Hairwald

W ciętej ranie obecności

Dojna zmiana PiS zamierza doić jeszcze bardziej

Tomasz Lis, politycy i inni wykpili słowa Mateusza Morawieckiego na temat nagród dla rządu.

Andrzej Karmińksi na koduj24.pl pisze:

Nietrafione decyzje tysięcy przypadkowych ludzi, osadzonych w miejsce dotychczasowych fachowców, kosztują nas każdego dnia grube miliony.

Fala oburzenia przetoczyła się przez Polskę na wieść o kilkudziesięciotysięcznych premiach, które premier Szydło rozdała swoim ministrom. A kiedy okazało się, że pani premier również sama sobie przydzieliła premię (zaprzeczając tym samym opiniom o swojej niesamodzielności), to od morza do Tatr rozległ się przeciągły jęk grozy. Pewnie się narażę, ale moim zdaniem reakcja Polaków jest przesadna. Po pierwsze premiowanie partaczy nie musi dowodzić ich pazerności, bo podobno część tych pieniędzy ominęła ministerialne portfele, trafiając na fundusz wyborczy PiS, a po drugie – jakoś nie słyszałem aż takiego zgiełku, kiedy naprawdę poważne sumy, wielokrotności premii dla wszystkich ministrów, trafiały do jednego tylko faceta, zamieszkałego w Toruniu.

Owszem, potrafię zrozumieć oburzenie społeczeństwa na bizantyjskie obyczaje panujące w Ministerstwie Obrony Narodowej. Przyznaję: 15 milionów, które na drobne wydatki przepuścili rozmaici Misiewicze, wyposażeni przez poczciwego ministra w karty kredytowe, to wyczyn nie lada. Ale z drugiej strony cóż to za kwota w porównaniu z rzeczywistymi efektami rządów Macierewicza? Rozwalić armię dużego europejskiego kraju za drobne kilkanaście milionów, to rekord, który zapisze się w historii na zawsze…

W każdym ministerstwie i w każdej instytucji – do niedawna zawiadywanej przez państwo, a od niedawna przez partię Kaczyńskiego – znaleźć można przykłady dowodzące, że stosunek ekipy „dobrej zmiany” do pieniądza nie jest przesadnie nabożny. Wynika to stąd, że funkcjonariusze PiS uwierzyli we własne propagandowe hasła głoszone w kampanii wyborczej. Uwierzyli, że rozmaite „damy radę” czy „nie dajmy sobie wmówić, że nas nie stać” nie są tylko księżycową agitacją. Dlatego dziś nie pozwolą sobie wmówić szacunku dla państwowej kasy. Dali sobie wmówić natomiast, że wygrane wybory uprawniają do traktowania państwa jak swoją własność. Podobnie jak zawłaszczyli trzecią i czwartą władzę, gospodarkę, a także niemal wszystkie demokratyczne instytucje, tak i państwowy budżet stał się własnością PiS. Uwierzyli w regułę, że zwycięzca bierze wszystko*. A oni mają to do siebie, że w co uwierzą, to od razu praktykują.

Nietrafione decyzje tysięcy przypadkowych ludzi, osadzonych na wysokich stołkach w miejsce dotychczasowych fachowców, kosztują nas każdego dnia grube miliony. Kolejne miliony pochłaniają ideologiczne fanaberie spiskowej polityki historycznej. Pracowite mnożenie zewnętrznych wrogów, wciskanie Unii tego samego kitu, co krajowym wyznawcom, oraz ambicjonalne gierki i godnościowe kontredanse z pewnością będą nas kosztować miliardy z nowego unijnego rozdania.

Rozkosznie naiwnie brzmi komentarz omnipotentnego prokuratora Piotrowicza, który zapewnia, że nawet jeśli Unia uderzy nas po kieszeni, to nic wielkiego się nie stanie, bo na uszczelnieniu VAT zarobimy tyle samo, ile dostajemy z Unii. Premier Morawiecki w licznych wystąpieniach publicznych robi takie miny, jakby się w pełni zgadzał z opinią swego kolegi, wywodzącego się z formacji prześladowców jego ojca. Czy naprawdę nikt na szczytach totalnej władzy nie zdaje sobie sprawy, że kolejny cykliczny kryzys gospodarki, że byle wahnięcie światowej koniunktury, może postawić Polskę przed groźbą bankructwa?

W czasach PRL-u popularny był żart o rabinie, którego spytano, gdzie najbezpieczniej przechowywać pieniądze. – „Oczywiście, że w banku!” – poradził rabin i wyjaśnił: – „No bo, jak bank zbankrutuje, to państwo polskie poręczy, a jak Polska zbankrutuje, to Związek Radziecki poręczy, a jak ZSRR zbankrutuje, to nie ma takich pieniędzy, żeby ich było szkoda na taką piękną okoliczność…”. Niestety – obawiam się, że za Polskę Kaczyńskiego nie poręczy nawet Orban. Wszystkich już obraziliśmy, a prezes Węgier nie podłoży się Unii w obronie jakiegoś Kaczyńskiego.

Prawdziwe koszty rządów partii o żartobliwej nazwie Prawo i Sprawiedliwość poznamy zapewne dopiero po ich klęsce, gdy większość społeczeństwa uzna, że cena biletu na pokazy fajerwerków nieziszczalnych obietnic i na spektakle nienawiści do wydumanych wrogów jest mocno wygórowana. Moim zdaniem budżetowa dziura nie będzie wtedy pierwszoplanową pozycją na liście strat. O wiele ważniejsze będą zrujnowane relacje społeczne.

Z komuny wyszliśmy podatni na populizm, okaleczeni ideologiczną urawniłowką, obarczeni roszczeniowym oglądem świata, skłonnością do koniunkturalizmu i patologicznym brakiem szacunku dla społecznej własności. Jednak w odzyskaną wolność weszliśmy wtedy z poczuciem siły, połączeni ideą integracji z cywilizowaną Europą. Jacy będziemy po nieuchronnej klęsce PiS? Już dziś wrogie plemiona stawiają na egoizm i egocentryzm, ludzie izolują się od spraw publicznych, skupiając na sprawach dziejących się w najbliższym sąsiedztwie. Już teraz dajemy się nabierać na rozmaite mitologie i legendy podawane do wierzenia ciemnemu ludowi. Nacjonalizm myli się z patriotyzmem, a miejsce bohaterów z AK zajmują wyklęci z NSZ. Nie robi już większego wrażenia wypowiedź Tomasza Terlikowskiego, który pisze, że co prawda nie pochwala zabijania niewinnych ludzi przez żołnierzy wyklętych, ale przecież sowieci i milicjanci zamordowali o wiele więcej dzieci i patriotów oraz zgwałcili o wiele więcej kobiet.

Z coraz większym trudem przychodzi mi żyć w kraju, gdzie premier składa kwiaty na grobach bandytów i gdzie każą mi szanować tych, którzy zamordowali mniej współobywateli niż inni i trochę rzadziej gwałcili…

Andrzej Karmiński

* Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś w wywiadzie, że lubi utwory zespołu ABBA. Jeśli nie pomylił go z discopolowym ansamblem BABA, to można założyć, że najbardziej podoba mu się pierwszy singel z siódmego albumu ABBY „The Winner Takes It All”, czyli „Zwycięzca bierze wszystko”. Ponieważ jednak znajomość angielskiego przez prezesa polega na tym, że słyszał o tym języku wiele dobrego, to pewnie nie wie, że ta piosenka opowiada o rozstaniu. Też ją lubię, a nawet liczę na nią.

Początek roku to kolejne przelewy publicznych środków do T.Rydzyka. MSZ przekaże 336 000 zł na dofinansowanie „Współpracy w dziedzinie dyplomacji publicznej 2018″ dla WSKMiS oraz dla Fundacji Lux Veritatis. Jak obstawiacie kiedy przekroczą 100 mln?

Single Post Navigation

Dodaj komentarz