Hairwald

W ciętej ranie obecności

PiS (22.08.2015)

 

Poseł PiS walczy o elektorat w kościelnym refektarzu. „Musimy przejąć władzę”

Piotr Babiarz, wrocławski poseł PiS.
Piotr Babiarz, wrocławski poseł PiS. Fot . Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta

– Przełamaliśmy hegemonię Platformy Obywatelskiej. To partia, która psuje Polskę – przekonywał w piątkowy wieczór Piotr Babiarz na spotkaniu z członkami „Gazety Polskiej”. W ten sposób wrocławski poseł Prawa i Sprawiedliwości mobilizował potencjalnych wyborców partii przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. Spotkanie zorganizowano natomiast w refektarzu kościoła pod wezwaniem Bożego Ciała.

Polityk przekonywał, że wynik październikowych wyborów będzie kluczowy, jeśli chodzi o to, co zmieni się w Polsce w najbliższych latach. Obiecywał, że jeśli wygra PiS państwowe pieniądze będą uczciwiej wydawane, inwestowane m.in. w politykę prorodzinną, socjalną, sugerował reformę mediów publicznych. Babiarz zaznaczył też, że działalność Platformy Obywatelskiej nie służy Polsce.

– Klub Gazety Polskiej spotyka się refektarzu regularnie – donosi „Polska the Times”. – Prosiliśmy prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza o lokum, ale na nic się to zdało – mówi cytowany przez dziennik Piotr Maryński, wiceprzewodniczący klubu.

Duchowni natomiast coraz częściej i coraz śmielej okazują instytucjom prawicowym swoją sympatię i wsparcie. Podczas niedawnej mszy w intencji nowego prezydenta Andrzeja Dudy biskup diecezji rzeszowskiej Kazimierz Górny ostro zganił gabinet Ewy Kopacz oraz poprzednika Dudy – Bronisława Komorowskiego.

– Hańba! Rząd ośmieszył Polskę! – wołał bp Górny. Zanim jednak zdobył się na krytykę obecnie rządzących, w samych superlatywach wypowiedział się o podniosłej, „pełnej godności i modlitwy” ceremonii zaprzysiężenia Dudy na prezydenta. Jak dodał, wydarzenia te przypominały mu wzruszającą pielgrzymkę papieża Jana Pawła II do ojczyzny.

Źródło: „Polska the Times”

posełPiSSpotkałSię

naTemat.pl

Piknik „Solidarności” jak wiec partyjny. Związkowcy krytykowali rząd i wychwalali Andrzeja Dudę

szwoj, 22.08.2015

Grzegorz Adamczyk, wiceprzewodniczący

Grzegorz Adamczyk, wiceprzewodniczący „S” w regionie, lider związku Piotr Duda i Cecylia Gonet, szefowa „S” na Opolszczyźnie (JAGODA GOROL)

W ramach obchodów 35-lecia utworzenia Solidarności, zorganizowano w Opolu Piknik Rodzinny na pl. Wolności. Wystąpienia liderów związkowych sprawiły jednak, że opolanie zamiast jak na pikniku, mogli się poczuć jak na wiecu partyjnym.

Po uroczystej mszy św. w katedrze, pochód związkowców przeszedł ulicami Opola na plac Wolności, by tam połączyć się z piknikiem rodzinnym.

– Nasze postulaty są nadal aktualne. Pomimo antyspołecznej i antyzwiązkowej postawy rządu my, „Solidarność”, nadal istniejemy – mówiła Cecylia Gonet, przewodnicząca zarządu opolskiej NSZZ „Solidarność”.

– Musimy jednak, myśleć o przyszłości i jej kształcie i naszych obowiązkach, czyli obronie pracowników i trosce o rynek pracy. Pamiętajmy, że praca to nie wyróżnienie ale naturalne prawo każdego człowieka – mówiła.

Duda: Korporacje traktują nas jak przedmiot

Jeszcze ostrzejszy w słowach był Piotr Duda, krajowy przewodniczący związku. – Wbrew temu, co mówią niektóre media, porozumienie między naszym związkiem a prezydentem Andrzejem Dudą jest nadal aktualne. Prezydent prosił także, bym podziękował opolanom za oddane na niego głosy – przemawiał lider Solidarności.

– Nasze postulaty, spisane w sierpniu 1980 roku, miały być programem pierwszego rządu premiera Mazowieckiego. Tak się jednak nie stało, do dziś ich nie zrealizowano. Nie zgadzam się z Lechem Wałęsą, który mówi, że to był tylko straszak na komunistów. Nadszedł moment, w którym musimy podnieść głowy i bronić naszej wolności – podkreślał

– Zagraniczne korporacje traktują nas jak przedmiot, a nie podmiot we wzajemnych relacjach. Te korporacje nie chcą u siebie związków, okłamuje nas także premier Ewa Kopacz, która mówi o dopisaniu do referendum pytania o związki. Okłamuje nas także, gdy mówi o kosztach obniżenia wieku emerytalnego. Dziś młodzi i tak często nie płacą składek, więc niezależnie od wieku emerytalnego i tak emerytury nie dostaną. Dlatego cieszę się, że mamy prezydenta, któremu zależy na społeczeństwie i który chce zapytać Polaków o wiek emerytalny – przekonywał Piotr Duda.

Zdaniem przewodniczącego „S”, koszty obniżenia wieku emerytalnego powinni ponieść przedsiębiorcy, którzy bogacili się przez ostatnie 20 lat na niskich kosztach zatrudnienia.

„Te postulaty wzajemnie się wykluczały”

– Ubolewam, że „Solidarność” upolitycznia swoją działalność. Powinien skupić się na walce o prawa pracowników, ale i pracodawców. Jak widać w okresie przedwyborczym nie każdy potrafi opanować emocje, ale żyjemy w wolnym kraju – ocenił Krzysztof Kawałko, radny PO, doradca wojewody i jeden ze współzałożycieli „S” w Opolu.

– Szkoda, że nikt nie wspomniał o założycielach opolskiego międzyzakładowego komitetu strajkowego, z Romanem Kirsteinem na cele. To praca tych ludzi pozwoliła stworzyć ten związek – mówił Stanisław Jałowiecki, pierwszy przewodniczący „S” w Opolu.

– Postulaty „Solidarności” były różne, to był prawdziwy koncert życzeń, niektóre się wzajemnie wykluczały, ale to była wola robotników. To był początek i on prowadził do zmiany systemu – wspominał Jałowiecki.

piknikSolidarności

opole.gazeta.pl

Rosjanie stanowczo: nie strzelaliśmy w Smoleńsku. A Polacy swoje: przyczyny katastrofy trzeba jeszcze raz zbadać

Będzie kolejne śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej?
Będzie kolejne śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej? Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

– Rosjanie zaprzeczają, jakoby ich funkcjonariusze używali broni palnej w miejscu i w dniu katastrofy smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. – informuje Naczelna Prokuratura Wojskowa. Wojsko komentuje w ten sposób dokumenty, które uzyskano od strony rosyjskiej w połowie lipca. Mowa przede wszystkim o protokołach z przesłuchań świadków.

Z prośbą o dostarczenie dokumentów do NPW wnioskował reprezentujący część rodzin ofiar katastrofy mecenas Piotr Pszczółkowski. To on również, po zapoznaniu się z ich treścią, miał stwierdzić, że materiały wymagają dalszej weryfikacji.

– Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, co słychać na filmie opublikowanym 10 kwietnia 2010 roku w internecie. Każdy ma prawo do własnej oceny. Ja takowej nie będę narzucał, ale wiem, że wiele osób – spośród osób zainteresowanych sprawą katastrofy smoleńskiej – ma wrażenie, że w tym zakresie opinia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i części świadków zdarzenia, jest zbliżona do stanu faktycznego, że rzeczywiście słychać odgłosy przypominające strzały – mówi cytowany przez internetowy serwis Radia Maryja Pszczółkowski.

Prawnik zaznacza przy tym, że skoro strona rosyjska zaprzecza jakoby ktokolwiek spośród pracowników obsługi lotniska czy funkcjonariuszy zabezpieczających miejsce zdarzenia używał w dniu katastrofy broni palnej, należy wyjaśnić jakie odgłosy zarejestrowano na filmie.

O potrzebie zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej na nowo mówił z kolei niedawno prof. Marek Żylicz, członek rządowej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej. – Uważam za konieczne wznowienie prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, z dodatkowym uwiarygodnieniem wyników badań dzięki pomocy ekspertów z krajów unijnych – przekonywał naukowiec na łamach serwisu gazetaprawna.pl.

Profesor informuje, że kolejna komisja w trakcie swoich prac miałaby m.in. zbadać dorobek pracy ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza.

Chciałbym, by dowody znalazły się w Polsce, żeby przeprowadzone zostały ekspertyzy. W sprawie Smoleńska mniej mówić, a więcej robić – mówił z kolei w majowym wywiadzie dla Polsat News Andrzej Duda. W tej samej rozmowie zadeklarował, że „będzie rozmawiał” w kwestii katastrofy, tak, by organy zajmujące się śledztwem miały np. dostęp do podstawowych dowodów, w tym wraku. – Trzeba ich poszukiwać wszędzie, gdzie to jest możliwe – komentował.

Przypomnijmy, że polscy eksperci nadal czekają m.in. na zwrot wraku prezydenckiego Tupolewa, który 10 kwietnia 2010 r. rozbił się w Smoleńsku.

Źródło: Radio Maryja, „Dziennik Gazeta Prawna”

RosjanieNieStrzelaliśmy

naTemat.pl

Monika Olejnik naśmiewa się z decyzji prezydenta: „To dzieci powinny decydować, kiedy chcą pójść do szkoły”

Dziennikarka Monika Olejnik prześmiewczo odnosi się do decyzji Andrzeja Dudy w sprawie referendum: W lasach będą biedronki, a nasze życzenia będą spełniać Złote Rybki.
Dziennikarka Monika Olejnik prześmiewczo odnosi się do decyzji Andrzeja Dudy w sprawie referendum: W lasach będą biedronki, a nasze życzenia będą spełniać Złote Rybki. Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta

Monika Olejnik przekonuje, że propozycja Andrzeja Dudy dotycząca rozpisania referendum nie była dla niej żadnym zaskoczeniem. „Zameldował się z pytaniami referendalnymi w Senacie. Odpowiedzi są proste” – pisze na swoim profilu na Facebooku i prześmiewczo komentuje całą sytuację.

„Życzenia spełnią złote rybki”
W nawiązaniu do zaproponowanych do prezydenta Dudę trzech referendalnych pytań, dziennikarka sugeruje, że o wieku rozpoczęcia nauki w szkole powinny decydować dzieci, moment przejścia na emeryturę wybierać sami dorośli. „W lasach powinny być Biedronki, a życzenia będą spełniały Złote Rybki” – pisze.

Prowadząca popularnej „Kropki nad i” w TVN24 czy programu „Gość Radia Zet” jest znana z prześmiewczych, kontrowersyjnych i w następstwie głośno komentowanych zachowań. Na swoim koncie ma już m.in. rzucanie długopisem w polityka PO Michała Kamińskiego czy naśmiewanie się z prawicowych dziennikarzy. Kilka miesięcy temu wyrzuciła również ze studia Joachima Brudzińskiego z PiS.

– Kończymy rozmowę – powiedziała do Brudzińskiego na antenie. Wszystko przez to, że przywołał on słynne nagranie sprzed lat, kiedy po audycji w radiowej „Trójce” Olejnik wsiadła do jednego samochodu z Jerzym Urbanem.

Znamy pytania referendum
Październikowe referendum nie przestaje być w polityce tematem numer jeden, choć stanowisko w tej sprawie musi jeszcze zawrzeć Senat. W piątek Kancelaria Prezydenta skierowała do izby wyższej wniosek oraz dokładne brzmienie pytań. Senat rozpatrzy go czwartego września.

1. Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?

2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?

3. Czy jest Pani/Pan za zniesieniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem powszechnego ustawowego obowiązku szkolnego od siódmego roku życia?

Marszałek Bogdan Borusewicz zaznaczał jednak, że wcześniej musi być uzupełniony o dodatkowe uzasadnienie w sprawie skutków prawnych i finansowych referendum. Krytycznie odniósł się do treści pytań, uznając za niewystarczająco precyzyjne. Nie ma np. mowy o tym, do ilu lat obniżyć wiek emerytalny.

Źródło: Oficjalny profil Moniki Olejnik na Facebooku

OlejnikNaśmiewaSię

naTemat.pl

Kidawa-Błońska: psujemy system polityczny. Doprowadzamy demokrację do absurdu

dżek, PAP, 22.08.2015

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

– Trzeba zająć się wyborami parlamentarnymi i dbaniem o system demokratyczny, a nie ściganiem się w dodawaniu pytań do referendum – powiedziała marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska w sobotę w Stężycy (Lubelskie). Jej zdaniem psuje to system polityczny.

– Ja bym nie chciała, żebyśmy robili referendum za referendum. Prezydent Komorowski przygotowując referendum włożył do niego pytania, tematy, którymi zajmowali się jego kontrkandydaci, natomiast prezydent Duda wybrał pytania dotyczące programu wyborczego jednej partii politycznej. My psujemy system polityczny, system demokratyczny w Polsce, i chciałabym żebyśmy zajęli się wyborami parlamentarnymi, dbaniem o demokrację, a nie ściganiem się, kto i ile pytań doda jeszcze do tego referendum, bo za chwilę Polacy nie będą w ogóle wiedzieli, o co nam chodzi – powiedziała Kidawa-Błońska dziennikarzom.

Zapytana o to, czy rozważany jest scenariusz, aby to Sejm zarządził referendum z dodatkowymi pytaniami, skoro premier Ewa Kopacz zwróciła się do prezydenta Dudy o dopisanie pytań – Kidawa-Błońska odpowiedziała, że „oczywiście jest taka możliwość i na pewno będziemy to analizować”.

 

„Doprowadzamy demokrację do absurdu”

– Tylko my w tej chwili jesteśmy na etapie psucia demokracji w Polsce i nagle referendum, ilość pytań referendalnych staje się elementem kampanii wyborczej, a przecież nie o to chodzi. Pytania zadajemy w sprawach ważnych dla kraju, ustrojowych, tak jak kiedyś pytaliśmy się o konstytucję, jak pytaliśmy się o to, czy chcemy być członkiem Unii Europejskiej. To były istotne dla całego kraju pytania, aby parlament miał takie wzmocnienie od obywateli w podejmowaniu takich decyzji. A teraz za chwilkę będziemy się pytali o kolor wody w kranie i różne rzeczy. Doprowadzamy demokrację do absurdu – dodała Kidawa-Błońska.

Na pytanie jak senatorowie PO zagłosują w kwestii wniosku o referendum prezydenta Dudy, Kidawa-Błońska odpowiedziała, że „na pewno będą dyskutować”. – Te pytania są nieprecyzyjne (…) tak naprawdę nie dają odpowiedzi, moim zdaniem, nie będziemy wiedzieli jak myślą Polacy. Są nieprecyzyjne, bardzo szerokie i nie dotyczą tego, czego powinny dotyczyć referenda, czyli spraw ogólnoustrojowych dla naszego państwa – powiedziała.

– Senat będzie musiał się zmierzyć z materią tych pytań i będzie musiał odpowiedzieć na pytania – o których mówił marszałek Borusewicz – jak zorganizować to referendum. Nie zazdroszczę kolegom senatorom – powiedziała.

Komentując pytanie o obniżenie wieku emerytalnego podkreśliła, że należy uświadomić ludzi o skutkach tego. – Ludzie podejmując taką decyzję, odpowiadając na to pytanie, muszą wiedzieć, czym to będzie skutkowało, bo zadawanie pytań, „czy chcecie być piękni i bogaci”, no to są pytania wspaniałe, wiemy jak ludzie odpowiedzą, a nie możemy tego wszystkim zapewnić – powiedziała.

„Lasy to fobia PiS. Nikt nie mówi o prywatyzacji”

Pytanie o prywatyzację Lasów Państwowych – mówiła – „to jest jakaś fobia Prawa i Sprawiedliwości”. – Odkąd jestem w polityce nie słyszałam ani jednego polityka, ani jednej osoby, która by mówiła, że chce prywatyzować Lasy Państwowe – zaznaczyła Kidawa-Błońska.

Według marszałek Sejmu obniżenie wieku rozpoczęcia edukacji – czego dotyczy kolejne pytanie referendalne – obniży szanse polskich dzieci w stosunku do rówieśników w Europie.

– Proponowałabym spojrzeć na mapę, w jakim wieku dzieci rozpoczynają naukę w Europie. My jesteśmy ambitni, chcemy, aby nasze dzieci miały takie same szanse rozwoju jak dzieci w wysokorozwiniętych krajach europejskich. Ja nie chciałabym, żebyśmy byli w ogonie i zaczynali tę edukację dużo później. Wcześniejsze rozpoczęcie edukacji to jest także szansa dla dzieci z różnych ośrodków, dla rodzin, które nie mają tyle czasu, żeby poświęcić go swoim dzieciom. Dziwię się, że w referendum chcemy ograniczać szanse rozwoju polskich dzieci – powiedziała Kidawa-Błońska.

Zobacz także

kidawaBłońskaPsujemy

TOK FM

Przemysł pogardy w ruinie

Wojciech Czuchnowski, 22.08.2015

Andrzej Duda

Andrzej Duda (Fot. Jędrzej Wojnar / Agencja Gazeta)

Obrazy tygodnia

Niedziela. „Duda to cham, ćwok, swołocz” – pisze na stronie wPolityce.pl Piotr Cywiński. Publicysta zdesperowany brakiem hejtu wobec Andrzeja Dudy podpowiada „redaktorom z Czerskiej i >>Newsweeka<<, jakimi słowami mogą obrażać nowego prezydenta.

Poniedziałek. Na apel Cywińskiego odzewu brak. Nie szkodzi, okładki „wSieci” i „Do Rzeczy” nie pozostawiają wątpliwości. „Przemysł pogardy znowu atakuje” – ogłasza tygodnik braci Karnowskich. Głównym tematem numeru jest opowieść o tym, „jak Platforma i jej media chcą dopaść Dudę”. Marzena Nykiel w tekście pt. „Cel: prezydent. Układ kontratakuje” przepowiada: „Walec pogardy rozpędzony. III RP walczy o przetrwanie. Posunie się do każdej skrajności”.

Złudzeń nie ma też Bronisław Wildstein. „Z przemysłem nienawiści i pogardy będziemy musieli jeszcze długo się borykać” – ubolewa, bo „racją bytu ośrodków przemysłu nienawiści i pogardy jest wewnętrzny konflikt w naszym kraju”.

Na okładce „Do Rzeczy” diabły i piekielne męki z tryptyku Memlinga „Sąd Ostateczny”. Takie właśnie piekło (medialne) zdaniem redakcji czeka PiS, jeśli dojdzie do władzy. Diabły reprezentują „front przeciw partii Kaczyńskiego”. Przykłady pogardy wobec Andrzeja Dudy tropi na łamach Piotr Semka. Jak pisze, „Newsweek” nazwał Dudę „dudusiem”, a po wyjściu ze studia TVP Dudę (wtedy jeszcze kandydata) „zwymyślał” „pan Andrzej spod krzyża”. „Do Rzeczy” sięga też do tygodnika „Nie” z lat 90. i podpowiada, jakimi określeniami można by dzisiaj zwalczać Dudę.

Wtorek. Na portalu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Kłopotowski daje przykład, jak fechtować słowem: wyborców PO, a przeciwników PiS dzieli na tych, co się przy władzy „dorobili”, agentów SB „przerażonych, że PiS ujawni ich teczki”, „przestępców jeszcze na wolności” oraz „drobny, ale wpływowy margines agentów Rosji”. „Reszta to po prostu głupcy”. Tekst przedrukowują niepokorne portale.

Środa. Zbiera się Klub Ronina, a tam uczestnicy dyskusji (Marcin Wolski, Jerzy Jachowicz i Marek Król) debatują na temat „nabierającego rozpędu nowego przemysłu pogardy skierowanego przeciw prezydentowi”. Jachowicz przewiduje, że „przemysł pogardy będzie dotykał nie tylko prezydenta Dudę oraz PiS, ale jest to rozpoczęta krucjata przeciwko Kościołowi”. Dyskusję uspokaja Wolski. Mówi: „Objęcie stanowiska przez Andrzeja Dudę nie uspiżowiło go, ale jeszcze dodało charyzmy”.

W kioskach nowy numer „Gazety Polskiej”. Główny temat: Ewa Kopacz. W tekście pełne szacunku określenia wobec szefowej rządu: „Ciotka od loda” i „Chytra baba na światowych salonach”.

Czwartek. Przemysł pogardy wobec Dudy nadal w ruinie. No prawie. Na trop wpada portal Karnowskich, cytując Stefana Niesiołowskiego. Polityk PO oburzony ogłoszeniem przez Dudę referendum nazywa go w radiu „PiS-owskim prezydentem”.

Uf! Nie należy tracić nadziei.

Zobacz także

 

prawicowyRedaktor

wyborcza.pl

 

Szydło pojechała do Pcimia malować szkołę. Z pędzlem w ręku grzmiała: Czas przestać jęczeć i narzekać!

klep, PAP, 22.08.2015
Beata Szydło, kandydatka PiS na premiera, odwiedziła dziś szkołę w Pcimiu, by… pomóc w remoncie placówki. – Zachęcam dziennikarzy, mamy dużo wałków, dużo pędzli – wzywała polityczka do pomocy podczas konferencji prasowej.

Beata Szydło w Pcimiu

Beata Szydło w Pcimiu (Twitter)

 

Wizyta w Szkole Podstawowej nr 3 w Pcimiu jest dziś jedynym punktem kampanijnego rozkładu jazdy kandydatki PiS. Zdjęcia poczynań Beaty Szydło robią furorę w mediach społecznościowych. Polityczka tłumaczyła zaskoczonym dziennikarzom, dlaczego wraz ze sztabem postanowiła pomóc w remoncie placówki.

pomagaPrzyRemoncie
– Decyzja o tym, że szkoła otrzyma pomoc finansową zapadła dopiero pod koniec czerwca. Zanim zostanie przeprowadzony przetarg, zanim zapadną decyzje, czas ucieka, a rok szkolny się zbliża – wskazywała polityczka. – W związku z tym razem z rodzicami i mieszkańcami gminy Pcim postanowiliśmy przyjść i przygotować wspólnie tę szkołę na rok szkolny. Zabraliśmy się do pracy, od rana pracujemy – mówiła Szydło.

wPcimiu

– Słyszymy od polityków „nie da się, nie możemy”. A ja mówię, że czas przestać jęczeć, narzekać. Trzeba wziąć się za bary z rzeczywistością. Mówię, że damy radę. Czas zacząć naprawę i to dzisiaj – przekonywała Szydło. „Damy radę” to nowe hasło kampanijne PiS.

przyPracy
„Niesamowita jest ta kampania” – nie dowierzał na Twitterze Krzysztof Skórzyński z TVN24.
niesamowitaTaKampania

Szydło była też pytana o ogłoszone przez prezydenta Andrzeja Dudę referendum.

– Jeżeli senatorowie uważają, że obywatele mają prawo do wypowiadania się w ważnych kwestiach, to poprą wniosek (o referendum 25 października), to jest test dla Senatu, ale to jest przede wszystkim test dla senatorów Platformy Obywatelskiej. Jeżeli ktoś posługuje się tym wspaniałym określeniem „obywatelski”, to przede wszystkim powinien słuchać obywateli – powiedziała Szydło.

„Politycy PO jęczą i narzekają”

Jak oceniła, Polacy muszą mieć poczucie, że rządzący stoją po ich stronie, że mają głos, mogą się wypowiadać, że są podmiotem, z którym dyskutuje władza. – Dla tych polityków, którzy mówią, że się nie da, że nie można, którzy zajmują się tylko wyłącznie własnymi, politycznymi karierami i kampanią wyborczą, zamiast rządzić i wspierać Polaków w codziennych ważnych kwestiach (…) czas się kończy – podkreśliła Szydło.

– Politykom PO, którzy narzekają, jęczą i mówią „nie, nie da się wysłuchać obywateli, bez sensu te pytania (referendalne), a gdzie uzasadnienie, a po co, a dlaczego”, (mówimy) damy radę. Zapytajmy obywateli, bo to obywatele mają prawo decydować o tym, jaka ma być Polska, to obywatele napisali te pytania, ponad 6 milionów podpisów zostało zebranych – powiedziała Szydło.

Podziękowała też prezydentowi Andrzejowi Dudzie za to, że przychylił się do wniosku obywateli. – Jestem zadowolona, że prezydent wysłuchał ponad 6 milionów obywateli w Polsce i postawił te pytania. Polacy poprosili wcześniej rządzących o to, żeby te pytania w referendach padły – przypomniała polityk PiS.

Referendum w październiku

Prezydent zwrócił się w piątek do Senatu o zgodę na rozpisanie na 25 października (w dniu wyborów parlamentarnych) referendum. Polacy mieliby w nim odpowiedzieć, czy są za: „utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe”, „zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem obowiązku szkolnego od 7. roku życia” oraz „za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy”.

Premier Ewa Kopacz chciała, by prezydent rozszerzył referendum o dodatkowe pytania. Jej zdaniem, propozycja Dudy to wyłącznie odpowiedź na oczekiwania PiS.

Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zapowiedział, że izba zajmie się wnioskiem prezydenta 4 września. Podkreślił jednak, że zwróci się do prezydenta o dodatkowe uzasadnienie, ponieważ zaproponowane we wniosku pytania są – jego zdaniem – „dość ogólne i nieprecyzyjne”. Według niego przed uzupełnieniem wniosku Senat nie powinien nad nim głosować. Zaznaczył jednocześnie, że po wpłynięciu wniosku prezydenta do Senatu, nie można już rozszerzyć wniosku o dodatkowe pytania.

szydłoPojechałaDoPcima

gazeta.pl

NIKLEWICZ: Kto chce być piękny, młody i bogaty

21.08.2015

Obywatelom należy mówić prawdę także wtedy, gdy formułuje się treść pytań referendalnych

Można zrozumieć prezydenta Andrzeja Dudę, gdy ogłaszając wolę przeprowadzenia 25 października dodatkowego referendum, powołuje się na kilka milionów obywateli, którzy podpisali się pod stosownymi petycjami. Obywatele powinni jednak świadomie podejmować decyzje. Obywatelom należy mówić prawdę także wtedy, gdy formułuje się treść pytań referendalnych. Pytanie: „czy chcesz obniżenia wieku emerytalnego?”, jest tak samo sensowne, jak pytanie: „czy opowiadasz się za zniesieniem podatków?”, albo, ujmując rzecz bardziej prozaicznie, „czy chcesz być piękny, młody i bogaty?”. Kto by nie chciał?

Rzecz w tym, że jeśli pyta się o obniżenie wieku emerytalnego, elementarna uczciwość nakazuje mówić o konsekwencjach. Znamy je już dziś, demografia jest bezlitosna. Ludzie, którzy za dwadzieścia lat zaczną pracować na nasze emerytury (także mojego, trzydziesto- i czterdziestolatków, pokolenia), w większości już się urodzili. To są nasze dzieci, które na razie biegają po trawie z piłką i lalkami. Jeszcze nie wiedzą, jaki los może im (i nam wszystkim) zgotować polityczna nieodpowiedzialność.

Od dwóch dekad wydłuża się długość życia Polaków. Niestety, także od dwóch dekad spada liczba rodzących się dzieci, a jeśli nawet chwilowo zaczyna przyrastać, to niewiele. To oznacza, że udział osób powyżej 65 roku życia w społeczeństwie systematycznie się zwiększa. Coraz mniejsza grupa wypracowuje emerytury coraz liczniejszych seniorów. Tragizm sytuacji polega na tym, że tego procesu – trwającego nieustannie od ponad dwóch dekad – nie da się odwrócić ani w rok, ani w pięć lat. Z demograficznego punktu widzenia określone zjawiska na pewno nastąpią. Wiemy to już dziś, choć perspektywa jest dwudziestoletnia.

To oznacza diabelski scenariusz. Powrót do obniżonego wieku emerytalnego jeszcze bardziej zakłóci proporcje między „płacącymi” a „korzystającymi”. Emerytury kobiet będą musiały być niższe o 70 (!) procent, a mężczyzn o 20 procent, natomiast finanse publiczne będą musiały do 2020 roku znaleźć około 50 miliardów złotych na zasypanie dziury w ZUS.

Konsekwencje finansowe będą narastać w tempie geometrycznym: blisko 250 miliardów złotych do 2030 roku i ponad pół biliona (500 miliardów) złotych do 2040 roku. Taką sumę trudno sobie nawet wyobrazić. Cały budżet państwa na 2015 rok to około 340 miliardów złotych, licząc po stronie wydatków. Pytanie w referendum powinno więc raczej brzmieć: „czy opowiadasz się za obniżeniem emerytur dla kobiet o 70 procent?”. Jest też wersja alternatywna: „czy opowiadasz się za zwiększeniem wydatków publicznych, niepokrytych w dodatkowych dochodach, o 250 miliardów złotych do 2030 roku?”. To jest prawdziwa treść dylematu rzuconego obywatelom do rozstrzygnięcia.

Prezydent Andrzej Duda stanął przed testem, pierwszym punktem zwrotnym prezydentury. Proponując referendum w dniu wyborów parlamentarnych, wpisał plebiscyt w strategię wyborczą Prawa i Sprawiedliwości. Nie wiem, skąd wziął pewność, że miliony obywateli – na których unisono powołują się prezydent i politycy PiS – chciało właśnie takiego scenariusza.

Nie łudźmy się, że chodzi o niższe koszty organizacji referendum przy okazji głosowania na posłów i senatorów. Sędziowie Państwowej Komisji Wyborczej prosili, apelowali, by nie łączyć kampanii referendalnej i wyborczej – bo one dotyczą przecież różnych spraw. Na próżno.

I to by było na tyle w kwestii ponadpartyjności prezydenta Dudy.

*dr Konrad Niklewicz – dyrektor zarządzający Instytutu Obywatelskiego

Tekst opublikowany na: instytutobywatelski.pl

obywatelomNależy

TOK FM

Czterej Amerykanie ratują setki pasażerów pociągu we Francji od masakry

Piotr Moszyński (RFI, Paryż), 22.08.2015

Pociąg zatrzymano na stacji w Arras. Przybyła na miejsce policja znalazła w bagażu napastnika mini-arsenał zawierający m.in. 9 kolejnych magazynków do kałasznikowa.

Pociąg zatrzymano na stacji w Arras. Przybyła na miejsce policja znalazła w bagażu napastnika mini-arsenał zawierający m.in. 9 kolejnych magazynków do kałasznikowa. (STRINGER/FRANCE / REUTERS / REUTERS)

Prawdziwe bohaterstwo i łut szczęścia pozwoliły uniknąć masakry o trudnych do przewidzenia rozmiarach. W superszybkim pociągu Thalys relacji Amsterdam-Paryż czterej pasażerowie – w tym dwaj komandosi na przepustce – rzucili się na zaczynającego strzelać terrorystę, powalili go na ziemię i skrępowali.

Według francuskiej telewizji BFM TV przesłuchiwany przez policję 26-letni Marokańczyk imieniem Ayoub zaprzecza, jakoby był terrorystą. Twierdzi, że torbę z kałasznikowem wyposażonym w 10 magazynków, pistoletem i nożem znalazł w jednym z brukselskich parków. Znalezisko miało mu nasunąć myśl o dokonaniu rabunku w pociągu. Chciał podobno grozić bronią pasażerom i zmuszać ich do oddania pieniędzy i cennych przedmiotów.

Analiza jego historii osobistej i przebiegu wydarzeń wskazuje jednak na to, że to prawdopodobnie czysta konfabulacja. Jeśli policyjne weryfikacje ostatecznie potwierdzą jego tożsamość, to mamy do czynienia z osobnikiem, który był obserwowany przez hiszpańskie służby specjalne z powodu kontaktów z radykalnym środowiskiem islamskim. W 2014 r. Hiszpanie zasygnalizowali francuskim kolegom, że Ayoub zamierza wyjechać do Francji, co istotnie uczynił. Według Hiszpanów miał on również odbyć podróż do Syrii. Francuskie służby założyły mu wówczas tzw. kartotekę S, która zawiera ok. 1600 postaci podejrzewanych o potencjalne zagrażanie bezpieczeństwu państwa. Nie są one systematycznie śledzone, ale w razie aresztowania ułatwiają szybkie zorientowanie się m.in. w możliwej sieci kontaktów.

Człowiek z taką właśnie przeszłością wszedł z dużą torbą do toalety w ostatnim wagonie ekspresu Thalys, jadącego z Amsterdamu przez Brukselę (gdzie wsiadł Ayoub) do Paryża. Nie wiedział jednak, że w pobliżu siedzi grupa Amerykanów, a wśród nich dwaj komandosi na przepustce. Żołnierzom zachowanie mężczyzny wydało się podejrzane, a kiedy z toalety doszedł ich znajomy szczęk ładowania magazynka do kałasznikowa, wzmogli czujność.

Kiedy tylko mężczyzna wyszedł z toalety i oddał pierwszy strzał, raniąc przypadkowego pasażera, dwaj marines – Alex i Spencer – do których przyłączył się student Anthony Sandler, a po chwili mieszkający od dawna we Francji Amerykanin Chris Anorman, rzucili się na napastnika. Spencer został poważnie postrzelony z pistoletu i jest obecnie w szpitalu, Alex został lekko zraniony nożem, ale w czwórkę udało im się powalić przeciwnika na ziemię i fachowo skrępować.

Pociąg zatrzymano na stacji w Arras. Przybyła na miejsce policja znalazła w bagażu napastnika mini-arsenał zawierający m.in. 9 kolejnych magazynków do kałasznikowa. Philippe Lorthiois z policyjnego związku zawodowego Alliance uważa, że bez interwencji Amerykanów mogło dojść do masakry. Jego zdaniem terrorysta nie ulokował się z tyłu pociągu przypadkowo. Składem tym podróżowały 554 osoby. Zamachowiec mógł iść wzdłuż pociągu i strzelać. W dziesięciu magazynkach miał prawdopodobnie około trzystu nabojów.

Specjaliści podejrzewają, że wydarzenia miały się rozegrać według znanego już z poprzednich zamachów we Francji scenariusza, określanego przez specjalną antyterrorystyczną jednostkę żandarmerii GIGN jako taktyka „zniszczenie – okopanie się – konfrontacja”. Została ona już zastosowana w ataku na redakcję Charlie Hebdo i na sklep żydowski w Paryżu. Gdyby Ayoub miał zastosować tę taktykę, w fazie „zniszczenia” szedłby właśnie wzdłuż pociągu, starając się zastrzelić jak najwięcej pasażerów. Gdyby napotkał opór lub gdyby pociąg się zatrzymał i nadjechała policja, przeszedłby do „okopania się”, czyli wzięcia zakładników w jednym z wagonów, by w końcu przejść do etapu „konfrontacji”, czyli bezpośredniej walki z siłami interwencyjnymi.

Można mówić o niesłychanym szczęściu pasażerów, że na samym początku jego drogi trafił na wyszkolonych w walce komandosów, którzy umieją opanować strach i stres, i którzy nie wahają się ruszyć do walki mimo zagrożenia dla własnego życia. Podziw i wdzięczność dla Amerykanów wyrażają już nie tylko internauci, ale także prezydent Hollande i prezydent Obama.

Zobacz także

czterejAmerykanie

wyborcza.pl

prawdziwe

wedługFrancuskiej

kiedyTylko

możnaMówić

Referendum jak koncert życzeń

Jarosław Kurski, 22.08.2015

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński

Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

Polityczny makiawelizm – zasada, że cel uświęca środki – zdewaluował ważną instytucję polskiej demokracji. Pamiętamy wzniosłe chwile narodowej jedności, gdy 7 i 8 czerwca 2003 r. decydowaliśmy o akcesji do Unii Europejskiej. Teraz referendum kojarzyć się będzie z Kukizem, Piotrem Dudą, małżeństwem Elbanowskich i leśnikami.

Dla wielu wyborców Bronisława Komorowskiego jego nagła decyzja o rozpisaniu na 6 września referendum była niemiłym zaskoczeniem. Uzasadniały ją wysoki wynik Pawła Kukiza i jego hasła o JOW-ach w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Wyborcza motywacja tego kroku była niezaprzeczalna. Zresztą Komorowski bardziej sobie tym posunięciem zaszkodził, niż pomógł. PiS tę decyzję krytykował i w tej krytyce był wiarygodny. Do czwartku. Wtedy to prezydent Duda zarządził swoje referendum 25 października. Jak na prezydenta „wszystkich Polaków” odmieniającego słowo „wspólnota” na wszelkie sposoby to ruch dyskredytujący i odbierający złudzenia ostatnim naiwnym. Andrzej Duda zaczyna swą kadencję od naśladowania poprzednika. Tylko dlaczego powtarza jego błędy? I w dodatku je pogłębia, czyniąc z referendum koncert życzeń?

O ile Komorowski swą decyzją wprawił Platformę w zakłopotanie, a postawione przez niego pytania dotyczą ustroju państwa, o tyle Duda nie kryje, że gra w orkiestrze Prawa i Sprawiedliwości. Oczywistą intencją jego pytań jest narzucenie pisowskiej agendy kampanii wyborczej. Chodzi o zdezawuowanie dokonań PO: fundamentalnej reformy emerytalnej i reformy dotyczącej sześciolatków. Pytanie o lasy to czysta groteska. Dwa lata temu PiS głosował przeciw zapisaniu w konstytucji zasady o zakazie prywatyzacji lasów. Dziś straszy ludzi, że ktoś im odbierze drzewa. A dlaczego nie jeziora, rzeki albo pas wód przybrzeżnych?

Prezydent Duda przynajmniej do 25 października zgodnie z wyborczą strategią PiS będzie pojednawczy w słowach, ale partyjny w czynach. Będzie jeździł po Polsce, opowiadał o „wspólnocie” i „dziękował za wybór”. Przyjmować będzie przedstawicieli kolejnych grup interesów wraz z nieodłączną Beatą Szydło, kandydatką PiS na premiera. Dla premier Ewy Kopacz prezydent nie znajdzie czasu. Jest dla niego trędowata, tak jak trędowaty dla PiS był Bronisław Komorowski i jest Donald Tusk.

Andrzej Duda działa jak karny żołnierz prezesa Kaczyńskiego, dla którego najważniejszym zadaniem jest teraz zwycięstwo jego partii, tak by zyskać większość konstytucyjną i rządzić Polską niepodzielnie.

Zobacz także

kurskiAndrzejDuda

wyborcza.pl

Kościele nasz, cóżeś nam uczynił

Andrzej Prawdzic, Szczepan Cofta, imię i nazwisko do wiadomości redakcji, Red, 22.08.2015

P Deliss / Godong

Coraz trudniej zaglądać do kościołów, w których duszno. Łatwiej modlić się i pielęgnować dobro w domu, w pracy, w lesie. Coraz trudniej bronić Kościoła przed własnymi dziećmi. Czytelnicy komentują list świeckiego katolika do biskupów

„Podzieliliście Polaków na dobrych i złych, na ludzi sumienia i tych, którzy go nie mają, na patriotów i zdrajców, na tych, co są za życiem, i na tych, co się opowiadają po stronie śmierci, na tych, co nie zgadzają się na in vitro, i na tych, którzy tę metodę akceptują, na tych, co mogą przyjmować Komunię świętą, i na tych, którym tego zabraniacie.

Wyciągacie prawą rękę po mamonę do tych, których lewą ręką usuwacie ze wspólnoty Kościoła. Zastanawiacie się nad udzieleniem Komunii osobie popierającej in vitro, ale już bez wahania podsuwacie jej pod rękę tacę w trakcie Mszy świętej i pobieracie opłaty za sprawowane sakramenty. Trwacie od wielu lat w moralnej schizofrenii” – napisał tydzień temu świecki katolik w liście do polskich biskupów. I to nie katolik „wierzący, niepraktykujący”, co to zna nauczanie Episkopatu piąte przez dziesiąte, ale magister prawa kanonicznego, człowiek blisko związany z Kościołem.

Kilkaset tysięcy egzemplarzy papierowego wydania „Magazynu Świątecznego” przekazywane z rąk do rąk w rodzinach i krążące wśród przyjaciół. 199 tysięcy odsłon w internetowym wydaniu. 30 tysięcy „lajków” na Facebooku. Tysiące komentarzy na forach „Wyborczej”. Żadna afera, włącznie z taśmami kelnerów, nie wzbudziła takiego odzewu jak ta pełna pasji summa grzechów Kościoła instytucjonalnego.

Ktoś powie: nic tak nie roznamiętnia jak atak na „czarnego”. Ale to nie tak. Zasięg i temperatura dyskusji nie wynikają z tego, że antyklerykalizm jest chwytliwy, a atak na „czarnego” „się klika”.

List i dyskusja wokół niego nie są wezwaniem do wojny z Kościołem. Nawet nie próbą policzenia szeregów zwolenników Kościoła otwartego czy pokazania skali oporu wobec katolicyzmu zaściankowego.

Te kilkaset tysięcy czytelników wysyła sygnał: zobaczcie, kim są i co naprawdę myślą polscy katolicy. Zrozumcie, że piętnujący zakłamanie i arogancję oficjalnego Kościoła to żadne bezideowe lemingi ani zacietrzewieni lewacy. To zatroskani członkowie wspólnoty. Wasi wierni – ci sami, którzy co niedziela mimo wszystko zapełniają kościoły, bo rozumieją, że mistyczne ciało Kościoła jest czymś więcej niż jego błądzący urzędnicy.

Zapewne hierarchowie nie przeglądają forów internetowych; na pewno brak im czasu, może też boją się rynsztoka, w jaki zbyt często zmieniają się sieciowe debaty. Zresztą słusznie, nawet na naszych forach wylało się wiele jadu. Ale „Magazyn Świąteczny” czytają, nawet jeśli się do tego nie przyznają. Po to właśnie opublikowaliśmy ten list i po to drukujemy głosy czytelników – zarówno przyklaskujące Bratu w Chrystusie, jak i krytyczne – żeby zobaczyli, że owieczki są przejęte losem owczarni tak samo jak pasterze. (Redakcja)

Mój Kościół wie, kiedy błądzi, słucha, i pomaga

Szczepan Cofta

List „Czy jesteście gotowi na prawdę” jest niesprawiedliwy i przedstawia fałszywy obraz rzeczywistości, a jego autor – którego szanuję, bo cenię wolność wypowiedzi – próbuje dyskredytować Kościół w sposób niezbyt elegancki.

Po pierwsze, Frater in Christo upomina biskupów publicznie, na łamach dziennika ukazującego zniekształcony wizerunek Kościoła. A przecież jako świeckiemu wiernemu nie powinny być mu obce słowa Ewangelii, które określają zasady braterskiego upomnienia. „Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa” – czytamy w Ewangelii św. Mateusza.

Po drugie, polemika z Bratem w Chrystusie, jak się przedstawia, jest niezwykle trudna, bo podważa on autorytet posługi biskupiej na podobnej zasadzie jak sfrustrowany małżonek: wypominając wszystko, co go irytuje w drugiej połowie, mieszając argumenty ważkie i błahe, sprawiedliwe i nieuczciwe.

Po trzecie, autor listu wydaje się nie rozumieć roli Kościoła i biskupów. A jest nią wytyczanie wymagających standardów moralnych, osadzonych na fundamencie godności ludzkiej, dobra osoby i dobra wspólnego. Biskupi są zobowiązani do głoszenia tych trudnych prawd. I to niezależnie – uwaga – od swojej osobistej świętości czy ułomności. Bo nauka Kościoła jest jednocześnie realistyczna, uwzględnia naszą słabość i grzeszność, opisuje człowieka w wymiarach nie tylko siły, ale też słabości.

A po czwarte i najważniejsze – można wręcz odnieść wrażenie, jakby Frater in Christo czerpał wiedzę o Kościele przede wszystkim z niechętnych mu mediów głównego nurtu. Mogę bowiem zaświadczyć, że obraz pasma skandali pedofilskich i nieustannych zachłannych roszczeń ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Mój Kościół to tysiące wzorcowo działających parafii. Kapłani, siostry zakonne i świeccy codziennie i bezinteresownie podejmujący gorliwą służbę. Biskupi wizytujący systematycznie parafie, dbający nie tylko o wymiar duchowy wspólnot, ale też o porządek organizacyjny. To często wspaniali świadkowie wiary, ludzie o godnej postawie, atrakcyjnych i inspirujących życiorysach, pociągający intelektualnie, ukazujący piękno życia.

Frater in Christo kilkakrotnie odwołuje się do zachłanności biskupów. Zaręczam, że każda złotówka przekazana na rzecz Kościoła jest najlepszą inwestycją. Życzyłbym każdemu z dysponentów finansów takiej roztropności w wydawaniu pieniędzy publicznych, jaką dostrzegam w Kościele.

I uważam, że tak jak obowiązkiem wiernych jest finansowa troska o wspólnotę i funkcjonowanie Kościoła, tak obowiązkiem całej społeczności jest zapewnienie godnego finansowania dzieł społecznych, charytatywnych i wychowawczych. Również dokonywanych za pośrednictwem struktur kościelnych, z racji doświadczeń dziejowych tak wplecionych w strukturę życia na polskiej ziemi, że dostrzec tego i docenić nie mogą chyba tylko osoby, które nie mają wrażliwości historycznej.

Pozwolę sobie jeszcze na proste, ale wiele mówiące porównanie: gdybyśmy na dzieła prowadzone przez wspólnoty Kościoła przeznaczyli choćby małą cząstkę kwot, jakie wydajemy na alkohol – w roku 2014 około 40 mld zł, z tego 19 mld zł na piwo – to Kościół miałby o wiele większe możliwości działań społecznych i wychowawczych. I w znacznie większym stopniu mógłby się troszczyć o zabytki kultury i architektury, których utrzymanie – dodajmy – jest naszym wspólnym obowiązkiem.

Ciężka dola katola [HARTMAN]

***

Oczywiście odczuwam też ból z powodu wstydliwych stron mojego Kościoła, tak jak odczuwa się ból z powodu często doświadczanych ludzkich trudnych spraw. Ale wiem, w przeciwieństwie do krytyków, że podejmuje wysiłek podnoszenia się z upadków. Taki wysiłek – indywidualny i zbiorowy – jest przecież jednym z najważniejszych wymiarów chrześcijaństwa.

Sam próbuję swoją aktywnością – mimo ułomności i słabości – współtworzyć Kościół jako wspólnotę wiernych. Wiem, że tej wspólnoty rozumianej jako znak Bożej obecności w każdym spośród nas mogą doświadczyć tylko wierzący. Ale przecież i dla wielu niewierzących Kościół pozostaje wyrazistym znakiem wartości. Ogólnoludzkich, nie tylko katolickich czy chrześcijańskich. A jak wyglądałaby dzisiejsza Polska, gdyby nie dziedzictwo nieugiętej obecności Kościoła w naszych dziejach?

Kościół, który znam i który próbuję budować, to Kościół wierny tradycji, a jednocześnie otwarty na wyzwania współczesnego czasu. Formujący sumienia wiernych, lecz także pomagający w tworzeniu prawa, które sprzyjałoby całemu społeczeństwu – ludzkiej godności, dobru osobistemu i wspólnemu. Przebaczający i okazujący miłosierdzie. Oczywiście ubogi (a łatwo sprawdzić, że – z czego niewiele osób zdaje sobie sprawę – większość parafii oraz osób pracujących w polskim Kościele jest uboga, czasem wręcz na granicy utrzymania), gdyż taki jest bardziej przekonujący – ale dysponujący środkami, które pozwalają mu prowadzić swoją misję.

***

Odrębną kwestią jest niezwykle napastliwy ton listu, który – zważywszy na powszechną krytykę i ośmieszanie Kościoła w mediach – nie jest wyrazem szczególnej odwagi, ani też nie wskazuje na dobre intencje autora. Podobnie o złej woli świadczy krzywdzący tytuł artykułu wstępnego: „Wierni wołają, biskupi nie słyszą”, którym Jarosław Kurski zapowiada na okładce głos Brata w Chrystusie. Znam co najmniej kilku biskupów i zapewniam, że słuchają wiernych. Są oddani nie tylko sprawom Kościoła, ale też sprawom społecznym, w imię najważniejszych ludzkich wartości. Takiej postawy trzeba by życzyć innym, którym powierzono troskę o dobro wspólne.

Żyję – podobnie jak miliony moich rodaków – w zupełnie innym Kościele niż ten opisywany przez „Wyborczą”. Nie mogę pojąć, dlaczego jej redaktorzy nie są w stanie zdobyć się na dobrą wolę i dostrzec, jeśli nie duchowego, to przynajmniej społecznego wymiaru służby ludzi Kościoła. Mam nadzieję, że coraz mniej czytelników będzie się nabierać na ten fałszywy wizerunek Kościoła.

Chrześcijanie, wróćcie do katakumb

Andrzej Prawdzic

Dlaczego seks jest grzechem „nieczystym” dla ludzi bez ślubu kościelnego, samotnych, rozwiedzionych i w związkach partnerskich? I czy w związku z tym dwie trzecie ludzi na świecie żyje w grzechu?

Czy posiadanie potomstwa bez ślubu kościelnego jest grzechem?

Dlaczego życie bez seksu jest błogosławieństwem i jest miłe Bogu? Czyż Bóg nie polecił posiadania potomstwa, które ma panować nad światem? I czy celibat – przyczyna tylu niedomówień, zatajeń i osobistych nieszczęść duchownych – nie jest wbrew naturze stworzonej przez Niego?

Czy osądzanie, kto jest święty, a kto ekskomunikowany, jest zgodne z Ewangelią: „Nie sądźcie, byście nie byli sądzeni”? Zwłaszcza gdy historia uczy, że ludzie wykluczani przez Rzym w większości byli potem szanowani i doceniani przez naukę, społeczeństwa, a nawet przez sam Kościół.

Czy kult Matki Boskiej i Jana Pawła II jest ważniejszy od kultu Pana Boga, na który prawie nie ma już miejsca? Cuda czyni przede wszystkim modlitwa i wiara w Maryję, rzadziej w świętych, a prawie nigdy w Stwórcę. Gdyby nie ewangeliczne „Ojcze nasz”, nikt nie modliłby się do Niego.

Czy hierarchowie powinni narzucać poprzez prawo państwowe dogmaty wiary obywatelom, którzy nie są katolikami?

Czemu piętnuje się jako grzeszne prawo, które zezwala na rozwody, aborcję, in vitro, związki partnerskie i homoseksualne, antykoncepcję, zmiany w genach, eutanazję oraz obrazę uczuć religijnych, jeżeli z tych praw się nie korzysta?

Coś w nich pękło. Dzieci z in vitro wychodzą z szafy

Czy grzechy kościelne też powinny być ścigane i karane przez państwo?

Co się dzieje z zygotą, przecież obdarzoną duszą nieśmiertelną, na tamtym świecie po poronieniu?

Czy Ewangelia wymienia grzechy, których nie odpuści nam miłosierny Bóg na Sądzie Ostatecznym? A może daruje nam tylko te, które wcześniej odpuści kapłan?

Dlaczego parafie i pałace biskupie przypominają magnackie zespoły pałacowe? I czy ich lokatorom uda się przejść przez ucho igielne?

Dlaczego kobieta nie może posiadać święceń kapłańskich? W czym jest gorsza od mężczyzny i gdzie jest to napisane w Ewangelii? Co z Marią Magdaleną, uczennicą Chrystusa? Rządzony przez mężczyzn Kościół jest dziś jedyną ważną instytucją o zasięgu światowym, która dyskryminuje kobiety.

Dlaczego jedno z małżonków, krzywdzone i porzucone, często z dziećmi i bez środków do życia, jest w nowym związku piętnowane i pozbawiane Eucharystii? Czy rozwodnicy żyjący w miłości i wierności w nowych związkach skazani są na wieczne potępienie? Dlaczego patologiczny związek małżeński jest nierozerwalny? Dlaczego maltretowane i upokarzane dzieci nie mają prawa do normalnej, kochającej się rodziny?

Czy rodzice dzieci z in vitro są jednocześnie dzieciobójcami, bo zamordowali ich rodzeństwo?

Czy osoby bezżenne, tzw. single, to wyłącznie wrodzy religii egoiści?

Dlaczego najważniejsze problemy biskupów to seks, in vitro i gender, a nie alkoholizm, narkomania, przemoc w rodzinie, ubóstwo, niedożywienie dzieci, pomoc samotnym, starym i chorym, wreszcie spadek powołań i odpływ praktykujących wiernych?

To tylko garść z listy pytań, które nasuwają się po wystąpieniach duchownych z ostatnich lat.

***

W kościołach śpiewa się „Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. Idolem znacznej części wiernych i kleru jest bezżenny i bezdzietny Jarosław Kaczyński, natomiast głęboko wierzącemu i praktykującemu wzorowemu ojcu wielodzietnej rodziny grozi się niedopuszczaniem do sakramentów. Hierarchowie krytykują i interpretują wedle uznania słowa ich zwierzchnika Franciszka. Księży pedofilów odsuwa się od posługi dopiero po prawomocnym wyroku. Samodzielnie myślącym duchownym odbiera się głos, zakazując występów w mediach. Bezcześci się Krzyż, wykorzystując Go do celów politycznych. W Kościele powszechnym dobrze czują się tylko zwolennicy jednej partii, inni czują się wyobcowani.

Czy z taką hierarchią i z takim klerem można się identyfikować?

Intymny dziennik kleryka

***

Od wczesnej młodości byłem związany z Kościołem. W ósmym roku życia zostałem ministrantem u bernardynów, uczyłem się u zmartwychwstanek, u urszulanek, u salezjanów. Uczęszczałem do najlepszego gimnazjum katolickiego – księży marianów na warszawskich Bielanach. Jeździłem na pielgrzymki z palotynami. Od ponad pół wieku jestem w szczęśliwym związku sakramentalnym. Czytam Stary i Nowy Testament.

Jestem niezaprzeczalnym produktem wychowania katolickiego – ale gdybym mógł przed urodzeniem wybrać wiarę rodziców, nie byłby to katolicyzm.

Kiedyś księdzu, który przybył po kolędzie, zadałem kilka nurtujących mnie pytań. Rok później już mnie nie odwiedził.

***

Jaka jest przyszłość Kościoła powszechnego, który wyklucza: rozwodników (co trzecie małżeństwo), związki partnerskie (20 proc. dzieci panieńskich), homoseksualistów (ok. 3 proc. populacji), rodziców mających lub myślących o dziecku z in vitro (ok. 2 milionów osób)? Wkrótce Polska upodobni się do Czech czy Francji, gdzie z Kościołem identyfikuje się jakieś 7 proc. obywateli. Czy spadek powołań kapłańskich, który odzwierciedla nastroje społeczne, niczego nie mówi hierarchom? Czemu wciąż nie wyciągnęli wniosków z reformacji? Dlaczego nie realizują ustaleń Soboru Watykańskiego o ekumenizmie i otwartości na inne wyznania? Odnoszę wrażenie, że interesy doczesne przesłaniają im dążenie do życia wiecznego.

Pewne nadzieje na zmiany w podejściu do wiernych daje papież Franciszek, który mówi: „Kim ja jestem, aby kogoś osądzać”, i krytykuje kler.

Powinniśmy powrócić do katakumb. Do zasad obowiązujących pierwszych chrześcijan, nim ludzie grzeszni i omylni ustanowili swoje dogmaty. Do Kościoła sprzed reform cesarza Konstantyna, który z religii prostoty i skromności zrobił wsparcie tronu, biskupów uczynił „książętami”, a monarchów „pomazańcami bożymi”. Do Kościoła bez zakonów, majątków, władztwa ziemskiego, przepychu i wspaniałej celebry.

Obawiam się, że zostanę sam ze swoimi pytaniami i przeczuciami.

Papieża Franciszka kłopoty z kapitalizmem

Pół wieku temu to był inny Kościół

Imię i nazwisko do wiadomości redakcji oraz autora listu do biskupów

Wiele razy, oburzona lub wzruszona jakąś sytuacją bądź wypowiedzią, obiecywałam sobie, że nie pozostanę obojętna i wyrażę publicznie swoją opinię. Do tej pory nie starczało mi determinacji, ale teraz muszę zabrać głos, bo kwestia miejsca Kościoła w życiu współczesnych Polaków po prostu podnosi mi ciśnienie.

Mam 57 lat, wyższe wykształcenie techniczne, mieszkam w dużym wojewódzkim mieście, mam udaną rodzinę, jestem wierzącą i praktykującą katoliczką. W każdą niedzielę i święta uczestniczę w mszy świętej, często przystępuję do komunii. Co roku od kilkunastu lat wpłacam z mężem pewne kwoty na Caritas, od kilku lat wspieram budowę Centrum Jana Pawła II – Nie lękajcie się!, ostatnio także budowę nowego kościoła parafialnego. Nie robię tej wyliczanki, aby wystawiać sobie laurkę. Chcę tylko uniknąć podejrzeń, że oto wypowiada się jakiś „komuch”, zajadły wróg Kościoła i jego wyznawców. Wręcz przeciwnie – próbuje się wypowiedzieć osoba, której dobro tego Kościoła bardzo leży na sercu.

To, co od jakiegoś czasu obserwuję w wypowiedziach i działaniach hierarchów kościelnych i duchownych, napawa mnie coraz większym smutkiem, zażenowaniem, a ostatnio także złością. Wielokrotnie dyskutowałam o tym ze znajomymi równie wzburzonymi jak ja. Podpisuję się pod każdym zdaniem listu Brata w Chrystusie.

W mojej poprzedniej parafii proboszcz mieszkał na plebanii z partnerką i dorosłym już synem, a najczęstszym tematem jego kazań były połajanki wiernych, nie dość doskonałych. Kilka lat temu znajomi gościli przez kilka miesięcy polskiego misjonarza, odesłanego do Polski z czarnoskórą przyjaciółką i ich wspólnym dzieckiem. Przeczekał w kraju jakiś czas, a potem został wysłany – oczywiście z najbliższymi – na misję do Wielkiej Brytanii.

Przyjmowałam to wyrozumiale – wszak duchowni są tylko ludźmi, jak każdy potrzebują ciepła i mogą zbłądzić. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Gdy jednak słyszę, jak biskupi straszą ekskomuniką za in vitro i zaostrzają ton, a jednocześnie wciąż obserwuję historie podobne do tej z moim dawnym proboszczem i słyszę o zamiataniu pod dywan sprawy pedofilii księży, jestem coraz bardziej oburzona taką dwulicowością. Mam rozumieć, że księżom wszystko wolno, bo zostali do swej posługi „namaszczeni”, a bogobojni i bez skazy mają być tylko wierni?

Trudno oprzeć się wrażeniu, że duchowni mają swoich wiernych za osoby bezrozumne, które nie potrafią myśleć, kojarzyć faktów, wyciągać wniosków, a całą wiedzę o świecie czerpią tylko z kazań, listów pasterskich i prasy katolickiej. Przypominam: mamy XXI wiek, epokę internetu i dostęp do informacji jest powszechny. Słyszę też opinie – z kręgów podobno głęboko katolickich – że wybór Franciszka to pomyłka, którą trzeba będzie naprawić. Rozumiem, że dogmat o nieomylności papieża jest prawdziwy tylko wtedy, gdy ów głosi prawdy zbieżne z naszymi, a w pozostałych przypadkach nie musimy się papieskim nauczaniem przejmować?

***

Mam to szczęście, że w mojej obecnej parafii ksiądz tylko sporadycznie i bardzo delikatnie nawiązuje do polityki. Zwykle w kazaniu omawia i przybliża treść czytanej wcześniej Ewangelii, pomaga zrozumieć jej przesłanie. Znam jednak praktykujących i zaangażowanych katolików, którzy, uciekając przed nachalną polityką, szukają innych kościołów niż parafialne, aby w spokoju i skupieniu uczestniczyć w mszy świętej.

Polityka przewija się w różnych wypowiedziach hierarchów kościelnych, a sugestie – wyrażane wprost – na kogo powinien głosować porządny katolik, są już praktyką nagminną.

Co hierarchowie zrobili z Bronisławem Komorowskim, człowiekiem odważnym w czasach, gdy wielu nie śniła się nawet możliwość upadku ZSRR, zawsze postrzeganym jako gorliwie wierzący i praktykujący? Gdy jednak przedstawiciele Kościoła podczas mszy w intencji ustępującego prezydenta przeprosili go za kalumnie i paszkwile wypowiadane pod jego adresem – jeden z nich został wezwany na dywanik do zwierzchnika, bo przecież Kościół nie może się mieszać do polityki. Równocześnie czytam wypowiedź biskupa Ignacego Deca dla „Naszego Dziennika”, który zauważa, że „rozpędzająca się kampania nienawiści” wobec prezydenta Andrzeja Dudy to zjawisko „niepokojące i przykre”. Rozumiem, że teraz biskup Dec zostanie wezwany na dywanik, żeby się tłumaczyć z uprawiania polityki?

Biskupi i prezydent Komorowski. Wymóg sprawiedliwości

Jak ciężkie słowa rzucane pod adresem Polaków, którzy nie wyznają ojca Rydzyka i teorii o zamachu smoleńskim, mają się do drugiego, największego według Ewangelii przykazania: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”?

Czy posłowie – także PiS-u – którzy kilka lat temu głosowali za ustawą antyaborcyjną, która dopuszcza przerywanie ciąży z powodów zdrowotnych i trwałego uszkodzenia płodu, byli ekskomunikowani i odbierano im możliwość przyjmowania komunii świętej, jak czyni się to z parlamentarzystami, którzy podpisali się pod ustawą o in vitro?

W niedzielę siostra uczestniczyła w corocznej pielgrzymce kobiet do Piekar Śląskich. Była zbudowana atmosferą szacunku dla człowieka, który wyrażał arcybiskup Wiktor Skworc, i z ulgą odnotowała, że pielgrzymka wolna była od nachalnej polityki. To bardzo dobrze – tylko czy doszliśmy już do tego, że coś, co powinno być normą, w naszym Kościele stało się ewenementem?

***

Z bólem obserwuję, jak Kościół traci umiejętność szczerego i jasnego przekazu. Również w kontaktach z młodzieżą. Także dlatego, że brakuje mi już argumentów na jego obronę w rozmowach z moimi dorosłymi już dziećmi, których droga coraz bardziej rozmija się z Kościołem instytucjonalnym.

Czuję się wypychana z Kościoła, w którym spędziłam 50 lat. W środkach masowego przekazu nagłaśnia się marsze i pielgrzymki słuchaczy Radia Maryja, a duchowni uważają, że to właśnie ci wierni są ostoją naszego Kościoła i najliczniejszą grupą wyznawców. Coraz trudniej mi z tym, że my, wierzący, którym coraz ciężej się odnaleźć w tym opresyjnym, nieprzyjaznym człowiekowi i upolitycznionym Kościele, nie potrafimy pokazać, jak jesteśmy liczni.

Skróty listów – redakcja

W Magazynie Świątecznym:

Kościele nasz, cóżeś nam uczynił
Coraz trudniej zaglądać do kościołów, w których duszno. Łatwiej modlić się i pielęgnować dobro w domu, w pracy, w lesie. Coraz trudniej bronić Kościoła przed własnymi dziećmi. Czytelnicy komentują list świeckiego katolika do biskupów

Aleksis Tsipras. Czerwony urządza nam Europę
Tego gościa w koszulce z Che Guevarą już nie ma, straciliśmy go – ubolewają Grecy. Ale kochają Aleksisa Tsiprasa jeszcze bardziej niż wcześniej

24/7. Korporacje ukradły nam sen. Zbuntujmy się i idźmy spać
Większość naturalnych potrzeb, jak głód, pragnienie, przyjaźń czy miłość, została już dawno w naszym świecie utowarowiona. Ostatnią redutą wolności jest sen. Z Jonathanem Crarym rozmawia Aleksandra Lipczak

Kapitalizm. Polska praca za niemiecką płacę? To da się zrobić
Rynki potrafią uleczyć się same? Banki dostały w skórę, ich właściciele ucierpieli, a departamenty oceny ryzyka stały się ostrożniejsze. Kryzys uczy finansistów i menedżerów

Kuba na rozstajnych drogach. Fidelowi bije dzwon
Nie wszyscy Kubańczycy się cieszą z gwiaździstej flagi przed ambasadą USA w Hawanie. Wielu obawia się, że Obama uratował skórę braciom Castro, którzy dostali czas na utrwalenie militarnego kapitalizmu państwowego

Hello Kitty musi odejść
Miliony oglądają ją w telewizji i kupują jej płyty. Kto nie wie, kim jest Violetta, nie ma nastoletnich córek. Albo jest popkulturowo wykluczony

Praca – termin ze słownika wyrazów zapomnianych
Instagram nie potrzebuje tylu pracowników co Ford. A Uber nie wie, co to niedziela i wieczór z rodziną

Polak mistrzem. Tylko nie autoreklamy
W zeszłym roku uczestniczyłam w otwarciu pierwszej dużej wystawy polskiego wzornictwa podczas Dutch Design Week w Eindhoven. Otwarcia miał dokonać ambasador polski w Holandii. Niestety, gdy przyjechał na miejsce, trzeba mu było gruntownie i od początku wszystko wyjaśnić. Jego zainteresowanie sprawą było zerowe. Zaraz po otwarciu zniknął i tyle z niego pożytku

corazTrudniej

wyborcza.pl

I niczego już nie będzie, czyli prawa człowieka w konstytucji PiS-u

Ewa Siedlecka, 22.08.2015

Prezes PiS Jarosław Kaczyński

Prezes PiS Jarosław Kaczyński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Bez zakazu dyskryminacji, wolności prasy, równego dostępu do służby zdrowia. Za to z prowokacją policyjną podniesioną do rangi wartości konstytucyjnej.

Marek Borowski („PiS chce demokratury”, „Wyborcza” z 18 sierpnia) opisał część polityczną projektu konstytucji PiS-u z 2010 roku. Nie mniej interesująca jest część dotycząca praw i wolności człowieka.

Jednostka przestaje być wartością samą w sobie. Zamiast dzisiejszego zapisu, że „RP zapewnia wolności i prawa człowieka i obywatela”, mówi się o zapewnieniu „rozwoju osoby we wspólnocie narodowej”. Władza dostaje nieograniczoną możliwość ograniczania wolności i praw. Dziś katalog powodów, dla których można je ograniczyć, jest zamknięty: dla ochrony „bezpieczeństwa lub porządku publicznego bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej albo wolności i praw innych osób”. PiS proponuje katalog otwarty.

Z konstytucji znika zakaz dyskryminacji, pozostaje jedynie równość wobec prawa.

Gwarantuje się za to prawo do życia: „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Czy lekarz będzie mógł leczyć, jeśli „naturalną” konsekwencją konkretnej choroby będzie śmierć? Czy będzie mógł leczyć ludzi starych?

Osobę, która „ze względu na zaburzenia psychiczne stwarza zagrożenie dla życia, zdrowia lub nietykalności cielesnej innych osób”, można poddać „zabiegom medycznym zmniejszającym to zagrożenie”. A więc nie tylko podawać siłą zmulające leki, ale też stosować lobotomię czy kastrację. A więc działanie na szkodę zdrowia pacjenta, i to wbrew jego woli.

Znika prawo do azylu i statusu uchodźcy. Dziś są prawem konstytucyjnym. Według konstytucji PiS-u te prawa jedynie „mogą” – zatem nie muszą – „wynikać z ustawy”. Unia może więc sobie uchwalać kwoty uchodźców na poszczególne państwa. My powiemy, że nasza konstytucja tego nie przewiduje, a ona jest ponad unijnym prawem.

Rodzina zyskuje „własne, niezbywalne prawa” – choć nie wiadomo jakie. Znika podmiotowość dziecka. Staje się ono własnością rodziców, którzy już nie muszą, jak dziś, uwzględniać stopnia jego dojrzałości, pytając o zdanie w sprawach sumienia i wyznania.

Zabezpieczeniem przed pomysłami legalizacji związków partnerskich jest zapis: „władze publiczne nie regulują spraw par niemałżeńskich ani nie prowadzą ich ewidencji”.

Znika wolność prasy. I równy dostęp do publicznej służby zdrowia, niezależnie od sytuacji materialnej. Za to konstytucyjnym prawem staje się lustracja. I będzie można wyrugować z funkcji publicznych byłych członków PZPR i ludzi związanych z „aparatem przymusu” PRL-u.

Znika pojęcie sprawiedliwości społecznej, zastępuje ją „solidarność”.

Najważniejszym zadaniem władz publicznych staje się „ochrona obywateli przed zamachami na ich życie, zdrowie, wolność i mienie”. A także „bezwzględne zwalczanie lekceważenia prawa i nadużywania władzy”. Tak więc prowokacje w stylu „afery gruntowej” i prewencyjne testowanie odporności funkcjonariuszy i urzędników na niemoralne propozycje zyskują umocowanie w konstytucji. Do tego przestępstwa urzędnicze zrównuje się ze zbrodniami wojennymi i komunistycznymi: nie podlegają przedawnieniu.

Preambuła konstytucji zaczyna się od słów: „W imię Boga wszechmogącego”, i nie przewiduje już miejsca dla „osób niepodzielających tej wiary”. Odwołuje się wyłącznie do „tysiącletnich dziejów związanych z chrześcijaństwem”, więc przez ten pryzmat trzeba interpretować zasadę, że wyznania są „równouprawnione”. Z przepisu dotyczącego nauczania religii w szkołach znika zastrzeżenie, że nie może to naruszać wolności sumienia i wyznania innych osób. A z przepisu gwarantującego wolność sumienia i wyznania znika zakaz przymuszania do udziału w praktykach religijnych. Skończą się więc dywagacje kapryszących ateistów i innowierców, że ich dzieci przymusowo zabierane są przez szkoły na rekolekcje, a żołnierze na rozkaz uczestniczą w mszach będących oprawą uroczystości państwowych.

Nie ma też zakazu przymuszania do ujawniania własnych przekonań. A więc na szkolnym świadectwie czy w dowodzie osobistym może się pojawić rubryka „wyznanie”.

Znikną debaty, czy w Sejmie, urzędzie, na posterunku policji, a może i w sądach, może wisieć krzyż, bo „obywatele mają prawo do ochrony obecności symboli (…) religijnych istniejących w sferze publicznej zgodnie z miejscowymi zwyczajami”. Ponieważ preambuła konstytucji sławi tysiącletnie chrześcijańskie dzieje Polski, nie ma wątpliwości, że ich obecność to tradycja.

Na deser: sędziowie tracą gwarancję nieusuwalności, a sądy – niezależności. Za to sędziowie i prokuratorzy będą mogli też zasiadać w parlamencie i należeć do partii politycznej (znika zakaz). Podobnie z rzecznikiem praw obywatelskich, który przestaje być niezależny i traci immunitet i przymiot nieodwoływalności.

Obywatelu, śpij spokojnie. PiS czuwa.

Zobacz także

preambułaKonstytucji

wyborcza.pl

Niemiecki dziennik krytykuje Dudę: Miesza się do walki wyborczej i obiecuje to, na co kraju nie stać

Jacek Lepiarz, PAP, klep, 22.08.2015
„Nowy polski prezydent Andrzej Duda szybko odrzucił płaszcz ponadpartyjności, który jako głowa państwa powinien nosić (na stałe)” – pisze komentator „Sueddeutsche Zeitung” Florian Hassel. Komentarz nosi tytuł „Polski strach”.

Andrzej Duda w Pałacu Prezydenckim

Andrzej Duda w Pałacu Prezydenckim (HANDOUT / REUTERS / REUTERS)

 

„Duda domaga się wątpliwego referendum, miesza się do walki wyborczej i obiecuje milionom Polaków dobrodziejstwa, na które jego kraju nie stać” – podkreśla autor.

Estonia? „Patriotyczno-populistyczny manewr”

Jak zaznacza, naturalną reakcją byłoby w związku z tym potraktowanie jego pierwszej wizyty zagranicznej w Estonii, w rocznicę podpisania Paktu Ribbentrop-Mołotow, jako „patriotyczno-populistycznego manewru” – czytamy w komentarzu. Hassel dodaje, że w podobny sposób chciałoby się też ocenić postulat rozlokowania na stałe wojsk NATO (w Europie Środkowej i Wschodniej), który wysuną zapewne przy tej okazji Duda i prezydent Estonii Toomas Ilves.

Wbrew pozorom obaj politycy nie są jednak w swoich żądaniach osamotnieni – zauważa komentator „SZ”. „Ich argument, że Rosja wypowiedziała porozumienie, które było podstawą rezygnacji z baz NATO w Europe Wschodniej, brzmi bardziej przekonująco, niż stanowisko polityków w Berlinie i innych krajach (UE), którzy pielęgnują mit o pragnącym współpracy Kremlu” – wyjaśnia Hassel.

Nadszedł czas na symboliczny krok

„Proces pokojowy uzgodniony w Mińsku jest martwy” – stwierdza niemiecki komentator podkreślając, że odpowiedzialność za podsycanie wojny na wschodniej Ukrainie spada na Kreml. „Prezydent Putin ani myśli przerwać politykę systematycznego łamania europejskiego ładu pokojowego” – pisze komentator. Jego zdaniem „nadszedł czas, aby przeciwstawić polityce Putina symboliczny krok”, jakim byłoby rozlokowanie w Europie Wschodniej i Południowo-Wschodniej kilku tysięcy żołnierzy.

 

niemieckiDziennikKrytykujeDudę

gazeta.pl

„Pierwszy krok, aby zatrzymać politykę Putina” – niemiecka gazeta ocenia postulaty Andrzeja Dudy

Niemiecki dziennik ocenia politykę Andrzeja Dudy. Postulaty dotyczącej większej liczby żołnierzy NATO na Wschodzie Europy ocenia za "przekonujące".
Niemiecki dziennik ocenia politykę Andrzeja Dudy. Postulaty dotyczącej większej liczby żołnierzy NATO na Wschodzie Europy ocenia za „przekonujące”. Fot. Marcin Kucewicz/Agencja Gazeta

Dziennikarz „Sueddeutsche Zeitung” przekonuje, że stanowisko Andrzeja Dudy dotyczące stałego rozlokowania wojsk NATO w Europie Środkowej i Wschodniej jest słuszne i na pewno bardziej racjonalne niż opinie zachodnich polityków, którzy „pielęgnują mit o pragnącym współpracy Kremlu”. „Proces pokojowy uzgodniony w Mińsku jest martwy” – pisze Florian Hassel i przekonuje, że nadszedł czas, aby postawić się polityce Putina.

Putin nie ma skrupułów i łamie zasady
W swoich przemówieniach dotyczących polityki zagranicznej Andrzej Duda niejednokrotnie zwracał uwagę, że Rosja wypowiedziała porozumienie, które było podstawą rezygnacji z baz NATO w Europe Wschodniej. Zdaniem niemieckiego dziennikarza, takie stanowisko jest „przekonujące”.

– Proces pokojowy uzgodniony w Mińsku jest martwy – dodaje Hassel, który jest pewien, że Władimir Putin nie ma zamiaru przerwać polityki systematycznego łamania europejskiego ładu pokojowego. Rozlokowanie wojsk liczących kilka tysięcy żołnierzy na terenach wschodniej i południowo-wschodniej Europy (o co postuluje Duda) to – w ocenie dziennika – symboliczny krok przeciwko prezydentowi Federacji Rosyjskiej.

FLORIAN HASSEL, „SUEDDEUTSCHE ZEITUNG”

Argument, że Rosja wypowiedziała porozumienie, które było podstawą rezygnacji z baz NATO w Europe Wschodniej, brzmi bardziej przekonująco, niż stanowisko polityków w Berlinie i innych krajach (UE), którzy pielęgnują mit o pragnącym współpracy Kremlu.

Florian Hassel już wcześniej podkreślał, że w kwestiach polityki zagranicznej Andrzej Duda bardziej orientuje się na Wschód, o czym najlepiej świadczy fakt, że w swoją pierwszą zagraniczną podróż jedzie już w niedzielę 23 sierpnia, właśnie do Estonii, a nie np. do Berlina czy Paryża. Prezydent Toomas Hendrik Ilves również wielokrotnie przestrzegał Zachód przed agresywną polityką Rosji i krytykował ich za naiwność wobec samego Putina. Podobnie jak Andrzej Duda, Ilves upomina się o stacjonowania wojsk NATO w Europie wschodniej

Duda zagrożeniem dla jedności NATO?
Dziennik „Sueddeutsche Zeitung” nie pierwszy raz ocenia zapowiedzi nowego polskiego prezydenta. Cytowana opinia Floriana Hassela skrajnie różni się od tej, którą blisko dwa tygodnie temu opublikował inny dziennikarz tej gazety – Daniel Brössler. Zaraz po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy Brössler pisał, że prezydent „rozpoczął urzędowanie deklaracją walki”.

Publicysta przekonywał, że propozycja rozlokowania w Polsce większych sił NATO narusza mozolnie osiągnięty kompromis z Newport, a po drugie – zagraża nie tylko Rosji, ale przede wszystkim jedności samego Sojuszu. Przypomnijmy, że istotą tego porozumienia jest stworzenie tzw. szpicy, w celu szybkiej reakcji na zagrożenie któregoś z państw bałtyckich, ale też rezygnacja z oddziałów na wschodzie Europy.

DANIEL BRÖSSLER, „SUEDDEUTSCHE ZEITUNG”

Andrzej Duda zdaje się nie przyjmować do wiadomości, że ustalenia te brały pod uwagę z jednej strony fakt, iż wschodnioeuropejscy członkowie NATO czują się zagrożeni przez agresywne działania Rosji, z drugiej zaś, że inni członkowie Sojuszu obawiają się nowej spirali zbrojeń.

Szef MON staje w obronie prezydenta
Brössler skrytykował też przekonanie polskiej prawicy, że wystarczą dobre kontakty z Waszyngontonem i dyplomatyczna ofensywa, aby załatwić niemal wszystko. „Naraża to na szwank pragmatyzm, dzięki któremu w trudnych czasach po zimnej wojnie udało się utrzymać oraz jedność NATO – pisał na łamach „Sueddeutsche Zeitung”.

Po krytycznych słowach niemieckiego dziennikarza, w obronie Andrzeja Dudy stanął wówczas wicepremier Tomasz Siemoniak, który przyznał, że opinia ta może mieć związek z planowanym na 2016 rok szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie. „Nie dajmy się rozgrywać niemieckiej gazecie. To taki wstęp do dyskusji przed Warsaw Summit 2016” – zaapelował na Twitterze minister obrony narodowej.

Hassel o referendum: „Zrzucenie płaszcza bezpartyjności”
Bardziej aktualna ocena Floriana Hassela nie skupia się jedynie na działaniach zewnętrznych. Dziennikarz komentuje też politykę wewnętrzną, w której cenzuruje Andrzeja Dudę znacznie bardziej krytycznie. Pisze, że nowy prezydent szybko odrzucił płaszcz ponadpartyjności, który jako głowa państwa powinien stale nosić.

Odnosi się również do najnowszych wydarzeń i propozycji rozpisania referendum w dniu wyborów parlamentarnych, o której informowaliśmy w naTemat. Hassel określa to referendum jako „wątpliwe” i zarzuca prezydentowi, że niepotrzebnie miesza się do politycznej walki. Podobne opinie nieustannie słychać wśród wielu polskich publicystów i polityków. „To najbardziej partyjny prezydent, jakiego mieliśmy – komentował dla naTemat politolog dr Marek Migalski.

Źródła: sueddeutsche.de, tvn24.pl

dudaUtrzeNosaPutinowi

naTemat.pl