Hairwald

W ciętej ranie obecności

Dudzie grozi nawet pozbawienie praw publicznych

Gang Olsena w akcji.

Wolne wybory możemy sobie wsadzić między bajki.

Ewa Siedlecka („Polityka”) pisze:

Kontrolę nad wyborami przejęła partia rządząca. Tym obywatelom, którzy nie ufają, że przeprowadzi je bezstronnie, pozostaje społeczna kontrola – metodami wypracowanymi już w PRL. I zabezpieczanie kart wyborczych przed fałszerstwem, np. przez wycinanie miejsc na krzyżyki przy nazwiskach osób, na które nie chce się zagłosować. Albo smarowaniu ich stearyną, by nikt nie dostawił krzyżyków.

Senat przyjął zmiany w ordynacji wyborczej z poprawkami PiS. Przywrócono możliwość głosowania korespondencyjnego dla osób niepełnosprawnych – podobno taki warunek podpisania postawił prezydent. I tyle. Reszta poprawek jest po to, by PiS mógł powiedzieć, że „wsłuchał się w głosy krytyki” po „przeprowadzeniu szerokich konsultacji”. Tyle że zmiany, na które się zgodził, są pozorne i co najwyżej wydłużają procedurę, nie przywracając niezależnej kontroli nad wyborami.

Państwowa Komisja Wyborcza nadal sprowadzona jest do roli notariusza. Nadal będzie można fałszować karty wyborcze i manipulować ich odczytywaniem. Nadal w komisjach wyborczych faworyzowane są partie – dostają sześć na dziewięć miejsc. Trzy przypadają komitetom obywatelskim i organizacjom. Nadal wyborami rządzić będą osoby wskazane przez PiS.

(…)

Po pierwsze, nadzór nad przebiegiem wyborów (łącznie z etapem przedwyborczym, czyli rejestracją komitetów wyborczych czy nad podziałem na okręgi wyborcze) powierzono funkcjonariuszom wskazanym przez partię rządzącą. Po drugie, umożliwiono manipulacje głosami przez dopuszczenie mazania na kartach wyborczych (przedtem takie głosy były nieważne). Rozstrzyganie przez komisją wyborczą, na kogo wyborca chciał głosować na tej pomazanej karcie, jest kuriozum na skalę światową.

Po trzecie, skargi na wszelkie nieprawidłowości wyborcze rozstrzygać będą ostatecznie sądy. Tyle że nie ma żadnej gwarancji, że te sprawy będą przydzielane sędziom losowo. Komputerowy system losowania spraw przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości ciągle jest w fazie testów i ujawniły się jego poważne wady. Mało prawdopodobne, by został wdrożony przed wyborami samorządowymi. A nawet jeśli, to minister-prokurator Zbigniew Ziobro do lutego wymieni zapewne większość prezesów i wiceprezesów sądów, a to znaczy, że jego ludzie będą pilnować, by ważne dla partii sprawy trafiły do właściwych sędziów. Dostali do tego odpowiednie narzędzia: np. powierzanie spraw sędziom „dyżurnym”, odbieranie spraw sędziom przez przenoszenie ich – bez zgody – do wydziałów rejestrowych. A także postępowania dyscyplinarne z zawieszeniem na ich czas w wykonywaniu obowiązków.

Tak kierowane sądy będą rozpatrywać protesty wyborcze i decydować o ważności wyborów w poszczególnych okręgach. A na koniec – w razie gdyby owo orzecznictwo nie odpowiadało partii rządzącej – zawsze jest jeszcze Izba Kontroli Nadzwyczajnej, którą niedługo PiS utworzy w Sądzie Najwyższym, wyłącznie ze wskazanych przez siebie sędziów. To ona będzie ostatecznie orzekać o ważności wyborów.

Układ się zamyka.

Małgorzata Sikorski pisze o tym, jak pod władzą PiS Polska straciła wstyd, godność i honor.

W czasie kampanii wyborczej i po wygranych wyborach PiS budował i wciąż konsekwentnie buduje przekaz oparty m.in. na przekonywaniu, że rządząc, skończy z „dominacją pedagogiki wstydu”, przywróci Polakom „poczucie godności”, a Polska „wstanie z kolan”*. Niektórzy komentatorzy uważają tego rodzaju argumenty za jedną z przyczyn wyborczego zwycięstwa z 2015 roku. Jednocześnie od rozpoczęcia rządów PiS nieustannie dostarcza powodów do wstydu (najnowszym przykładem jest uruchomienie przez Komisję Europejską artykułu 7 traktatu o Unii Europejskiej).

(…)

Czy wstyd wzbudzany działaniami partii rządzącej będzie na tyle silną i na tyle powszechnie podzielaną przez Polaków emocją, że przyczyni się do odsunięcia obecnej ekipy od władzy, tak jak „granie wstydem” mogło mieć wpływ na jej zwycięstwo?

Lista 10 dowodów na złamanie przez PiS i Andrzeja Dudę Konstytucji RP. Dlatego właśnie UE, europejscy partnerzy, Amerykański Departament Stanu, Komisja Wenecka, ONZ, Rada Europy, OBWE, polscy prawnicy i uczelnie upominają PiS za łamanie praworządności.

Aleksandra Pawlicka rozmawia z byłą prezes Sądu Okręgowego w Krakowie Beatą Morawiec o grożącym Dudzie Trybunale Stanu.

W rozmowie z „Newsweekiem” Morawiec, sędzia z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem i była członkini KRS, zapowiada wytoczenie Ziobrze procesu o ochronę dóbr osobistych. Opowiada też o mechanizmach, jakimi posługuje się władza, by blokować nieposłusznych sędziów: poprzez blokowanie zatrudnienia czy niszczenie autorytetu. I choć rozmowa odbyła się jeszcze przed podpisaniem przez prezydenta ustaw o sądownictwie (Andrzej Duda zrobił to w środę 20 grudnia, a oficjalny komunikat opublikowano w czwartek), to sędzia Morawiec doskonale punktowała nieścisłości prezydenckich projektów.

Newsweek: Co jest najgroźniejszego w ustawach o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa?

Beata Morawiec: W ustawie o Sądzie Najwyższym szalenie niebezpieczny jest pomysł stworzenia izby dyscyplinarnej, w której powołani zapewne w politycznym trybie sędziowie oraz ławnicy będą decydować o losie niewygodnych sędziów. To jest narzędzie mające umożliwić politykom eliminowanie z zawodu wartościowych, doświadczonych i niepozwalających przetrącić sobie kręgosłupa jednostek. Cel jest oczywisty – wyroki mają zapadać według oczekiwań rządzących. To jest czarny scenariusz, ale naiwnością czy wręcz nieodpowiedzialnością obywatelską byłoby zakładanie dziś innego wariantu.

Sędziowie mają się bać?

– Nasi rodzice i dziadkowie dobrze pamiętają sprawowanie władzy poprzez strach. Z tego doświadczenia powinna wynikać dla nas nauka, że zastąpienie trójpodziału władzy monowładzą nie prowadzi do niczego dobrego. W obronie niezależności sędziów nie chodzi przecież o obronę posad, ale prawa obywatela do sprawiedliwego rozpoznania jego sprawy w odpowiednim czasie. Każdy wyrok ma wpływ na życie sądzonej osoby i nie może być wydawany w sytuacji politycznego nacisku. Jeśli sędziowie mają się bać, to obywatel będzie musiał bać się dwa razy bardziej.

Co w niej panią najbardziej niepokoi?

– Osiem lat byłam członkiem KRS, także gdy rządziło PiS w latach 2005-2007. Znam tę instytucję od podszewki i doskonale wiem, że rozwiązania proponowane przez obóz rządzący i przez prezydenta służą wyłącznie upolitycznieniu KRS. A to będzie oznaczać, że Krajowa Rada zmieni się w atrapę, tak jak stało się to wcześniej z Trybunałem Konstytucyjnym. Ta władza już dawno przestała się liczyć z konstytucją.

Opozycja, z wyjątkiem PO, zapowiada, że nie wystawi swoich kandydatów do KRS. Nie chcą być kwiatkiem do kożucha, ale może nie należy odpuszczać, bo nieobecni głosu nie mają?

– Mniejsze zło nie jest lekarstwem. W sytuacji, gdy trzeba wybrać między tym, co praworządne, i tym, co niepraworządne, nie ma miejsca na odcienie szarości. Trzeba podejmować decyzje w sposób jednoznaczny i nie bać się ponoszenia konsekwencji.

Jeśli prezydent podpisze ustawy sądowe łamiące konstytucję, z jakimi konsekwencjami powinien się liczyć?

– Można go postawić przed Trybunałem Stanu.

Co to dla niego oznacza?

– Jeżeli skutecznie zostanie postawiony przez Zgromadzenie Narodowe przed Trybunałem Stanu, oznacza to możliwość pozbawienia praw publicznych wymienionych w konstytucji i jeśli stanie się to w trakcie ewentualnej drugiej kadencji, może zostać złożony z urzędu. Poza tym zgodnie z utartą formułą odpowiada przed Bogiem i historią.

Za łamanie konstytucji grozi trybunał stanu. Polskę z Unii Europejskiej można wypchnąć bezkarnie, ale biorąc pod uwagę dzieje XX wieku, marginalizacja naszego kraju w Europie to więcej niż polityczna głupota – to po prostu zdrada. Zdrada polskiej historii.

Stała się rzecz bez precedensu – po raz pierwszy w historii UE Komisja Europejska sięgnęła po artykuł 7 Traktatu o Unii Europejskiej, który otwiera drogę do ukarania sankcjami państw członkowskich nieprzestrzegających unijnych wartości. Według Komisji te wartości naruszył rząd PiS.

Oczywiście rząd PiS będzie zapewne próbował przekonać partnerów do swych racji. Z kolei Rada może próbować skłonić Warszawę do wycofania się z części zapisów, ale nie liczyłbym zbytnio na rozsądek i chęć do kompromisu ze strony PiS. Kaczyński jest święcie przekonany, że w sukurs przyjdzie mu sojusznik Viktor Orban, ukręcając łeb procesowi przy pomocy weta.

Dziś nie wiemy czym skończy się ten najpoważniejszy dotąd kryzys na linii Warszawa-Bruksela. W najbardziej optymistycznym scenariuszu dojdzie do jakiegoś zgniłego kompromisu (na co wciąż liczy Bruksela). W najgorszym, za sprawą rządów „dobrej zmiany” Polska może tymczasowo stracić prawo do głosu w Unii Europejskiej. Doprowadzając do takiej sytuacji PiS wpisał się do czarnej księgi naszych dziejów. Mam nadzieję, że Polacy wystawią za to rachunek Jarosławowi Kaczyńskiemu. I że wcześniej niż później zapłaci za to przynajmniej przy wyborczej urnie.

Media amerykańskie nie pozostawiają suchej nitki na rządzie PiS.

„New York Times” wychodzi w swoim tekście od podpisania w środę przez prezydenta Andrzeja Dudę ustaw o Krajowej Radzie Sadownictwa i Sądzie Najwyższym, które „według krytyków w sposób fundamentalny podkopują rządy prawa w kraju, który zaledwie trzy dekady wcześniej uwolnił się spod jarzma Związku Sowieckiego, żeby przyjąć demokrację”.

Nowe przepisy skutecznie sprawiają, że polskie sądy znajdą się pod kontrolą rządzącej prawicowej partii Prawo i Sprawiedliwość. Podpisując je, prezydent Andrzej Duda postąpił wbrew formalnemu ostrzeżeniu wydanemu zaledwie kilka godzin wcześniej przez Unię Europejską, która nazwała ustawodawstwo „poważnym naruszeniem” podstawowych wartości, takich jak praworządność – czytamy w nowojorskiej gazecie.

Polska, kiedyś uważana za symbol pomyślnej integracji krajów byłego bloku wschodniego z Zachodem, jest obecnie postrzegana jako zwiastun o wiele mroczniejszego trendu – zwrotu ku prawicowemu populizmowi i odejściu od wartości, takich jak pluralizm i szacunek dla różnicy zdań” – ocenia „NYT”.

I zwraca uwagę, że na kontynencie europejskim powstał „rozłam między krajami Zachodu, takimi jak Francja i Niemcy, gdzie establishment polityczny skupił się wokół podstawowych wartości demokratycznych, a krajami na Wschodzie, takimi jak Polska i Węgry, gdzie populistycznym przywódcom udało odwołać się do starych wartości takich jak naród, wiara i rodzina”.

„NYT” przytacza opinię Charlesa A. Kupchana, doradcy ds. europejskich w administracji poprzedniego prezydenta USA Baracka Obamy, który uważa, że nowe polskie ustawy dotyczące reformy wymiaru sprawiedliwości „są kolejną oznaką rosnącej fali antyliberalizmu, który rozprzestrzenił się w Europie Środkowej”. Dodał, że zmiany są „niezgodne z demokratycznymi normami i wartościami”.

Gazeta podkreśla, że remont kapitalny wymiaru sprawiedliwości „stanowi kolejny ból głowy dla Unii Europejskiej”. Jej przywódcy zmagają się już z brytyjskimi planami wyjścia z UE, separatystycznym ruchem w Hiszpanii i sporem w sprawie sposobu rozwiązania problemu przybywania migrantów do Europy. A wszystko to dzieje się na tle niepewności politycznej w Niemczech, będących najbardziej wpływowym członkiem UE – zauważa „NYT”.

I podkreśla, że „od upadku komunizmu w 1989 roku Polska była postrzegana jako kraj, który odniósł sukces wśród państw byłego bloku wschodniego, ale obecnie uważa się, że postęp ten jest zagrożony”.

Waldemar Mystkowski pisze o Rydzyku.

Ojciec dyrektor przymierza się do sprowadzenia budzącej wielkie kontrowersje rzeźby „Rzeź Wołyńska”.

Ojciec Tadeusz Rydzyk kroczy drogą wielkich mecenasów sztuki, jaką jego klasa polityczna wydała. Papież Juliusz II zamówił u Michała Anioła malunek na sklepieniu Kaplicy Sykstyńskiej i powstało arcydzieło, które cieszy oczy i dusze wiernych, niewiernych, a nawet ateistów.

Choć zaraz po pontyfikacie Juliusza II wykluła się w łonie Kościoła katolickiego reformacja, a Marcin Luter oparł swoje tezy na obnażeniu symonii (przekupstwie) kleru, to jednak katolicy tego nie chcą pamiętać, lecz dzieło Michała Anioła owszem. Jeżeli nie wiedzą, dzięki komu kardynałowie wpatrują się w sklepienie podczas konklawe, aby Najwyższy zesłał im natchnienie do właściwego wyboru następcy Piotra, to znają poszczególne sceny fresku, jak choćby ten, gdy stworzony przez Boga Adam wymyka mu się z rąk i staje wolnym człowiekiem.

(…)

Jaka więc dziesięcina, tacy Michałowie Aniołowie, takie arcydzieła sykstyńskie. Nie są zamawiane, a są po prostu sprowadzane, bo ktoś ich nie chce, bo budzą kontrowersje. Ojciec dyrektor przymierza się do sprowadzenia rzeźby „Rzeź Wołyńska”, która miałaby stanąć w jego „Parku Pamięci Narodowej”.

Michał Anioł nazywa się Andrzej Pityński i został już opłacony przez Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Tadeusz Rydzyk więc byłby mecenasem za friko, czyli inni zapłacili, on bierze. Rzeźba to istny mega monument. Ma kształt 14-metrowego orła z wyciętym krzyżem, „w którym znajduje się nabite na trójząb dziecko” – opisują na portalu Onet. W monument wkomponowana jest także rodzina w płomieniach – ojciec, matka i trójka dzieci.

Nawet prawicowy publicysta ze „strefy wolnego słowa” Wojciech Mucha oburza się na „arcydzieło”, pisze: – „Nekropornograficzny pomnik Ofiar ludobójstwa wołyńskiego to obraza dla Ofiar, pamięci i estetyki. To dowód na to, że część polskiej prawicy jest upośledzona intelektualnie i nieodwracalnie zaczadzona”.

Ależ ta recenzja nie odbiega zanadto od emocji mecenasa Rydzyka na żołdzie, pardon: na dziesięcinie płaconej przez władze PiS. Wszak jego ulubionym słowem określającym inaczej myślących jest: lewactwo. Monument nienawiści do narodu ukraińskiego wpisywałby się w emploi ojca duchowego PiS, guru Mateusza Morawieckiego, który u niego sformułował swój cel polityczny: rechrystianizacja Europy.

Dla niego słowo „zbawiciela z Nowogrodzkiej” cenniejsze od Ojczyzny, ważniejsze od przysięgi na Konstytucję i na Boga. Trybunał Stanu? Najpierw trzeba być mężem stanu. Śmietnik historii to za mało.

Single Post Navigation

Dodaj komentarz