Hairwald

W ciętej ranie obecności

Archive for the tag “Renata Grochal”

Kto grozi Tuskowi

Kmicic z chesterfieldem

Są granice, których przekraczać nie wolno.

Nic śmiesznego, reż. Marek Koterski.

Prezydenci, burmistrzowie i wójtowie z Ruchu Samorządowego TAK! Dla Polski mają pytanie skierowane do prezesa Obajtka: dlaczego przez ostatnie miesiące mieszkańcy i gminy płaciły za dużo za paliwo?

Więcej o skorumpowanym Obajtku i doprowadzniu przez niego do drożyżny i inflacji >>>

 

View original post

 

Gdyby prezydentem USA był Trump, Kijów byłby zdobyty przez Rosję, a Putin dobierałby się do Polski

Kmicic z chesterfieldem

Joe Biden zakończył dwudniową wizytę w Polsce. – Tej bitwy nie wygramy w ciągu dni czy miesięcy. Musimy przygotować się na długą walkę – powiedział na Zamku Królewskim w Warszawie. 

Więcej o wizycie prezydenta USA Joe Bidena w Polsce >>>

 

View original post

 

Sasin wszystko zamienia w gie

Kmicic z chesterfieldem

Wizyta Mateusza Morawieckiego w Madrycie wywołała falę komentarzy. Część polityków i publicystów zwraca uwagę, że szef polskiego rządu spotkał się z Marine Le Pen. Przywódczyni francuskiego Zjednoczenia Narodowego całkiem niedawno stwierdziła, że Ukraina leży “w strefie wpływów Rosji”.

Więcej o zdradzie Morawieckiego w Madrycie >>>

„Będziemy przygotowani do następnego dnia po” – zapowiedział Donald Tusk podczas sobotniego kongresu programowego PO. Lewica mówiła, że wie, jak ratować obywateli już dziś, wezwała rząd PiS do dymisji.

Przeczytaj, co Platforma Obywatelska zaproponowała podczas konwencji Odporna Polska
  • zaostrzenie odpowiedzialności karnej za przestępstwa urzędnicze w pandemii,
  • nowy model zarządzania kryzysowego oparty o samorządy,
  • Ochotnicza Straż Ratunkowa – ułatwi zaangażowanie wolontariuszom,
  • Krajowy system łączności – szybki obieg informacji,
  • zahamowanie wycinki lasów – ochrona bagien i mokradeł jako naturalnych rezerwuarów wodnych,
  • elektrownie wodne, wiatrowe, fotowoltaika, zmiana przepisów tak, by opłacało się budować biogazownie,
  • dopłaty do nawozów takie jak do paliwa rolniczego,
  • helpdesk dla obywateli, którzy padną ofiarą…

 

View original post 32 słowa więcej

 

Tusk, ratownik polskiej demokracji

“Czego boi się i kogo chce chronić Donald Tusk, że ucieka się do takich podłych kłamstw? Składam pozew w związku z pomówieniem w jego dzisiejszej wypowiedzi” – poinformował w niedzielę na Twitterze Ziobro zapowiadając pozew przeciw liderowi Platformy Obywatelskiej Donaldowi Tuskowi. Chodzi o słowa o “haraczu”, które wypowiedział polityk PO.

Więcej o Ziobrze, wyjątkowo podłej postaci >>>

– Donald Tusk szefem Platformy Obywatelskiej – dzięki temu wszystkie reflektory na nas. Dzięki temu będziemy silniejsi – uważa Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej.

Więcej o Trzaskowskim przed którym jest świetna przyszłość >>>

Tusk wrócił na 100 procent. Rzeczywiście, pełne sto procent Tuska można było zobaczyć podczas sobotniego posiedzenia Rady Krajowej PO i usłyszeć w stołecznej Hali Global Expo. Ceniony polityk światowego formatu, szanowany wszędzie tam, gdzie demokracja ma się dobrze i znienawidzony przez despotów z krajów autorytarnych, znowu objął rządy w partii. Tej, którą siedem lat temu zostawił „murowaną” z dorobkiem sześciu wyborczych zwycięstw, a teraz zastał… taką, jaka jest. Można Tuska nie lubić, można kpić, że wielki polityk został ledwie p.o. szefa P.O., ale każdy, kto go widział i słyszał, musiał poczuć jego siłę, zdecydowanie i upór.

Felieton Andrzeja Karmińskiego >>>

 

Kobiety pójdą 13 grudnia po Kaczyńskiego

Bez stanu nadzwyczajnego, tak naprawdę wprowadzili nam faktyczny stan wojenny. Lekceważą społeczeństwo Napychają sobie kieszenie. Biją ludzi na ulicach. A my jesteśmy wolne i wolni, i z tej wolności nie zrezygnujemy! Nie chcieli rozmawiać – teraz mają nas sobie przeciwko sobie.

Program Strajku Kobiet >>>

Jarosław Kaczyński w roli wicepremiera ds. bezpieczeństwa to klapa roku. Nie nie okiełznał Ziobry, rozniecił protesty, wymusił na policji ich tłumienie, co wywołało spadek zaufania do tej instytucji.

O co chodzi z tą praworządnością? Dlaczego PiS trzyma się bezprawia? >>>

Pamiętajmy o Piotrze Szczęsnym

Kmicic z chesterfieldem

Jakie te dziewczyny są w punkt.

To damski bokser, zadziwiony tym, że nie nadstawiłam drugiej stopy do zmiażdżenia tylko palnęłam go w łeb. Ściera nie bohater.

Opis protestu kobiet >>>

Renata Grochal:

J.Kaczyński dał zielone światło dla zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, bo wystraszył się spisku twardogłowych w ZP. Nie przewidział jednak skali protestów, a teraz ma pretensje do J.Przyłębskiej i M.Morawieckiego. Polecam mój tekst w najnowszym Newsweeku.

Nad trwaniem tego kryzysu wewnątrz obozu władzy nikt już chyba nie panuje. Mam wrażenie, że nasz Breżniew się odkleił od rzeczywistości i może to mieć przyczyny bardziej niż polityczne. Skłaniają mnie do takiego twierdzenia dwie rzeczy. Po pierwsze przemówienie „z bunkra”, gdzie główną rolę grały jego dłonie, a on sam wyglądał jakby wprowadzał stan wojenny. Po drugie świadczy o tym fakt, jak się „odpalił”, mówiąc kolokwialnie, podczas 3-minutowego przemówienia w Sejmie, gdzie stracił nad sobą panowanie – mówi prof. Marek Migalski, politolog…

View original post 466 słów więcej

 

Pinokio Morawiecki w żywiole mitomaństwa

Budka: Każdego dnia przychodzimy do Sejmu z propozycjami. Leżą ustawy senackie, Lewicy, PSL-u, KO. Wy zamiast rozmawiać o tych propozycjach, chcecie zmieniać Kodeks wyborczy

Jesteśmy gotowi [do porozumienia]. Każdego dnia przychodzimy do Sejmu z propozycjami. Leżą ustawy senackie, Lewicy, PSL-u, KO. Wy zamiast rozmawiać o tych propozycjach, chcecie zmieniać Kodeks wyborczy. Za 2 godziny, za godzinę będziecie proponować wprowadzanie głosowania korespondencyjnego. Panie premierze, w czasie pana wystąpienia otrzymałem kilkadziesiąt wiadomości. Ludzie proszą o konkrety” – mówił w Sejmie przewodniczący PO Borys Budka.

 

Budka o informacji PMM: Kolejny festiwal ogólników. Rzeczywiście, pan może być ekspertem, jeśli chodzi o mówienie o ukrywaniu majątku i rajach podatkowych. Nie trzeba raju podatkowego, wystarczy przepisać majątek na żonę, prawda?

Kolejny festiwal ogólników. Rzeczywiście, pan może być ekspertem, jeśli chodzi o mówienie o ukrywaniu majątku i rajach podatkowych. Nie trzeba raju podatkowego, wystarczy przepisać majątek na żonę, prawda? Trzeba jasno, czytelnie powiedzieć. Nie macie propozycji, a niestety nie skorzystaliście z dobrych propozycji polskiego Senatu, opozycji. W Sejmie odrzuciliście każdą poprawkę. Gdzie byliście, gdy proponowaliśmy, żeby każda firma bez względu na to, ile zatrudnia osób, otrzymała pomoc od państwa” – mówił Budka.

PMM: Chcemy żeby świat był bez rajów podatkowych

– Koniec z rajami podatkowymi. Polska mówi o tym głośno od kilku lat. Od czasów, od kiedy rządy sprawuje PiS. Raje podatkowe są wielkim ubytkiem środków dla krajów wszystkich, i tych bogatszych i biedniejszych. To mechanizm poprzez który bogaci ludzie i bogate firmy rozliczają się gdzieś również w państwach takich jak Szwajcaria, Lichtenstein czy Cypr. Chcemy wykluczyć, chcemy żeby świat był bez rajów podatkowych – stwierdził premier Mateusz Morawiecki w Sejmie.

PMM: Na wszystkich Radach Europejskich, które się w ostatnich kilku tygodniach odbyły, podkreślam bardzo jednoznacznie, że UE musi zbudować bardzo odważny pakiet, że musimy wrócić do poprzednich naszych pomysłów

– Na wszystkich Radach Europejskich, które się w ostatnich kilku tygodniach odbyły, podkreślam bardzo jednoznacznie, że UE musi zbudować bardzo odważny pakiet, że musimy wrócić do poprzednich naszych pomysłów, oczywiście nie tylko polskich, ale Polska podkreśla je i podkreślała od ponad dwóch lat, z ogromną mocą. Do pomysłów takich jak podatek cyfrowy, podatek od transakcji finansowych, do pomysłów takich jak np. podatek od śladu węglowego czy pomysłów takich, który jest unikalnym pomysłem, można powiedzieć, Grupy Wyszehradzkiej, czyli podatek od wielkich korporacji międzynarodowych. To są pomysły, które mogą spowodować, że do budżetu UE wpłynie nie 1 czy 2 mld nowych środków, ale dziesiątki miliardów rocznie euro nowych środków na walkę z koronawirusem – stwierdził premier.

 

PMM: Dzisiaj sprzętu ochrony osobistej mamy cały czas jeszcze za mało, ale staramy się pozyskać go ze wszystkich kierunków świata

– Wśród problemów, pierwszy o którym powiem, to kwestia sprzętu. Dostępny sprzęt ochrony osobistej to bardzo ważny aspekt walki z koronawirusem. Dzisiaj mamy tego sprzętu cały czas jeszcze za mało, ale staramy się pozyskać go ze wszystkich kierunków świata i staramy się również odtworzyć produkcję krajową. W tym momencie warto z całą pewnością podkreślić, że my jesteśmy przekonani iż odtworzenie produkcji krajowej maseczek, fartuchów ochronnych, w przyszłości może też zaawansowanych sprzętów pomoże także w przyszłości w walce z koronawirusem – mówił Mateusz Morawiecki.

 

PMM: Spodziewamy się, że szczyt zachorowań jest przed nami gdzieś w maju, czerwcu

– Spodziewamy się, że szczyt zachorowań jest przed nami gdzieś w maju, czerwcu. Prawdopodobnie, jak mówi wielu ekspertów, promienie ultrafioletowe będą z całą pewnością pomocne w walce z koronawirusem, ale chcemy do tego czasu ograniczyć ilość zachorowań, a w szczególności wypłaszczać krzywą zachorowań – stwierdził premier.

 

PMM: Jesteśmy w dużym stopniu cały czas jeszcze na początku z koronawirusem. Musimy walcząc z epidemią, jednocześnie starać się budować nowy model życia gospodarczego po to, żeby gospodarka ucierpiała jak najmniej

– Po prostu dzisiaj, na tym etapie rozwoju koronawirusa, wiemy że musimy być cały czas poddani ogromnej dyscyplinie, ogromnym dodatkowym wysiłku, rygorom, obostrzeniom dotyczącym dystansowania społecznego, że musimy przestrzegać wielu zasad, wielu procedur, że jesteśmy w dużym stopniu cały czas jeszcze na początku z koronawirusem. To powoduje że bardzo wiele naszych działań w życiu publicznym, społecznym, gospodarczym musi dopasować się do epidemii. Musimy walcząc z epidemią, jednocześnie starać się budować nowy model życia gospodarczego po to, żeby gospodarka ucierpiała jak najmniej – stwierdził  Morawiecki w Sejmie.

 

Grodzki o wyborach korespondencyjnych: Jeśli projekt trafi do Senatu, to jest oczywiste, że wykorzystamy wszystkie możliwości konsultacji. Domniemam, że 30 dni to będzie minimalny czas, który nam na to zejdzie

Jeśli projekt trafi do Senatu, to jest oczywiste, że wykorzystamy wszystkie możliwości konsultacji konstytucjonalistów, wysłuchań społecznych, opinii epidemiologów, zakaźników, żeby senatorowie mogli sobie wyrobić odpowiednie zdanie na temat tego, jak głosować i domniemam, że 30 dni to będzie minimalny czas, który nam na to zejdzie” – mówił w Poranku Radia TOK FM marszałek Senatu Tomasz Grodzki.

Kmicic z chesterfieldem

Donald Tusk niedawno zdefiniował PiS poprzez dwa rzeczowniki: kłamstwo i złodziejstwo.

Dorzuca ponadto eschatologiczne propozycje Kaczyńskiego, który chce nas wysłać do pana Bozi, poprzez uczestnictwo w wyborach.

Poczta Polska zamiast maseczek ma dostarczać zarażone pakiety wyborcze, które i tak zostaną sfałszowane.

Ponadto to groteska, wielopiętrowość jej ośmieszenia byłaby poza zasięgiem wyobraźni Sławomira Mrożka.

„Geniusz” Kaczyńskiego przebija geniusze innych. Jego brat Lech wysłał do pana Bozi 96 osób, Jarosław chce być lepszy – ekspediuje cały nard w zaświaty. A co się będziesz męczył narodzie.

Ostatnie zdjęcia Kaczyńskiego sam w sobie są przerażające. Ten „geniusz” metr pięćdziesiąt w kapeluszu nie potrzebuje żadnego makijażu, za życia wygląda jak zombie.

Więcej o sprzedaży masek >>>

W połowie lutego państwowa Agencja Rezerw Materiałowych – odpowiedzialna za zaopatrzenie na czas kryzysu – sprzedała prawie 63 tys. specjalistycznych masek ochronnych – ustaliła „Gazeta Wyborcza”. W tym czasie już było wiadomo, że zbliża się pandemia koronawirusa. Agencja Wywiadu…

View original post 1 249 słów więcej

 

Duda do pierdla

Konwencja PiS w sobotę w kwestii kandydatury Dudy na reelekcję.

Publicysta Piotr Szumlewicz odniósł się wszczęcia śledztwa przez prokuraturę w związku z wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w Pucku. Prokuratura w Gdańsku otrzymała kilka zawiadomień ws. obrazy głowy państwa, a następnie przekazała je do prokuratury w Pucku.

Prokuratura postanowiła zareagować na okrzyki kierowane przez protestujących w Pucku w kierunku prezydenta. Duda usłyszał m.in. że jest marionetkąbędzie siedziałkonstytucjatrybunał stanu czekawyPAD 2020Andrzej Duda wstyd narodu”.

Zachowanie manifestacji bardzo rozzłościło polityków PiS, którzy zaczęli domagać się od polityków opozycji przeprosin oraz wnieśli do Sejmu specjalną uchwałę, w której rozumieniu posłowie i posłanki potępiają zachowanie Kaszubów wobec Andrzeja Dudy.

Teraz Prokuratura Rejonowa w Pucku zajmie się postawą manifestantów i ma za zadanie ustalić, kto kierował do Dudy powyższe okrzyki.

– W Pucku miały miejsce uroczystości o charakterze państwowym, uroczystości w 100. rocznicę zaślub Polski z morzem i takie zachowania nie powinny mieć, szczególnie podczas tak ważnych uroczystości państwowych, miejsca – wypowiada się prezydencki rzecznik Błażej Spychalski.

Piotr Szumlewicz (publicysta, związkowiec): Andrzej Duda jest marionetką i powinien siedzieć. I nie widzę powodu, aby tą opinią miała się zajmować prokuratura”.

Reakcje internautów:

I tak proszę Państwa kończy się wolność, a rozpoczyna pełną gębą dyktatura. Witamy na wschodzie”.

Zgodnie z wytycznymi PiS, będzie wolno gwizdać i obrażać przedstawicieli opozycji, natomiast członkowie PiS i ich dostojnicy, chronieni będą przez wszystkie służby państwa, włącznie z policją i prokuraturą”.

Na ewentualnej rozprawie prokurator nie będzie miał argumentów. To sama prawda, żeby to podważyć to sędzią musi być Radzik albo Nawacki”.

Prawdę wreszcie powiedzieli i co, za to do pierdla? Za prawdę?”.

Kmicic z chesterfieldem

Bezprawie pisowskie w kraju jest zaprowadzane z konsekwencją, ale nie logiką, bo nie można nazwać logicznymi partyjne interesy.

Polska jest psuta od podstaw prawnych, a to zemści się na każdym z nas i na naszej ojczyźnie. PiS trzeba będzie postawić przed prawem, polityków (raczej pachołków) Kaczyńskiego zobaczymy w przyszłości przed Trybunałami Stanu, zwykłymi sądami (bo np. „zasługi” korupcyjne ma każdy z polityków tej partii za paznokciami). Nie tylko Banaś, ale Morawiecki (jeden z największych krętaczy) et consortes.

Co z Kaczyńskim? Opozycja powinna dobrze rozegrać jego kwestię. Najpierw dopuścić do głosu jak największe spektrum obywateli, niech dyskutują, zainscenizować coś w rodzaju sądu historii, bądź sądu obywatelskiego.

Sformułowane zostaną zarzuty i po pewnym czasie prawnicy winni przekuć to na paragrafy.

Kaczyński powinien zgnić w więzieniu, dać mu tam szansę, aby walczył z wszami. Do tego nadaje się ten intelektualny średniak, a moralnie antyczłowiek.

Sondaże PiS-oi zaczynają niedomagać. Będą zjeżdżać w dół, bo…

View original post 1 360 słów więcej

 

Duda ma przerwę świąteczną

Mija kolejny tydzień od skandalicznych wypowiedzi prezydenta Rosji na temat Polski. Do ataku włączają się również kolejni jego urzędnicy. Tymczasem Andrzej Duda do tej pory nie zabrał głosu w tej sprawie. – Prezydent z pewnością zabierze głos, ale po 6 stycznia. Mamy przerwę świąteczną – stwierdził europoseł PiS Adam Bielan.

Nie cichną komentarze po skandalicznych wypowiedziach Władimira Putina. Prezydent Rosji obarczył Polskę odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej i udział w rozbiorze Czechosłowacji. – Związek Radziecki niczego Polsce nie odebrał – powiedział Putin.

W ostatnich dniach do ataku na Polskę włączyli się również rosyjscy dyplomaci. W odpowiedzi na ataki Kremla, polskie MSZ i Instytut Pamięci Narodowej wydały specjalne oświadczenia. Mocne stanowisko wobec oburzających słów Putina wystosował także premier Mateusz Morawiecki. Nie brakuje też komentarzy ze strony polityków zarówno partii rządzącej, jak i opozycji.

Do tej pory do haniebnych wypowiedzi prezydenta Rosji i jego urzędników nie odniósł się jednak prezydent Andrzej Duda. O jego milczenie zapytano europosła PiS i polityka Porozumienia Adama Bielana.

– W tego rodzaju stosunkach dyplomatycznych nie musimy reagować z dnia na dzień – ocenił Bielan na antenie Polsat News. – Mamy w Europie okres świąteczno-noworoczny. Jestem przekonany, że zaraz po przerwie, która w Polsce kończy się po 6 stycznia, prezydent zabierze głos – stwierdził.

Jak zaznaczył, w sprawie słów Putina wypowiedzieli się już współpracownicy prezydenta.

O fałszerstwie Putina >>>

Kmicic z chesterfieldem

– Ekologizm to zjawisko bardzo niebezpieczne, bo to nie jest tylko pod postacią nastolatki, to coś co się narzuca, a ta aktywistka staje się wyrocznią dla wszystkich sił politycznych, społecznych – uważa abp Marek Jędraszewski.

O ekologizmie, który stoi w sprzeczności z nauką Kościoła Katolickiego mówił w rozmowie z Telewizją Republika abp Marek Jędraszewski.

– Skwituję to krótko: powrót do Engelsa i do jego twierdzeń, że małżeństwo to kolejny przejaw ucisku, a w imię równości trzeba zerwać z całą tradycją chrześcijańską, bez której my – Europejczycy nie zrozumiemy się, bo jesteśmy w niej wychowywani od tysiącleci. To się kwestionuje przez różne nowe ruchy, a także próbuje się narzucać jako obowiązującą doktrynę – powiedział duchowny.

Więcej >>>

Jako nauczyciel jestem przerażony. Wychodzę do uczniów z Herbertem, Miłoszem i Szymborską a oni do mnie z przekazem TVP. Ja o wartościach a uczniowie o urojonych zagrożeniach lub nieistniejących sukcesach.

Robert Kasiak – nauczyciel…

View original post 198 słów więcej

 

Olga Tokarczuk: wykład noblowski

„Marzą mi się wysokie punkty widzenia i szerokie perspektywy, w których kontekst szeroko wykracza daleko poza to, czego moglibyśmy się spodziewać. Marzy mi się język, który potrafi wyrazić najbardziej niejasną intuicję. Marzy mi się metafora, która przekracza kulturowe różnice”. Wykład noblowski Olgi Tokarczuk przepisany słowo w słowo z relacji na żywo

„Gdzieś toną jacyś ludzie, gdzieś toczy się jakaś wojna. W natłoku informacji pojedyncze przekazy tracą kontury. Zlew obrazów przemocy, mowy nienawiści rozpaczliwie równoważone są przez wszelkie dobre wiadomości. Coś jest ze światem nie tak”, mówiła Olga Tokarczuk w swoim wykładzie noblowskim „Czuły narrator”, wygłoszonym w Sali Giełdy Akademii Szwedzkiej w sobotę 7 grudnia.

„Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, który ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny.

Literatura jest zbudowana na czułości. To jest podstawowy psychologiczny mechanizm powieści. Dzięki temu cudownemu narzędziu, najbardziej wyrafinowanemu sposobowi ludzkiej komunikacji, nasze doświadczenie podróżuje poprzez czas i trafia do tych, którzy się jeszcze nie urodzili, a którzy kiedyś sięgną po to, co napisaliśmy, co opowiedzieliśmy o nas samych i o naszym świecie.

Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało ich życie, kim będą. Często o nich myślę z poczuciem winy i wstydu. Kryzys klimatyczny i polityczny, w którym dzisiaj próbujemy się odnaleźć, i któremu pragniemy się przeciwstawić ratując świat nie wziął się znikąd. Często zapominamy, że nie jest to jakieś fatum i zrządzenie losu, ale rezultat bardzo konkretnych posunięć i decyzji, ekonomicznych, społecznych, światopoglądowych, w tym i religijnych.

Chciwość, brak szacunku do natury, egoizm, brak wyobraźni, niekończące się współzawodnictwo, brak odpowiedzialności, sprowadziły nasz świat do statusu przedmiotu, który można ciąć na kawałki, używać i niszczyć.

Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego jednocześnie małą i potężną częścią”.

Publikujemy cały wykład, przepisywany przez maszynistkę OKO.press Wandę Ostrowską


Olga Tokarczuk, Czuły narrator, Sala Giełdy Akademii Szwedzkiej, 7 grudnia 2019 roku


Pierwsze zdjęcie, jakie świadomie przeżyłam, to zdjęcie mojej matki, zanim mnie jeszcze urodziła. Zdjęcie jest niestety czarno-białe, przez co ginie wiele szczegółów, stając się zaledwie szarymi kształtami. Światło jest miękkie i deszczowe. Chyba wiosenne. I najpewniej sączy się przez okno, utrzymując pokój w ledwie zauważalnym blasku.

Mama siedzi przy starym radiu, takim, które miało zielone oko i dwa pokrętła. Jedno do regulowania głośności, drugie do wyszukiwania stacji. To radio stało się potem towarzyszem mojego dzieciństwa i z niego dowiedziałam się o istnieniu Kosmosu. Kręcenie ebonitową gałką przesuwało delikatne czułki anten i w ich zasięg trafiały rozmaite stacje: Warszawa, Londyn, Luksemburg, albo Paryż. Czasami jednak dźwięk zamierał, jakby pomiędzy Pragą a Nowym Jorkiem, Moskwą a Madrytem, czułki anteny natrafiały na czarne dziury. Wtedy przechodził mnie dreszcz. Wierzyłam, że poprzez to radio odzywają się do mnie inne układy słoneczne i galaktyki, które wśród trzasków i szumów wysyłają mi wiadomości, a ja nie umiem ich rozszyfrować.

Wpatrując się w to zdjęcie, jako kilkuletnia dziewczynka, byłam przekonana, że mama szukała mnie kręcąc gałką radia. Niczym czuły radar penetrowała nieskończone obrazy Kosmosu, próbując dowiedzieć się kiedy i skąd przybędę. Jej fryzura i ubiór, duży dekolt w łódkę, wskazują kiedy zrobiono to zdjęcie. To początek lat 60. ubiegłego wieku. Patrząca gdzieś poza kadr, nieco zgarbiona kobieta, widzi coś, co nie jest dostępne oglądającemu to zdjęcie. Jako dziecko rozumiałam to tak, że ona patrzy w czas. Na tym zdjęciu nic się nie dzieje. To fotografia stanu, nie procesu. Kobieta jest smutna, zamyślona, jakby nieobecna. Kiedy ją potem pytałam o ten smutek, a robiłam to wiele razy, żeby zawsze usłyszeć to samo, mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni. Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma – pytałam. Wiedziałam już, że tęskni się za kimś, kogo się utraciło, że tęsknota jest efektem strachu. Ale może być też odwrotnie – odpowiadała – jeżeli się do kogoś tęskni, to on już jest.

Ta krótka wymiana zdań, gdzieś na zachodniej, polskiej prowincji pod koniec lat 60. XX wieku, wymiana zdań między moją mamą i mną, małym dzieckiem, utkwiła mi na zawsze w pamięci i dała zapas mocy na całe życie. Wyniosła bowiem moje istnienie poza zwyczajną, materialność świata i przypadkowość, poza przyczynę i skutek, oraz poza prawa prawdopodobieństwa. Umieściła je niejako poza czasem, w słodkim pobliżu wieczności.

Zrozumiałam moim dziecięcym umysłem, że jest mnie więcej niż sobie do tej pory wyobrażałam. I nawet, jeżeli powiem: jestem nieobecna, to i tak na pierwszym miejscu znajduje się jestem. Najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata.

W ten sposób, niereligijna, młoda kobieta – moja mama – dała mi coś, co kiedyś nazywano duszą, a więc wyposażyła w najlepszego na świecie czułego narratora.

Brakuje nam języka

Świat jest tkaniną, którą przędziemy codziennie na wielkich krosnach w informacji, w dyskusji, filmów, książek, plotek, anegdot. Dziś zasięg pracy tych krosien jest ogromny. Za sprawą internetu prawie każdy może brać udział w tym procesie odpowiedzialnie i nieodpowiedzialnie, z miłością i nienawiścią, ku dobru i ku złu, dla życia i dla śmierci. Kiedy zmienia się ta opowieść zmienia się świat. W tym sensie świat jest stworzony ze słów.

To, jak myślimy o świecie i co chyba ważniejsze, jak o nim opowiadamy ma więc olbrzymie znaczenie. Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także, a może przede wszystkim, wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść, rządzi.

Dziś problem polega na tym, że nie mamy jeszcze gotowych narracji nie tylko na przyszłość, ale nawet na konkretne teraz, na ultra szybkie przemiany dzisiejszego świata. Brakuje nam języka, brakuje punktów widzenia, metafor, mitów i nowych baśni. Jesteśmy za to świadkami, jak te nieprzystające, zardzewiałe i anachroniczne stare narracje próbuje się wprzegnąć do wizji przyszłości. Może wychodząc z założenia, że lepsze stare coś, niż nowe nic. Albo próbując w ten sposób poradzić sobie z ograniczeniem własnych horyzontów. Jednym słowem brakuje nam nowych sposobów opowiadania o świecie.

Żyjemy w rzeczywistości narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. Mówiąc pierwszoosobowe, mam na myśli ten rodzaj opowieści, który zatacza wąskie kręgi tworzone wokół ja twórcy, piszącego mniej lub bardziej wprost tylko o sobie i poprzez siebie. Uznaliśmy, że ten rodzaj zindywidualizowanego punktu widzenia, głos z ja, jest najbardziej naturalny, ludzki, uczciwy, nawet jeżeli rezygnuje z szerszej perspektywy. Opowiadać w tak rozumianej pierwszej osobie to tkać absolutnie niepowtarzalny wzór, jedyny w swoim rodzaju, to mieć jako jednostka poczucie autonomii, być świadomym siebie i swojego losu. To jednak znaczy także budować opozycję ja i świat, a ta bywa alienująca. Myślę, że narracja prowadzona w pierwszej osobie jest bardzo charakterystyczna dla współczesnej optyki, w której jednostka pełni rolę subiektywnego centrum świata.

Cywilizacja Zachodu jest w dużej mierze zbudowana i oparta właśnie na owym odkryciu ja, które stanowi jedną z najważniejszych miar rzeczywistości. Człowiek jest tu głównym aktorem, a jego osąd, mimo że jeden z wielu, traktowany jest zawsze z uwagą i z powagą. Opowieść snuta w pierwszej osobie wydaje się być jednym z największych odkryć cywilizacji ludzkiej. Jest czytana z namaszczeniem i darzona zaufaniem. Ten rodzaj opowieści, kiedy widzimy świat oczami jakiegoś ja i słuchamy świata w jego imieniu buduje więź z narratorem, jak żaden inny i każe postawić siebie w jego niepowtarzalnej pozycji.

Nie da się przecenić tego, co pierwszoosobowa narracja zrobiła dla literatury i w ogóle dla ludzkiej cywilizacji. Przerobiła opowieść o świecie jako miejscu działań herosów, czy bóstw, na które nie mamy wpływu.

Na naszą indywidualną historię i oddała scenę ludziom takim samym, jak my, na dodatek z takimi samymi, jak my łatwo się zidentyfikować, dzięki czemu to między narratorem opowieści, a czytelnikiem, czy słuchaczem rodzi się emocjonalne porozumienie bazujące na empatii. Ta zaś, ze swej natury zbliża i niweluje granice. Bardzo łatwo jest zatrzeć w opowieści granice między ja narratora i ja, czytelnika. A powieść, która wciąga, wręcz liczy na to, że granica ta zostanie zniesiona i unieważniona i to czytelnik dzięki empatii stanie się na jakiś czas narratorem.

Literatura stała się więc polem wymiany doświadczeń, agorą, gdzie każdy może opowiedzieć swój własny los, albo dać głos swojemu alter ego. Jest to przy tym przestrzeń demokratyczna. Każdy może się wypowiedzieć, każdy może też dokonać kreacji głosu, który mówi. Chyba jeszcze nigdy w historii człowieka tak wielu ludzi nie zajmowało się pisaniem i opowiadaniem. Wystarczy spojrzeć na pierwsze z brzegu statystyki.

Kiedy odwiedzam targi książek widzę, jak wiele wydawanych książek dotyczy właśnie tego, autorskiego ja. Instynkt ekspresji może równie silny, jak inne instynkty, które projektują nasze życie najpełniej objawia się w sztuce. Chcemy być zauważeni, chcemy poczuć się wyjątkowi. Narracje typu „opowiem ci moją historię”, „opowiem ci historię mojej rodziny”, albo „opowiem ci, gdzie byłam” to dziś najpopularniejsze gatunki literackie.

Jest to fenomen na wielką skalę, także i dlatego, że dzisiaj powszechnie potrafimy posługiwać się pismem i wielu ludzi osiąga tę kiedyś zastrzeżoną dla nielicznych umiejętność wyrażania siebie samego w słowie i opowieści.

Paradoksalnie jednak wygląda to na chór złożony z samych solistów. Głosy nakładają się na siebie, rywalizują o uwagę, poruszają po podobnych traktach, ostatecznie wzajemnie się zagłuszając. Wiemy o nich wszystko. Jesteśmy w stanie utożsamić się z nimi i przeżyć ich życie, jak swoje. Mimo to jednak doświadczenie czytelnicze zaskakująco często jest niekompletne i rozczarowujące, bo okazuje się, że ekspresja autorskiego ja nie daje gwarancji uniwersalności. Czego nam brakuje, to jak się zdaje parabolicznego wymiaru opowieści. Bohater paraboli jest bowiem zarazem sobą, człowiekiem żyjącym w określonych warunkach historycznych, czy geograficznych, a jednocześnie wykracza daleko poza ten konkret, stając się każdym i wszędzie.

Kiedy czytelnik śledzi czyjąś historię opisaną w powieści może utożsamić się z losem opisywanej postaci i rozważać jej sytuację, jak swoją. W paraboli zaś musi zrezygnować zupełnie ze swojej odrębności i stać się każdym.

W tym wymagającym psychologicznie zabiegu parabola znajdując dla różnych losów wspólny mianownik uniwersalizuje nasze doświadczenie, a jej niedostateczna obecność w literaturze jest świadectwem bezradności. Być może żeby nie utonąć w wielości tytułów i nazwisk zaczęliśmy dzielić ogromne, lewiatanowe ciało literatury na gatunki, które traktujemy, jak dziedziny w sporcie, a pisarzy i pisarki, jak wyspecjalizowanych zawodników.

Ogólne skomercjalizowanie rynku literackiego doprowadziło do podziału na branże. Odtąd odbywają się targi i festiwale literatury takiej, czy siakiej, zupełnie osobno, tworząc klientelę czytelników, którzy chętnie zatrzaskują się w kryminale, fantasy, czy science-fiction. Cechą szczególną tej sytuacji jest to, co miało jedynie pomóc księgarzom i bibliotekarzom w uporządkowaniu na półkach ogromu wydawanych książek, a czytelnikom pomagało zorientować się w wielkości oferty, stało się abstrakcyjnymi kategoriami, w które już nie tylko wrzuca się zaistniałe dzieło, ale według których zaczynają pisać sami pisarze.

Coraz częściej gatunkowe dzieło przypomina foremkę do ciasta, która produkuje bardzo podobne rezultaty. Ich przewidywalność uważana jest za cnotę, ich banalność za osiągnięcie. Czytelnik wie, czego ma się spodziewać i dostaje dokładnie to, co chciał.

Zawsze intuicyjnie byłam przeciwko takim porządkom, ponieważ prowadzą one do ograniczenia wolności pisarskiej, do niechęci wobec eksperymentu i transgresji, która jest istotną cechą tworzenia w ogóle. I zupełnie wykluczając z procesu twórczego wszelką ekscentryczność, bez której nie ma sztuki.

Dobra książka nie musi opowiadać się za swoją gatunkową przynależnością. Podział na gatunki jest wynikiem skomercjalizowania całej literatury i efektem traktowania jej jako produktu do sprzedaży z całą filozofią brandu, targetu i tym podobnych wynalazków współczesnego kapitalizmu.

Czas seriali

Możemy mieć dziś wielką satysfakcję, że jesteśmy świadkami powstania nowego sposobu opowiadania świata, jaki niesie ze sobą serial filmowy, a którego ukrytym zadaniem jest wprowadzić nas w trans. Oczywiście ten sposób opowiadania istniał już w mitach i opowieściach homeryckich, a Herkules, Achilles, czy Odyseusz to bez wątpienia pierwsi serialowi bohaterowie. Jednak nigdy wcześniej nie zagarnął on dla siebie tak dużo przestrzeni i nie wpływał tak istotnie na zbiorową wyobraźnię.

Pierwsze dwie dekady XXI wieku z pewnością należą do seriali. Ich wpływ na sposoby opowiadania i przez to też rozumienia świata jest rewolucyjny. Serial w dzisiejszej postaci nie tylko rozciągnął uczestniczenie narracji w czasie, ale wniósł także swoje nowe porządki. Ponieważ w wielu przypadkach jego zadaniem jest utrzymanie uwagi widza, jak najdłużej, narracja serialowa mnoży wątki splatając je ze sobą w najbardziej nieprawdopodobny sposób, tak bardzo, iż w obliczu bezradności sięga się nawet po stary zabieg narracyjny, skompromitowany kiedyś przez klasyczną operę – deus ex machina. Wymyślając kolejne odcinki często zmienia się całą psychologię postaci ad hoc, żeby lepiej pasowała do pojawiających się wydarzeń. Postać łagodna i pełna rezerwy na początku zmienia się pod koniec w mściwą i gwałtowną. Postać drugoplanowa staje się pierwszoplanową, zaś główny bohater, do którego zdążyliśmy się już przywiązać traci znaczenie lub wręcz znika ku naszej największej konsternacji. Potencjalne zaistnienie kolejnego sezonu stwarza konieczność otwartych zakończeń, w których nie ma szans pojawić się i wybrzmieć do końca owo tajemnicze katharsis, które było przeżyciem wewnętrznej przemiany, spełnienia się, było satysfakcją z uczestniczenia w akcie opowieści.

Taki rodzaj komplikowania i nie kończenia, ciągłego odraczania nagrody, jaką jest katharsis, uzależnia i hipnotyzuje. Fabula interrupta wymyślona dawno temu i znana z opowieści Szeherezady powróciła w serialach w wielkim stylu, zmieniając naszą wrażliwość i niosąc przedziwne skutki psychologiczne, odrywając nas od własnego życia i hipnotyzując niczym używka. Jednocześnie serial wpisuje się w nowy, rozwlekły i nieuporządkowany rytm świata, w jego chaotyczną komunikację, jego niestałość i płynność.

Ta forma opowieści chyba najbardziej twórczo szuka dziś nowej formy. W tym sensie odbywa się w serialu poważna praca nad narracjami jej przyszłości, nad dopasowaniem opowieści do nowej rzeczywistości. Lecz nade wszystko żyjemy w świecie natłoku informacji sprzecznych ze sobą, wzajemnie się wykluczających, walczących na kły i pazury.

Spełnione marzenia rozczarowują

Nasi przodkowie wierzyli, że dostęp do wiedzy przyniesie ludziom nie tylko szczęście, dobrobyt, zdrowie i bogactwo, ale stworzy społeczeństwo równe i sprawiedliwe. To czego według nich brakowało światu, to była powszechna mądrość płynąca z wiedzy. Jan Amos Komeński, wielki pedagog XVII w. ukuł termin „pansofia”, w którym zawarł ideę możliwej omniscencji, wiedzy uniwersalnej, która pomieści w sobie wszelkie, możliwe poznanie. Było to także i przede wszystkim marzenie o wiedzy dostępnej każdemu.

Czyż dostęp do informacji o świecie nie zmieni niepiśmiennego chłopa w refleksyjną jednostkę świadomą siebie i świata? Czy wiedza na wyciągnięcie ręki nie sprawi, że ludzie staną się rozważni i mądrze pokierują swoim życiem?

Kiedy powstał internet wydawało się, że idee te będą mogły wreszcie zrealizować się w sposób totalny. Wikipedia, którą podziwiam i wspieram mogłaby się wydać Komeńskiemu podobnie, jak wielu myślicielom tego nurtu, spełnieniem marzeń ludzkości. Oto tworzymy i otrzymujemy ogromny zasób wiedzy nieustannie uzupełnianej, odświeżanej i demokratycznie dostępnej, praktycznie z każdego miejsca na ziemi.

Spełnione marzenia często nas rozczarowują. Okazało się, że nie jesteśmy w stanie unieść tego ogromu informacji, która zamiast jednoczyć, uogólniać i uwalniać różnicuje, dzieli, zamyka w bańkach, tworzy wielość opowieści nieprzystających do siebie, albo wręcz wrogich sobie, antagonizujących. Na dodatek internet poddany zupełnie bez refleksji procesom rynkowym i oddany graczom, monopolistom steruje gigantycznymi ilościami danych, które wykorzystywane są całkiem nie pansoficznie, ku szerokiemu dostępowi do wiedzy, ale przeciwnie, służąc przede wszystkim programowaniu zachowań użytkowników, czego dowiedzieliśmy się po aferze Cambridge Analitica, zamiast więc usłyszeć harmonię świata, usłyszeliśmy kakofonię dźwięków, szum nie do zniesienia, w którym rozpaczliwie próbujemy dosłuchać się jakiejś najcichszej melodii, najsłabszego chociaż rytmu. Parafraza szekspirowskiego cytatu, jak nigdy pasuje dzisiaj do tej kakofonicznej rzeczywistości, internet to coraz częściej opowieść idioty, pełna wściekłości i wrzasku.

Także badania politologów przeczą niestety intuicjom Jana Amosa Komeńskiego opartych na przekonaniu, że im więcej powszechnie dostępnej wiedzy o świecie, tym politycy bardziej posługują się rozsądkiem i podejmują rozważne decyzje. Wygląda na to, że wcale nie jest to taka prosta sprawa.

Wiedza może przytłaczać, a jej skomplikowanie i niejednoznaczność powoduje powstawanie różnego rodzaju mechanizmów obronnych – od zaprzeczenia i wyparcia, aż po ucieczkę w proste zasady myślenia upraszczającego, ideologicznego, partyjnego.

Mit dzieje się zawsze

Kategoria fejk newsów i fejk upów stawia nowe pytania o to czym jest fikcja. Czytelnicy, którzy wiele razy dali się oszukać, dezinformować, czy wyprowadzić w pole nabierają powoli specyficznej, nerwicowej idiosynkrazji. Reakcją na takie zmęczenie fikcją może być ogromny sukcesu literatury non fiction, która w tym wielkim chaosie informacyjnym krzyczy do nas ponad naszymi głowami: opowiadam wam prawdę, moja opowieść oparta jest na faktach. Fikcja straciła zaufanie czytelników odkąd kłamstwo stało się niebezpieczną bronią masowego rażenia, nawet jeśli wciąż pozostaje prymitywnym narzędziem. Nader często spotykam się z tym pełnym niedowierzania pytaniem: czy to prawda, co pani napisała? Za każdym razem mam wtedy wrażenie, że wieszczy ono koniec literatury. To niewinne z punktu widzenia pytanie czytelnika dla pisarskich uszu brzmi naprawdę apokaliptycznie. Cóż mam mu odpowiedzieć, jak wytłumaczyć ontologiczny status Hansa Castorpa, Anny Kareniny czy Misia Puchatka?

Uważam tego typu czytelniczą ciekawość za cywilizacyjny regres. To upośledzenie umiejętności wielowymiarowego, konkretnego, historycznego, ale też symbolicznego i symbolicznego i mitycznego uczestnictwa w łańcuchu wydarzeń zwanych naszym życiem.

Życie tworzą wydarzenia, lecz dopiero wtedy, gdy potrafimy je zinterpretować, próbować zrozumieć, nadać im sens zamieniają się one w doświadczenie.

Wydarzenia są faktami, ale doświadczenie jest czymś niewyrażalnie innym. To ono, nie zaś wydarzenie jest materią naszego życia. Doświadczenie jest faktem poddanym interpretacji i umieszczonym w pamięci. Odwołuje się także do pewnej podstawy, jaką mamy w umyśle, do głębokiej struktury znaczeń, na której potrafimy rozpiąć nasze własne życie i przyjrzeć mu się dokładnie.

Wierzę, że rolę takiej kultury pełni mit. Mit, jak wiadomo nigdy się nie wydarzył, ale dzieje się zawsze. Dziś działa już nie tylko poprzez przygody antycznych herosów, ale przenika do wszechobecnych i jak najbardziej popularnych opowieści współczesnego kina, gier, literatury. Życie mieszkańców Olimpu przeniosło się do „Dynastii”, a heroiczne czyny bohaterów obsługuje Lara Croft.

W tym gorącym podziale na prawdę i fałsz opowieść o naszym doświadczeniu, jaką tworzy literatura, ma swój własny wymiar.

Nigdy specjalnie nie entuzjazmowałam się prostym rozgraniczeniem na fiction i non fiction. W morzu wielu definicji fikcji najbardziej podoba mi się ta, która jest jednocześnie najstarsza i pochodzi od Arystotelesa. Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy. Do przekonania trafia mi też rozróżnienie relacji wobec fabuły, której dokonał pisarz i eseista Edward Morgan Foster. Pisał on, że kiedy mówimy umarł mąż, a potem umarła żona, to jest to relacja, kiedy zaś mówimy umarł mąż, a potem ze smutku umarła żona, to mamy fikcję. Każde fabularyzowanie jest przejściem od pytania co było potem, do próby jego zrozumienia opartym na naszym, ludzkim doświadczeniu dlaczego tak się stało? Literatura zaczyna się od owego dlaczego, nawet jeśli mielibyśmy na to pytanie odpowiadać bez przerwy, zwyczajnym nie wiem.

Literatura stawia więc pytania, na które nie da się odpowiedzieć przy pomocy Wikipedii. Wykracza bowiem za same fakty i wydarzenia, odwołując się bezpośrednio do naszego ich doświadczania.

Możliwe jest jednak, że powieść i literatura w ogóle stają się naszych oczach czymś zgoła marginalnym wobec innych sposobów narracji. Że waga obrazu i nowych form bezpośredniego przekazywania doświadczenia kina, fotografii, virtual reality, augmented reality stanie się poważną alternatywą dla tradycyjnego czytania. Czytanie jest dość skomplikowanym psychologicznym procesem percepcji. Upraszczając, najpierw najbardziej nieuchwytna treść jest konceptualizowana i werbalizowana, zamieniana w znaki i symbole, a potem następuje jej odkodowanie na powrót z języka na doświadczenie. Wymaga to pewnej kompetencji intelektualnej, a przede wszystkim wymaga uwagi i skupienia, umiejętności coraz rzadszych w dzisiejszym skrajnie rozpraszającym świecie.

Ludzkość przeszła długą drogę w sposobach przekazywania i współdzielenia własnego doświadczenia. Od oralności zdanej na żywe słowo i ludzką pamięć, po rewolucję Gutenberga, kiedy opowieść została powszechnie zapośredniczona przez pismo i w ten sposób utrwalona i skodyfikowana oraz możliwa do powielania bez zmian.

Największym osiągnięciem tej przemiany był moment, w którym myślenie jako takie utożsamiliśmy z pismem, czyli konkretnym sposobem używania idei, kategorii, czy symboli. Dziś, to jasne, stoimy w obliczu podobnie znamiennej rewolucji, kiedy doświadczenie może być przekazywane bezpośrednio, bez pomocy słowa drukowanego. Nie ma już potrzeby prowadzenia dziennika podróży, kiedy można fotografować i wysyłać te fotografie za pomocą portali społecznościowych w świat, zaraz i każdemu. Nie ma potrzeby pisać listu, skoro łatwiej jest zadzwonić. Po co czytać grube powieści, skoro można zanurzyć się w serialu zamiast wyjść na miasto, żeby rozerwać się z przyjaciółmi, lepiej zagrać w grę, sięgnąć po autobiografię, nie ma sensu, skoro śledzi się życie celebrytów na instagramie i wie się o nich wszystko. Na wykładach nagrywa się zamiast robić notatki.

To już nawet nie obraz jest dzisiaj największym przeciwnikiem tekstu, jak myśleliśmy jeszcze w XX w., martwiąc się wpływem kina i telewizji. Dziś to zupełnie inny wymiar doświadczania świata, oddziaływujący bezpośrednio na nasze zmysły.

Co jest nie tak ze światem

Nie chcę szkicować tu całościowej wizji kryzysu opowieści o świecie. Często jednak doskwiera mi poczucie, że światu czegoś brakuje, że doświadczając go poprzez szybę ekranu, poprzez aplikacje, staje się jakiś nierealny, daleki, dwuwymiarowy, dziwnie nieokreślony, mimo że dotarcie do każdej konkretnej informacji jest zdumiewająco łatwe. Męczące ktoś, coś, gdzieś, kiedyś może być dziś bardziej niebezpieczne niż wygłaszanie z absolutną pewnością bardzo konkretnych i określanych idei, ziemia jest płaska, szczepionki zabijają, ocieplenie klimatyczne jest bzdurą, a demokracja w wielu krajach nie jest zagrożona. Gdzieś toną jacyś ludzie próbujący przeprawić się przez morze, gdzieś od jakiegoś czasu trwa jakaś wojna. W natłoku informacji pojedyncze przekazy tracą kontury, rozwiewają się w naszej pamięci i stają się nierealne, znikają.

Zalew obrazów przemocy, głupoty, okrucieństwa, mowy nienawiści, rozpaczliwie równoważone są przez wszelkie dobre wiadomości, ale nie są one w stanie ujarzmić dojmującego wrażenia, które trudno jest nawet zwerbalizować, coś jest ze światem nie tak. To poczucie zarezerwowane kiedyś tylko dla neurotycznych poetów, dziś staje się epidemią nieokreśloności, sączącym się zewsząd niepokojem.

Literatura jest jedną z niewielu dziedzin, które próbują nas przytrzymać przy konkrecie świata, ponieważ ze swej natury jest zawsze psychologiczna, skupia się bowiem na wewnętrznych relacjach i motywach postaci, ujawnia ich doświadczenie w żaden inny sposób niedostępny dla drugiego człowieka, lub też zwyczajnie prowokuje czytelnika do psychologicznej interpretacji ich zachowań.

Tylko literatura jest w stanie pozwolić nam wejść głęboko w życie drugiej istoty, zrozumieć jej racje, dzielić jej uczucia, przeżyć jej los. Opowieść zawsze zatacza kręgi wokół sensu, nawet jeżeli nie wyraża tego wprost.

Nawet, kiedy programowo odżegnuje się od poszukiwania znaczenia, skupiając się na formie, na eksperymencie, kiedy dokonuje formalnej rebelii poszukując nowych środków wyrazu.

Czytając najbardziej behawiorystycznie i oszczędnie napisaną opowieść nie potrafimy powstrzymać się od pytań dlaczego tak się dzieje, co to znaczy, jaki jest tego sens, do czego to prowadzi? Możliwe jest nawet, że nasz umysł wyewoluował ku opowieści, jako procesowi nadawania sensu milionom bodźców, które nas otaczają i nawet podczas snu wciąż niezmordowanie snuje swoje narracje.

Opowieść jest więc porządkowaniem w czasie nieskończonej ilości informacji, ustalając ich związki z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, odkrywaniem ich powtarzalności i układaniem ich w kategoriach przyczyny i skutku. Biorą w tej pracy udział i rozum i emocje. Nic dziwnego, że jednym z najwcześniejszych odkryć dokonanych przez opowieści było fatum, które oprócz tego, że zawsze jawiło się ludziom jako przerażające i nieludzkie, wprowadzało jednak w rzeczywistość porządek i niezmienność.

Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy

Szanowni państwo, kobieta ze zdjęcia, moja mama, która tęskniła do mnie, choć mnie jeszcze nie było, kilka lat później czytała mi baśnie. W jednej z nich, autorstwa Hansa Christiana Andersena, wyrzucony na śmietnik imbryk skarżył się, że okrutnie został potraktowany przez ludzi. Pozbyli się go, gdy tylko oberwało mu się ucho, a przecież mógłby jeszcze im służyć, gdyby ludzie nie byli tacy perfekcyjni i wymagający. Wtórowały mu inne popsute przedmioty, snując prawdziwie epickie opowieści ze swojego małego, przedmiotowego życia.

Będąc dzieckiem słuchałam tej bajki z wypiekami na twarzy i ze łzami w oczach, bo wierzyłam głęboko, że  przedmioty mają swoje problemy, uczucia i nawet jakieś życie społeczne, całkiem porównywalne do naszego, ludzkiego. Talerze w kredensie mogły ze sobą rozmawiać, sztućce w szufladzie stanowiły coś w rodzaju rodziny. Podobnie zwierzęta, były tajemniczymi, mądrymi i samoświadomymi istotami, z którymi łączyła nas od zawsze duchowa więź i głębokie podobieństwo. Ale i rzeki, lasy, drogi także miały swój byt. Były żywymi istotami, które mapują naszą przestrzeń i budują poczucie przynależności. Żywy był też krajobraz, który nas otaczał i słońce, i księżyc, i wszystkie ciała niebieskie, cały widzialny i niewidzialny świat.

Kiedy zaczęłam w to wątpić? Poszukując w swoim życiu jakiegoś momentu, w którym, jak za sprawą jednego kliknięcia wszystko stało się inne, mniej zniuansowane, prostsze.

Szept świata umilkł, zastąpiły go hałasy miasta, szmer komputerów, grzmot przelatujących nad głową samolotów, męczący, biały szum oceanów informacji.

Od jakiegoś momentu w swoim życiu zaczynamy widzieć świat we fragmentach, wszystko osobno, w kawałkach odległych od siebie niczym galaktyki, a rzeczywistość w jakiej żyjemy w tym nas upewnia. Lekarze leczą nas według specjalności, podatki nie mają związku z odśnieżaniem drogi, którą jeździmy do pracy, nasz obiad nijak się ma do wielki ferm hodowlanych, a nowa bluzka do obskurnych fabryk gdzieś w Azji. Wszystko jest od siebie oddzielone, żyje osobno, bez związku. Żeby łatwiej nam to było znieść, dostajemy numery, identyfikatory, karty, toporne plastikowe tożsamości, które próbują nas zredukować do użytkowania, jakiejś jednej, jedynej cząstki tej całości, którą już przestaliśmy już dostrzegać.

Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy. Nie zauważamy, że staje się zbiorem rzeczy i wydarzeń, martwą przestrzenią, w której poruszamy się samotni i zagubieni, miotani cudzymi decyzjami, zniewoleni niezrozumiałym fatum, poczuciem bycia igraszką wielkich sił, historii, czy przypadku. Nasza duchowość zanika, albo staje się powierzchowna i rytualna, albo wręcz stajemy się wyznawcami prostych sił fizycznych, społecznych, ekonomicznych, które poruszają nami, jak byśmy byli zombie. I w takim świecie rzeczywiście jesteśmy zombie. Dlatego tęsknię do tamtego świata od imbryka.

Całe życie fascynują mnie wzajemne sieci powiązań i wpływów, których najczęściej nie jesteśmy świadomi, lecz odkrywamy je przypadkiem, jako zadziwiające zbiegi okoliczności, zbieżności losu. Te wszystkie mosty, śruby, stawy i łączniki, które śledziłam w „Biegunach”. Fascynuje mnie kojarzenie faktów, szukanie porządków. W gruncie rzeczy, jestem o tym przekonana, pisarski umysł jest umysłem syntetycznym, który z uporem zbiera wszystkie okruchy, próbując z nich na nowo skleić uniwersum całości. Jak pisać, jak konstruować swoją opowieść żeby mogła unieść tę wielką, konstelacyjną formę świata?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie jest możliwy powrót do takiej opowieści o świecie, jaką znamy z mitów, baśni i legend, kiedy przekazywana sobie z ust do ust, utrzymywała świat w istnieniu. Dziś ta opowieść musiałaby być dużo bardziej wielowymiarowa i skomplikowana. Wiemy przecież rzeczywiście o wiele więcej. Znamy niesamowite powiązania rzeczy pozornie odległych.

Przyjrzyjmy się pewnemu momentowi w historii świata. Jest to dzień, kiedy od nabrzeża portu Palos w Hiszpanii, 3 sierpnia 1492 r., odbija nieduża karawela o nazwie „Santa Maria”. Dowodzi nią Krzysztof Kolumb. Świeci słońce, po nabrzeżu kręcą się jeszcze marynarze, a robotnicy portowi ładują na statek ostatnie skrzynie z prowiantem. Jest gorąco, ale wiejący z zachodu lekki wietrzyk ratuje żegnające rodziny przed zasłabnięciem. Mewy przechadzają się uroczyście po rampie, uważnie śledząc poczynania człowieka. Ten moment, który teraz widzimy poprzez czas, doprowadził do śmierci 56 mln z blisko 60 mln. rdzennych Amerykanów. Ich populacja stanowiła wtedy około 10 proc. całej ludności ziemi. Europejczycy nieświadomie przywieźli ze sobą śmiertelne prezenty – choroby i bakterie, na które rodowici mieszkańcy Ameryki nie byli odporni. Do tego doszło bezpardonowe niewolenie i zabijanie. Zagłada trwała latami i zmieniła kraj. Tam, gdzie kiedyś rosła fasola i kukurydza, ziemniaki i pomidory, na nawadniane w wyrafinowany sposób pola uprawne wróciła dzika roślinność. Prawie 60 mln hektarów uprawnej ziemi z biegiem lat zamieniło się w dżunglę. Roślinność regenerując się pochłonęła ogromne ilości dwutlenku węgla przez co osłabł efekt cieplarniany, to zaś obniżyło globalną temperaturę ziemi.

Jest to jedna z wielu naukowych hipotez wyjaśniających nastanie małej epoki lodowej w Europie, która pod koniec XVI w. przyniosła długotrwałe ochłodzenie klimatu. Mała epoka lodowa odmieniła gospodarkę Europy. W ciągu następnych dekad mroźne i długie zimy, chłodne lata i intensywne opady zmniejszyły wydajność tradycyjnych form rolnictwa. W Europie Zachodniej małe rodzinne gospodarstwa, produkujące żywność na własne potrzeby, okazały się niewydajne. Nastąpiły fale głodu i konieczność specjalizacji produkcji. Anglia czy Holandia, najbardziej dotknięte ochłodzeniem, nie mogąc związać swojej gospodarki z rolnictwem, zaczęły rozwijać handel i przemysł. Zagrożenie sztormami skłoniło Holendrów do osuszania polderów i przekształcania stref podmokłych i płytkich stref morskich w ląd.  Przesunięcie na południe zasięgu występowania dorszy, katastrofalne dla Skandynawii, okazało się korzystne dla Anglii i Holandii. Dzięki temu państwa te zaczęły wyrastać na potęgi morskie i handlowe.

Znaczące ochłodzenie, szczególnie dotkliwie było odczuwane tutaj, w krajach skandynawskich. Urwała się łączność z zieloną Grenlandią i Islandią, surowe zimy zmniejszyły zbiory i zapanowały lata głodu i niedostatki. Szwecja zwróciła więc łakomy wzrost na południe, wdając się w wojny z Polską, zwłaszcza, że zamarzł Bałtyk przez co łatwo było się przezeń przeprawić armii i angażując się w wojnę 30-letnią w Europie.

Wysiłki naukowców próbujących lepiej zrozumieć naszą rzeczywistość, ukazują ją jako wzajemnie spójną i gęstą powiązaną sieć wpływów. To już nie tylko słynny efekt motyla, który, jak wiemy, polega na tym, że minimalne zmiany w warunkach początkowych jakiegoś procesu mogą dać w przyszłości kolosalne i nieobliczalne rezultaty, ale nieskończona ilość motyli i ich skrzydeł ciągle w ruchu, potężna fala życia, która wędruje poprzez czas. Odkrycia efektu motyla kończy, według mnie, epokę niezachwianej ludzkiej wiary we własną sprawczość, zdolność kontroli, a tym samym poczucie supremacji w świecie. Nie odbiera to człowiekowi jego mocy, jako budowniczego, zdobywcy i wynalazcy, uzmysławia jednak, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż mogło się człowiekowi zdawać i, że on jest małą cząstką tych procesów.

Mamy coraz więcej dowodów na istnienie spektakularnych i czasami bardzo zaskakujących zależności w skali całego globu. Jesteśmy wszyscy my, rośliny, zwierzęta, przedmioty zanurzeni w jednej przestrzeni, którą rządzą prawa fizyczne. Ta wspólna przestrzeń ma swój kształt, a prawa fizyczne rzeźbią w niej niepoliczalną ilość form nieustannie do siebie nawiązujących. Nasz układ krwionośny przypomina systemy dorzeczy rzek, budowa liścia jest podobna do systemów ludzkiej komunikacji, ruch galaktyk, to wir spływającej wody w naszych umywalkach. Rozwój społeczeństw – kolonie bakterii. Mikro i makro skala ukazuje nieskończony system podobieństw. Nasza mowa, myślenie, twórczość nie są czymś abstrakcyjnym i oderwanym od świata, ale kontynuacją, na innym poziomie, jego nieustannych procesów przemiany.

Marzy mi się metafora

Zastanawiam się tutaj cały czas, czy możliwe jest znalezienie dzisiaj podwalin pod nową opowieść uniwersalną, całościową, niewykluczającą, zakorzenioną w naturze, pełną kontekstów i jednocześnie zrozumiałą. Czy możliwa jest taka opowieść, która wyszłaby poza niekomunikatywne więzienie własnego ja, odsłoniła większy obszar rzeczywistości i ukazała wzajemne związki? Która umiałaby się zdystansować od udeptanego, oczywistego i banalnego centrum powszechnie podzielanych opinii i potrafiła spojrzeć na sprawy ekscentrycznie, spoza centrum?

Cieszę się, że literatura cudownie zachowała sobie prawo do wszelkich dziwactw, do fantasmagorii, do prowokacji, do groteski i wariactwa. Marzą mi się wysokie punkty widzenia i szerokie perspektywy, w których kontekst szeroko wykracza daleko poza to, czego moglibyśmy się spodziewać. Marzy mi się język, który potrafi wyrazić najbardziej niejasną intuicję. Marzy mi się metafora, która przekracza kulturowe różnice i w końcu marzy mi się gatunek, który stanie się pojemny i transgresyjny, a jednocześnie pokochają czytelnicy.

Marzy mi się także nowy rodzaj narratora, czwartoosobowego, który oczywiście nie sprowadza się tylko do jakiegoś konstruktu dramatycznego, ale potrafił zawrzeć w sobie zarówno perspektywę zarówno każdej postaci, jak i umiejętność wykraczania poza horyzont każdej z nich, który widzi więcej i szerzej, który jest w stanie zignorować czas. O tak, jego istnienie jest możliwe.

Czy zastanawialiście się kiedyś, kim jest ten cudowny opowiadacz, który w Biblii woła wielkim głosem „na początku było słowo”, który opisuje stworzenie świata, jego pierwszy dzień, kiedy chaos został oddzielony od porządku, który śledzi serial powstawania Kosmosu, który zna myśli Boga, zna jego wątpliwości i bez drżenia ręki stawia na papierze to niebywałe zdanie: „i uznał Bóg, że to było dobre”.

Kim jest to, które wie, co sądził Bóg? Wyjąwszy wszelkie wątpliwości teologiczne możemy uznać tę figurę tajemniczego i czułego narratora za cudowną i znamienną. To punkt, perspektywa, z której widzi się wszystko. Widzieć wszystko, to uznać ostateczny fakt wzajemnego powiązania rzeczy istniejących w całość, nawet jeżeli te związki nie są jeszcze przez nas rozpoznane. Widzieć wszystko oznacza też zupełnie inny rodzaj odpowiedzialności za świat, ponieważ staje się oczywiste, że każdy gest tu jest powiązany z gestem tam. Że decyzja podjęta w jednej części świata poskutkuje efektem w innej jego części. Że rozróżnienie na moje i twoje, zaczyna być dyskusyjne.

Zaufać fragmentowi

Należałoby więc uczciwie opowiadać tak żeby uruchomić w umyśle czytelnika zmysł całości, zdolność scalania fragmentów w jeden wzór. Odkrywania w drobnicy zdarzeń całych konstelacji. Opowiadać ignorując przerażenie upływem czasu i innością dalekich przestrzeni, snuć historie żeby było jasne, iż wszyscy i wszystko zanurzone jest w jednym, wspólnym wyobrażeniu, które za każdym obrotem planety pieczołowicie produkujemy w naszych umysłach.

Literatura ma taką moc. Musielibyśmy porzucić te nieskomplikowane kategorie wysokiej i niskiej literatury, popularnej i niszowej. Z przymrużeniem oka potraktować podział na gatunki, zrezygnować z określenia literatury narodowe wiedząc dobrze, że Kosmos literatury jest jeden, niczym idea unus mundus, wspólnej rzeczywistości psychicznej, w której jednoczy się nasze ludzkie doświadczenie, zaś autor i czytelnik pełnią równoważną rolę, pierwszy przez to, że tworzy, drugi zaś dzięki temu, że dokonuje nieustannej interpretacji. Może powinniśmy zaufać fragmentowi, jako że fragmenty tworzą konstelacje zdolne opisać więcej w bardziej złożony sposób, wielowymiarowo. Nasze opowieści mogłyby się w nieskończony sposób odnosić do siebie, a ich bohaterowie wchodzić ze sobą w relacje.

Myślę, że czeka nas przedefiniowanie pojęcia realizmu i poszukiwanie takiej jego odmiany, która pozwoliłaby nam przekroczyć granice naszego ego i przeniknąć przez ten szybo-ekran, przez który widzimy dziś świat. Potrzeba rzeczywistości jest dziś przecież obsługiwana przez media, portale społecznościowe, bezpośrednie relacje w internecie, jak ta tutaj. Może to, co nieuchronnie nas czeka to jakiś neo-surrealizm, na nowo rozłożone punkty widzenia, które nie będą się bały zmierzyć z paradoksem i pójdą pod prąd wobec prostego porządku przyczynowo-skutkowego.

O tak, nasza rzeczywistość już dziś stała się surrealna. Jestem też pewna, że wiele opowieści domaga się przepisania w nowych, intelektualnych kontekstach, inspirując się nowymi teoriami naukowymi. Ale równie ważne wydaje mi się ciągłe nawiązywanie do mitu i całego ludzkiego imaginarium. Taki powrót do zwartych struktur mitologii mógłby przynieść jakieś poczucie stałości w tym niedookreśleniu, w którym dziś żyjemy. Wierzę, że mity stanowią budulec naszej psyche i nie da się ich zignorować. Co najwyżej można być nieświadomym ich wpływu.

Zapewne wkrótce pojawi się jakiś geniusz, który będzie mógł skonstruować zupełnie inną, niewyobrażalną dziś jeszcze narrację, w której zmieści się wszystko, co istotne. Taki sposób opowiadania z pewnością nas zmieni. Porzucimy stare, krępujące perspektywy i otworzymy się na nowe, które przecież istniały gdzieś tu zawsze, ale byliśmy na nie ślepi.

W „Doktorze Faustusie” Tomasz Mann pisał o kompozytorze, który wymyślił nowy rodzaj totalnej muzyki, będącej w stanie zmienić ludzkie myślenie. Ale Mann nie opisał tego na czym miałaby polegać ta muzyka. Stworzył tylko wyobrażenie, jak mogłaby ona brzmieć. Może właśnie na tym polega rola artystów – dać przedsmak tego, co mogłoby istnieć, stworzyć wyobrażenie. A to, co wyobrażone jest pierwszym stadium istnienia.

Czułość

Piszę fikcję, ale nigdy nie jest to coś wyssane z palca. Kiedy piszę muszę wszystko czuć wewnątrz siebie samej. Muszę przepuścić przez siebie wszystkie istoty i przedmioty obecne w książce, wszystko, co ludzkie i poza ludzkie, żyjące i nie obdarzone życiem. Każdej rzeczy i osobie muszę przyjrzeć się z bliska z największą powagą i uosobić je we mnie, spersonalizować. Do tego właśnie służy czułość. Czułość jest bowiem sztuką uosabiania, współodczuwania, a więc nieustannego odnajdywania podobieństw.

Tworzenie opowieści jest niekończącym się ożywianiem, nadawanie istnienia tym wszystkim okruchom świata, jakimi są ludzkie doświadczenia, przeżyte sytuacje, wspomnienia. Czułość personalizuje to wszystko do czego się odnosi, pozwala dać temu głos, dać przestrzeń i czas do zaistnienia i ekspresji. To czułość sprawia, że imbryk zaczyna mówić. Czułość jest tą najskromniejszą odmianą miłości. To ten jej rodzaj, który nie pojawia się w pismach, ani w ewangeliach, nikt na nią nie przysięga, nikt się nie powołuje. Nie ma swoich emblematów, ani symboli, nie prowadzi do zbrodni, ani zazdrości. Pojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest ja. Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna. Wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest świadomym, choć może trochę melancholijnym współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu.

Czułość dostrzega między nami więzi, podobieństwa i tożsamości. Jest tym trybem patrzenia, który ukazuje świat jako żywy, żyjący, powiązany ze sobą, współpracujący i od siebie współzależny.

Literatura jest zbudowana właśnie na czułości. To jest podstawowy psychologiczny mechanizm powieści. Dzięki temu cudownemu narzędziu, najbardziej wyrafinowanemu sposobowi ludzkiej komunikacji, nasze doświadczenie podróżuje poprzez czas i trafia do tych, którzy się jeszcze nie urodzili, a którzy kiedyś sięgną po to, co napisaliśmy, co opowiedzieliśmy o nas samych i o naszym świecie.

Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało ich życie, kim będą. Często o nich myślę z poczuciem winy i wstydu. Kryzys klimatyczny i polityczny, w którym dzisiaj próbujemy się odnaleźć, i któremu pragniemy się przeciwstawić ratując świat nie wziął się znikąd. Często zapominamy, że nie jest to jakieś fatum i zrządzenie losu, ale rezultat bardzo konkretnych posunięć i decyzji, ekonomicznych, społecznych, światopoglądowych, w tym i religijnych. Chciwość, brak szacunku do natury, egoizm, brak wyobraźni, niekończące się współzawodnictwo, brak odpowiedzialności, sprowadziły nasz świat do statusu przedmiotu, który można ciąć na kawałki, używać i niszczyć.

Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych oczach jednością, a my jego jednocześnie małą i potężną częścią.

Dziękuję.

Post Navigation