Polacy w historii nie osiągnęli niczego większego, lepszego niż „Solidarność”. To nasze wyżyny, rok 1980, to obok dwóch innych dat, najważniejsze lata; 966 – wejście w cywilizację zachodnią, 1410 – zwycięstwo nad największym wówczas wrogiem plemiennym.
„Solidaroność” – to geniusz Lecha Wałęsy, mimo jego braku wykształcenia, to także inne polskie wielkości (a jest ich całkiem sporo), w tym Krystyna Janda, odtwórczyni głównej roli w genialnym „Człowieku z żelaza”.
I to stało się za naszego życia. A PiS? Zmieciem, wymieciem, zaoramy, w katakumby wyślemy. Cokolwiek się stanie, damy radę temu liszajowi, tej tkance zrakowaciałej.
Krystyna Janda udzieliła wywiadu dla portalu Kodyj24.pl, rozmawiała z nią była szefowa Radiowej Trójki Magda Jethon, dzisiaj szefowa tego portalu. Z artystami nikt nie wygrał, bo to impulsy sejsmiczne narodu. Najbardzie wrażliwe odbiorniki.
Oto kilka rodzynków z tej rozmowy.
– Myśli Pani nieraz, po co był ten cały wysiłek solidarnościowy, ten wielki zryw, skoro dziś ludzie, którzy wtedy to robili, nie rozmawiają ze sobą?
– Nie, broń Boże! Ani przez moment tak nie myślę. To było wielkie, wspaniałe doświadczenie. Solidarność to było coś najwspanialszego, co się mogło przydarzyć ludziom – jak mówię jako Danuta Wałęsowa.
– No właśnie, powiedziała Pani w jednym z wywiadów o zagrożeniu przelewem krwi.
– Nie wiem, oby nie, to byłoby nieszczęście, ale czuję, że ta zaogniająca się sytuacja jest bliska zapłonu.
– Bardzo duża część środowiska, tych arystokratów ducha, nie chce się angażować, ponieważ uważają, że nie będą się bili z byle kim.
– Dlaczego dziś władza, z ministrem kultury na czele, nie szanuje wybitnych ludzi kultury, jak Andrzej Wajda, wielkich aktorów, znanych za granicą, jak Janda, Pszoniak, czy Olbrychski i odważa się ich traktować z lekceważeniem i pogardą?
– Wie Pani, kiedyś za komunizmu był na mnie zapis w telewizji. Powiedziano – ta twarz przypomina Polakom niepotrzebne rzeczy, więc może przypominamy, jesteśmy sztandarami czegoś, o czym nowa władza chce zapomnieć albo to pominąć. A dlaczego ta władza nie szanuje tak wielkich postaci, jak na przykład pan prof. Bartoszewski i wielu, wielu innych?
– A czy władza nie widzi niebezpieczeństwa takich zabiegów?
– Widocznie tego chce, skoro to robi i to tak bezwzględnie. Dowiedziałam się niedawno, że do ambasad polskich dotarły listy artystów, których „mają nie obsługiwać”. Nawet nie wiem, co to znaczy.
– Czyli zaproszony artysta nie byłby wtedy polskim artystą, tylko prywatnym artystą?
– Tylko światowym artystą.
– Powiedziała Pani, że jest demokratką. Czy ci, którzy demokratycznie przejęli władzę nie powinni też być demokratami?
– (śmiech) No oczywiście, uważam, że gra fair play obowiązuje… o naiwności!
– I tu jest problem, zgadzamy się na demokratycznie wybraną władzę, ale nie zgadzamy się, żeby ona zachowywała się tak, jak się zachowuje.
– I dlatego protestujemy. Ja też chodzę na marsze KOD-u, bo gdzie mam chodzić? Nigdy nie należałam do żadnej partii, a społeczność KOD-u jest bezpartyjna, i tym samym mówię, że trudno mi się z tym wszystkim pogodzić, że nasz kraj skręca w stronę, która jest dla mnie nie do zaakceptowania. Ale ja mam 63 lata i swoje życie. A życie jest ważne. Wysublimowane życie, w sztuce i harmonii. Życie na wyższym duchowym poziomie. Ktoś mi to zabiera. Ale chce mi się powiedzieć – nie liczcie na mnie, bo ja już swoje zrobiłam.
– Co Pani myśli o marszach KOD-u, czy mają sens?
– Mają, pokazują, co ludzie myślą i jak ich jest dużo. Trzeba manifestować swoje poglądy. Wszystkie manifestacje są ważne: wszelkie wypowiedzi, protesty, oddawanie medali – każda z tych rzeczy jest maleńkim ziarenkiem, które tę mozaikę układa i pokazuje, jaki jest stan aktualny. Protesty i gesty z tej drugiej strony też mają znaczenie, to tworzy świadomość sytuacji.
—