „coś ich wkurzy”.

Ta demobilizacja wyborców zamiast wzywania ich do głosowania to „największy grzech wobec demokracji” – ocenia Kurbjuweit, nazywając to postępowanie „podłą strategią”.

Kurbjuweit przewiduje, że Merkel pozostanie po 2017 roku na stanowisku kanclerza, chyba że zwolni się ważne międzynarodowe stanowisko, które uzna ona za atrakcyjne. Taką ofertą mogłoby być stanowisko sekretarza generalnego ONZ. Jeżeli Merkel uzna, że ma szansę na to stanowisko, to zrezygnuje z fotela kanclerskiego – przepowiada Dirk Kurbjuweit.

gazeta.pl

Kopacz odwołała ewakuację Polaków z Ukrainy? Rzeczniczka rządu: to spekulacje gazety

Szef MSZ Grzegorz Schetyna miał być wściekły na wieść o decyzji Kopacz.
Szef MSZ Grzegorz Schetyna miał być wściekły na wieść o decyzji Kopacz. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jak dowiaduje się „Polska The Times”, premier Ewa Kopacz podjęła decyzję o wstrzymaniu ewakuacji około stu osób polskiego pochodzenia z wschodniej Ukrainy. Informacje gazety kilka godzin po ukazaniu się ich w mediach zdementowała rzeczniczka rządu oraz MSW i MSZ. Uznano je za „nierzetelne i nieprawdziwe”.

Jak dowiedzieli się dziennikarze gazety, Kopacz miała podjąć decyzję za namową minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej, której argumentem miało być, że ewakuacja stu osób w obecnej chwili będzie musiała skutkować ewakuacją kilku tysięcy obywateli Polski z Ukrainy i innych krajów ogarniętych wojną. Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna miał być wściekły z powodu decyzji Kopacz.

Po oznajmieniu przez premier pierwotnej decyzji o ewakuacji do końca roku szef MSZ rozpoczął do niej przygotowania – Uzgodnił z administracją ukraińską uproszczoną formułę wydawania paszportów wyjeżdżającym oraz inne procedury organizacji tej ewakuacji, np. zabezpieczenie transportu, działania ukraińskiej milicji i administracji lokalnej. Po decyzji premier Kopacz wyszedł na idiotę – mówi anonimowo urzędnik MSZ w rozmowie z „PTT”.

Oficjalnie ewakuacja została odroczona i jak informuje rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski, ma się ona odbyć w styczniu.

Decyzja premier Kopacz wywołała poruszenie wśród dziennikarzy.

Marek Migalski napisał z kolei, że ta decyzja „stwarza zagrożenie dla Polaków na Ukrainie”, którzy właśnie „stali się zwierzyną łowną”.

Informacjom dziennikarzy „Polska The Times” zaprzeczyła rzeczniczka rządu Iwona Sulik. –Tekst w „Polska the Times” to spekulacje, premier nie podjęła żadnej decyzji o wstrzymaniu ewakuacji, wszystko przebiega zgodnie z planem– powiedziała Sulik w rozmowie z TVN24.

Źródło:
polskatimes.pl

tvn24.pl

naTemat.pl

„Wprost” odwiedza okręg poselski Sikorskiego, a Kaczyński zapowiada w „wSieci”: „To będzie rok bardzo ciężkiej walki politycznej” [W TYGODNIKACH]

red., 28.12.2014
„Kierowca widmo” – takim mianem określa „Wprost” Radosława Sikorskiego. Dziennikarze podważają tłumaczenia Marszałka dotyczące „kilometrówek” i przeprowadzają śledztwo w jego okręgu poselskim. W „Do Rzeczy” i „wSieci” czytamy natomiast o przyszłości – tej najbliższej politycznej, ale też zupełnie odległej. Oto ostatnie w tym roku wydania tygodników.
ZOBACZ WSZYSTKIE OKŁADKI >>>

We „Wprost” reportaż z okręgu poselskiego Radosława Sikorskiego. Duet Burzyńska-Majewski wybrał się w okolice dworku Chobielin, by porozmawiać z lokalnymi urzędnikami. „Sikorskiego nie było od lat” – słyszą w Nakle dziennikarze.

W wydaniu również rozmowa z prof. Zbigniewem Lwem-Starowiczem. Nietypowo, bo o polityce, a właściwie o politykach, którzy szczególnie często odwiedzają jego gabinet po przegranych wyborach. „Tracą władzę i popularność… Cierpią. To ma także przełożenie na ich życie seksualne” – mówi seksuolog.

Więcej we „Wprost”>>>

„Do Rzeczy” w setnym wydaniu tygodnika próbują odpowiedzieć na pytania, jak będzie wyglądała Polska i świat za sto lat. Autorzy zastanawiają się nad przyszłością chrześcijan „w kalifacie Europa”, losami Izraela czy przejściem Unii Europejskiej we władze Niemiec.

W tygodniku również o polowaniach na przeceny i psychologicznych metodach sprzedawców. „Ledwie skończył się przedświąteczny szał zakupów, a już ruszają wyprzedaże. Witryny sklepów zachęcają, że jest taniej o 30, 70, 90 proc. Tylko czy na pewno? Jakie pułapki czekają na nas w sklepach?” – czytamy w zapowiedzi numeru.

Więcej w „Do Rzeczy” >>>

Prognoza – choć skromniejsza – również w najnowszym wydaniu „wSieci”. „To będzie bez wątpienia rok bardzo ciężkiej walki politycznej. Rządzący zrobią wszystko, by władzy nie oddać. Ale my też będziemy twardo walczyć. Jest duża szansa, choć oczywiście nie pewność, że będzie to rok zwycięstwa” – zapowiada Jarosław Kaczyński na nadchodzący rok.

Z tygodnika dowiemy się też, z czego są dumni, a czego wstydzą się Polacy. Jak wskazują badania, największym powodem do dumy jest obalenie komunizmu. Uważa tak ponad 27 proc. uczestników sondażu.

Więcej we „W Sieci” >>>

Tygodnik „Newsweek” jeszcze nie opublikował zapowiedzi i okładki najnowszego wydania.

Inna twarz konfliktu w Donbasie [ZDJĘCIA AGENCJI REUTERA]>>

TOK FM

Zmarł Tomaž Šalamun, ambasador poezji

Krzysztof Siwczyk *, 28.12.2014
Tomaz Salamun w Instytucie Mikołowskim, podczas promocji swojego tomu wierszy

Tomaz Salamun w Instytucie Mikołowskim, podczas promocji swojego tomu wierszy „Pora roku” (wyd. Instytut Mikołowski), w ramach Festiwalu Miłosza, maj 2013 r. (Fot. Agnieszka Sitko)

Straszne to były święta. W dzień po śmierci Stanisława Barańczaka dowiedzieliśmy się, że odszedł kolejny z najwybitniejszych współczesnych europejskich poetów.
Słoweniec był autorem szanowanym przez polskich poetów różnych pokoleń, wywarł spory wpływ na naszą lirykę ostatnich dwóch dekad. Pierwsza u nas poważna prezentacja Šalamuna, w przekładzie jego siostry Katariny Šalamun-Biedrzyckiej, to wybór wierszy z 1979 r. Ale dopiero „Straszne święta” opublikowane w połowie lat 90. ustanawiają wielkość i wpływowość Šalamuna. Oto za sprawą tego poetyckiego obieżyświata polska poezja dostaje potężnego surrealistycznego kopa i zyskuje energetyczne źródło wyobraźni.Šalamun był poetą tych dwóch żywiołów. Był poetyckim poliglotą, ambasadorem literatury swojego języka i jednocześnie ambasadorem zaświatów mowy poetyckiej. W swoich wierszach wytyczał ścieżki nieprzetarte przez język, uciekał od konwencji patosu, zwalniał lirykę z tyrtejskich dyb. Zwracał szczególną uwagę na schadzki słów, które spotykają się w wierszu na zasadach jak najodleglejszych skojarzeń i tylko w środowisku wiersza mogą rozpocząć swoje gody.Nie kłaniał się nikomu

Nie znałem innego równie witalnego poety i człowieka. Stworzył w swoich wierszach portret obywatela świata, który światu narzuca swoją pojedynczość, sam jest architektem rzeczywistości, jest drapieżnikiem w tym „maniakalnym ogrodzie”. Silny idiom podmiotowości i egocentryczna maniera w wierszach Salamuna doskonale korespondowały z tym, co działo się w polskiej poezji po przemianach roku 1989. Ówcześni młodzi poeci szukali sobie nowych ojców założycieli jakiegoś mitu, mniej zaganianych w obowiązkach wobec ojczyzny niż choćby Zbigniew Herbert. Šalamun ten mit oferował. Udało mu się w warunkach pełnej wirtualności i ponowoczesności uchronić resztki statusu poety.

Udało mu się to dzięki autoironii i gargantuicznej pasji, z jaką oddał się pisaniu i tylko pisaniu. Nie angażował się w nic poza sztuką czystą. To musiało imponować ówczesnym debiutantom skupionym wokół pisma „bruLion”, imponowało także ich następcom. Ponadto Šalamun miał niewiarygodne rozeznanie w literaturach różnych języków, nie miał żadnych kompleksów wynikających z peryferyjności własnego języka, no i nie kłaniał się nikomu. W Ameryce (także w Meksyku, gdzie jakiś czas mieszkał) czuł się jak ryba w wodzie. Pojechał tam pierwszy raz w 1970 r., jako członek grupy artystów konceptualistów OHO. Jego związki ze sztukami plastycznymi owocowały coraz śmielszymi poszukiwaniami w obszarze literatury.

Już debiutancka książka „Poker” (1966), odsądzana od czci i wiary przez siermiężną jugosłowiańską dyktaturę, wywracała poezję słoweńską do góry nogami niczym złamane perspektywy u Picassa. Później wiersz Šalamuna już tylko się radykalizował. Był coraz bardziej pojemnym konglomeratem nihilizmu i witalizmu, konwencji i dziczy, wyobraźni i kostycznych struktur.

Poeta nienasyconego głodu życia

W latach 90. był attaché kulturalnym młodej Republiki Słowenii w Nowym Jorku. Zza oceanu doglądał interesów małego języka w globalnym żargonie. Dzięki niemu wielu znakomitych młodych autorów mogło zaistnieć na arenie międzynarodowej.

Podróżował po całym świecie, ale kartki pocztowe wysyłał zawsze z ulicy Dalmatinowej w Lublanie. Czekałem na te kartki od drugiej połowy lat 90., kiedy go poznałem w Słowenii. Później odwiedzał Polskę często. Trzy jego książki ukazały się na Śląsku, ostatnia z nich, „Pora roku”, w przekładzie jego siostrzeńca, poety Miłosza Biedrzyckiego – przed rokiem nakładem Instytutu Mikołowskiego.

Pretekstem do tej publikacji był festiwal im. Miłosza, którego Šalamun był gościem. Zanim jednak podwiozłem go z Mikołowa do Krakowa, spędziliśmy razem trochę czasu. Miał dar błyskawicznego skracania dystansu, zachowując zawsze erudycyjny sznyt. A do powiedzenia miał dużo. „Pora roku” to była książka nowego otwarcia – wszystkie pomieszczone w niej wiersze to dystychy (jeden z nich potraktuję jako symptom światła, jakie od niego biło: „Moja kosmogonia jest uporem setera. Słońca/ z podwiniętymi rękawami umacniają świat”). Ta przejrzystość formalna jeszcze silniej wyostrza niemal zwierzęcy apetyt na życie. Bo był to poeta nienasyconego głodu życia i zaspokajał go przez 73 lata. Z czasem okaże się, jak bardzo ciemno po nim będzie w literaturze, także polskiej.

* Krzysztof Siwczyk – poeta, krytyk literacki, wiceszef Instytutu Mikołowskiego, laureat tegorocznej Nagrody Kościelskich

wyborcza.pl

Janina Paradowska i naczelny “Polski The Times” gośćmi na urodzinach Sławomira Nowaka. Dziennikarze oburzeni

Jak pisze "Wprost", Janina Paradowska spędziła na przyjęciu urodzinowym Sławomira Nowaka "dobre dwie godziny"
Jak pisze „Wprost”, Janina Paradowska spędziła na przyjęciu urodzinowym Sławomira Nowaka „dobre dwie godziny” Fot. Maciej Świerczyński / AG

Dziennikarka “Polityki” Janina Paradowska i redaktor naczelny “Polski The Times” Paweł Siennicki znaleźli się wśród uczestników “politycznej stypy” byłego polityka PO. Teraz dostaje im się od kolegów po fachu.

O imprezie z okazji 40. urodzin Sławomira Nowaka pisze „Wprost”. Z relacji tygodnika wynika, że na przyjęcie zorganizowane w prezydenckim hotelu „Belwedere” zaproszeni zostali politycy, m.in. Roman Giertych, Michał Kamiński oraz koledzy Nowaka z Platformy Obywatelskiej. Zaskoczeniem okazała się obecność dwojga dziennikarzy.

„Dobre dwie godziny na imprezie zabawiła Janina Paradowska z ‚Polityki’. Zachowanie gości wobec publicystki, która twardo broniła Nowaka, gdy ten znalazł się w kłopotach, nie należało do szarmanckich. Nikt jej nie żegnał przy drzwiach, nie odprowadził, mimo późnej pory. Wychodziła samotnie z czerwoną torebką i pod czerwonym parasolem, podążając za dwoma politykami PO, którzy nie zwracali na nią uwagi” – opisuje „Wprost”.

Z kolei Siennicki miał podarować jubilatowi „obraz w jasnych ramach”.

Postawa dziennikarzy spotkała się z krytyką komentatorów. Przeważają głosy, że nie wypada, by dziennikarz brał udział w imprezie polityka – w dodatku tego, którego karierę polityczną zakończyła tzw. afera zegarkowa.

„Paradowska, osobiście żegnająca odchodzącego w niesławie polityka partii rządzącej, to taki trochę symbol” – napisała na Twitterze „Kataryna”.

Są też tacy, którzy bronią gości Nowaka. „No dobrze, ale tak szczerze, jakby Wasz kumpel zrobił coś głupiego, nawet przestępczego, to byście bojkotowali jego urodziny?” – zapytał Konrad Piasecki z RMF FM.

 

naTemat.pl

 

 

Dodaj komentarz