Hairwald

W ciętej ranie obecności

Episkopat

 

Gosiewska odpowiada „SE”. „Na wschodnią gościnność trzeba uważać i być asertywnym. Ja tę asertywność zawsze miałam”

Michał Fal, 03.01.2015
Małgorzata Gosiewska

Małgorzata Gosiewska (WOJCIECH OLKUŚNIK)

– Nie byłam na żadnej imprezie. Jedyne, co się zgadza, to to, że faktycznie spóźniłam się pięć minut na odprawę. Rozważam kroki prawne – mówi w rozmowie z Gazeta.pl Małgorzata Gosiewska. Odpowiada w ten sposób na zarzuty „Super Expressu”, który pisał, że posłanka PiS pod wpływem alkoholu wywołała awanturę na charkowskiem lotnisku.
Małgorzata Gosiewska awanturowała się w święta z obsługą lotniska w Charkowie. Spóźniła się na odprawę i próbowała wstrzymać lot – donosi „Super Express„. Wedle anonimowych źródeł dziennika Gosiewska, która wraz z partyjnym kolegą Piotrem Pyzikiem odwiedziła Donbas w celu spotkania się z tamtejszymi Polakami, w czasie lotniskowej awantury była pod wpływem alkoholu.

Podobną wersję wydarzeń przedstawiła w rozmowie z nami prosząca o anonimowość osoba znająca szczegóły incydentu.

– Oboje byli pijani, jakby przyjechali prosto z imprezy. Krzyczeli do obsługi: „My, Polacy, wam tutaj pomagamy, a wy nie chcecie nam lotu wstrzymać?!”. Wyglądało to naprawdę niezręcznie, szczególnie że robiły to osoby – wydawałoby się – na poziomie – opowiadał nasz rozmówca. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy także samą Małgorzatę Gosiewską.

„Nie byłam na żadnej imprezie”

Posłanka PiS podkreśla, że „Super Express” przedstawił nieprawdziwą wersję wydarzeń z lotniska w Charkowie. – Nie byłam na żadnej imprezie. Jedyne, co się zgadza, to to, że faktycznie spóźniłam się pięć minut na odprawę na lotnisku i w związku z tym leciałam dzień później, opłaciwszy dodatkowo zakupiony bilet – mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl. Zaznacza też, mając zapewne na uwadze niedawną sprawę „posłów madryckich”, że jej wizyta nie była opłacana przez Kancelarię Sejmu.

– Co więcej, wykorzystano też moje zdjęcia z Facebooka, które umieściłam tam w czasie drogi powrotnej. Było to podczas sześciogodzinnego oczekiwania na lotnisku w Kijowie na przesiadkę. To kolejne nadużycie – twierdzi Gosiewska i podkreśla, że „rozważa kroki prawne” wobec tabloidu.

„Trzeba być asertywnym”

– Każdy, kto mnie zna, wie, że pod wpływem alkoholu mnie nikt nie widział. Nie nadużywam alkoholu, nie mam w zwyczaju tego robić. A już szczególnie będąc gdzieś na dalekim wyjeździe i wykonując swoje obowiązki – zapewnia posłanka PiS i podkreśla, że o żadnej awanturze nie mogło być mowy.

– Byłam na lotnisku, prosiliśmy wraz z drugim posłem [Piotrem Pyzikiem] panią, która już zamknęła odprawę, by jednak nas przepuściła, że to nie jest duże spóźnienie, że nie zablokowałoby wylotu samolotu w żaden sposób. No ale pani była nieubłagana i wskazała nam miejsce, gdzie możemy sprawdzić następny lot. Tak uczyniliśmy – zapewnia posłanka i podkreśla, że oskarżenia wobec niej formułowane są tylko na podstawie anonimowych źródeł.

A co z wytłumaczeniem, którego udzieliła „Super Expressowi”, mówiąc o „jednym piwie”? – Jeśli z miejsca noclegowego trzeba wyjść przed piątą, to tak naprawdę człowiek nie kładzie się już spać. To jest nie ranek, tylko przedłużenie nocy – ostatnie rozmowy, ostatnie pożegnania – mówi posłanka o godzinach poprzedzających jej planowany odlot z Charkowa.

Gosiewska przekonuje też, że jest wyczulona na „wschodnią gościnność” i nie pozwoliłaby sobie na nadużywanie alkoholu. – Zawsze wszystkich na tę sprawę uczulałam, m.in. gdy organizowałam misje obserwacyjne polskiego Sejmu do Gruzji. Po wielokroć mówiłam, jak Wschód jest gościnny i jak bardzo należy na tę gościnność uważać, i jak bardzo być asertywnym. I ja tę asertywność zawsze miałam – zapewnia.

„Rząd kłamał w sprawie ewakuacji Polaków”

Gosiewska w rozmowie z nami mówiła także o celu swojej wizyty na Ukrainie. – Pojechałam tam zobaczyć, jak w rzeczywistości, a nie w deklaracjach, wygląda polska pomoc humanitarna i sytuacja Polaków na Wschodzie – tłumaczy i podkreśla, że rządowe obietnice były dalekie od stanu faktycznego.

– Rząd po raz kolejny nas okłamał – nas, parlamentarzystów z Komisji Łączności z Polakami za Granicą i polskie społeczeństwo, ale przede wszystkim okłamani zostali Polacy znajdujący się w Donbasie w trudnej sytuacji. Nimi się po prostu zabawiono – mówi posłanka PiS. Zwraca uwagę, że polska pomoc humanitarna nie trafiła bowiem wcale do rąk Polaków. – Polskie organizacje nie były przewidziane jako odbiorcy tej pomocy – zauważa.

Gosiewska dodaje również, że Polacy mieszkający w Donbasie od tygodni byli zwodzeni w sprawie ich ewakuacji do Polski.

– To dramatyczna gra ludzkim losem i cierpieniem, ponieważ pierwotnie wskazywano, że jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia samochody z pomocą humanitarną będą mogły część Polaków zabrać w drogę powrotną – zauważa posłanka. Dodaje, że później obiecywano przeprowadzić całą akcję przed Nowym Rokiem, ale jak na razie wciąż do ewakuacji nie doszło (MSW poinformowało, że będzie ona przeprowadzona między 12 a 31 stycznia).

gazeta.pl

Kuriozalne metody protestu lekarzy. Księża będą czytać ich manifest z ambon, na policji składają fałszywe zawiadomienia

Część lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego prosi o pomoc  proteście Kościół, inni w walkę z rządem próbują zaangażować policję.
Część lekarzy Porozumienia Zielonogórskiego prosi o pomoc proteście Kościół, inni w walkę z rządem próbują zaangażować policję. Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta; Twitter.com/PiotrWitwicki

Walka lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego o większe pieniądze za prowadzenie przychodni podstawowej opieki zdrowotnej przybiera coraz bardziej kuriozalne formy. W sobotę jedni z protestujących lekarzy postanowili poprosić proboszczów o ogłoszenie ich manifestu niczym listu pasterskiego, a inni… zgłosili na policji zaginięcie premier Ewy Kopacz.

Twarde stanowisko ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, który nazywa działania Porozumienia Zielonogórskiego szantażowaniem pacjentów i odmawia dalszych negocjacji w sprawie zwiększenia finansowania poradni POZ, zmusza protestujących lekarzy do poszukiwania nowych form walki o poparcie społeczeństwa.

Pomorscy lekarze o pomoc w rozgrywce z rządem postanowili poprosić Kościół. – Nie mamy takich możliwości przekazu, nie jesteśmy fachowcami PR, jakimi dysponuje Ministerstwo Zdrowia, więc szukamy innych kanałów, które umożliwią nam przekazanie informacji – żalił się mediom Jan Tumasz, szef Pomorskiego Związku POZ. I poinformował, że w niedzielę żądania Porozumienia Zielonogórskiego wielu Polaków usłyszy z kościelnych ambon.

Inni walczący o zwiększone finansowanie przychodni POZ lekarze postawili tymczasem na większe kontrowersje, w które postanowili zaangażować policjantów. Jak poinformował na Twitterze Piotr Witwicki z Polsat News, na jednym z komisariatów przedstawiciel Porozumienia Zielonogórskiego przyszedł złożyć zawiadomienie o zaginięciu Ewy Kopacz.

Może być to jednak happening dość kosztowny, bo w tym przypadku funkcjonariusze zamiast rozpocząć poszukiwania szefowej rządu sięgną raczej po art. 66 Kodeksu wykroczeń, który stanowi, iż podlega karze aresztu, ograniczenia wolności lub grzywny ten, kto chcąc wywołać niepotrzebną czynność fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd organ ochrony bezpieczeństwa lub porządku publicznego.

naTemat.pl

Wiceszef Episkopatu ostro o singlach: Ich kultura nie jest w stanie zaakceptować wierności. Normalność to rodzina

Wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i metropolita łódzki, abp Marek Jędraszewski krytykuje osoby będące singlami.
Wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i metropolita łódzki, abp Marek Jędraszewski krytykuje osoby będące singlami. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

Wygląda na to, że na początku roku Episkopat postanowił znaleźć zupełnie nowy temat, którym znowu spróbuje na nowo rozpalić debatę publiczną nad Wisłą. Skoro opadły emocje wokół gender, in vitro i związków partnerskich, hierarchowie uznali, iż czas rozprawić się z „kulturą singli”, która również ma zagrażać moralności Polaków.

Single nowym gender?
– Kultura singli nie jest w stanie zaakceptować wierności Komuś i życia dla Niego – ostrzega wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i metropolita łódzki abp Marek Jędraszewski na łamach najnowszego wydania tygodnika „Idziemy”. Przeciwdziałanie temu zagrożeniu jeden z najbardziej wpływowych hierarchów polskiego Kościoła wymienia wśród najważniejszych wyzwań rozpoczynającego się roku.

– Chodzi o to, żeby patologie czy ludzkie nieszczęścia nie były pokazywane jako sytuacja generalna, wręcz normalna, w odniesieniu do której usiłowano by następnie stworzyć takie umocowania prawne, które by te patologie czy nieszczęścia w jakiejś mierze sankcjonowały – kontynuuje zastępca abp. Stanisława Gądeckiego.

Watykan zawiódł Polaków…
Jego zdaniem, konieczne jest też wyciszenie „niepokojów, które pojawiły się w związku z nadzwyczajnym Synodem w Rzymie jesienią 2014 roku„. Za szczególnie ważne wyzwanie po tych wydarzeniach abp Marek Jędraszewski uważa „promocję dobrych małżeństw i rodzin”, które polski Kościół zamierza prezentować jako „normalność”.

Metropolita łódzki w najnowszym wywiadzie nie ukrywa też, że jemu i wielu jego kolegom z KEP nie podobały się ostatnie wydarzenia w Stolicy Apostolskiej. – Potrzeba wielkiej modlitwy w parafiach i w różnych innych ośrodkach życia katolickiego w Polsce w intencji rodzin i Synodu – mówi hierarcha. I sugeruje, że należy dziś zaznaczyć taką samą troskę o doktrynę Kościoła, jak ta, która przed laty towarzyszyła „niepokojom niektórych polskich biskupów związanym z tym, co działo się na Soborze”.

Źródło: „Idziemy”

naTemat.pl

Dodaj komentarz