Hairwald

W ciętej ranie obecności

Lech i Jarosław Ka są warci zła, które wyrządzili krajowi

Trzy cytaty z posła PiS-u Stanisława Pięty 😂😂😂 © Saramonowicz – FB

Wczoraj wybuchła historia romansu posła PiS, Stanisława Pięty z młodą kobietą, której obiecał, że porzuci dla niej żonę, a następnie zapadł się pod ziemię. W rozmowie z Fakt24 tłumaczy się niczym 7-latek, który stoi umorusany czekoladą i zapewnia, że jej nie zjadł. – Jak człowiek prosi drugiego człowieka o pomoc, to przecież nie zostawię jej w nocy na dworcu – odpowiedział na pytanie o wspólne noce, spędzone w Nowym Domu Poselskim. Sam przyznał, że rozmawiał z kobietą o posadzie w państwowej spółce, choć zapewnia, że nie był to PKN Orlen.

FAKT: Czy pan zna panią Joannę?

Stanisław Pięta, poseł PiS: Znam.

Pracował pan z nią?

Spotkaliśmy się w zeszłym roku… Dlaczego pan pyta?

Czy pan prosił ją o pomoc w pracach przy komisji Amber Gold? O ustalenie czegoś?

Rozmawialiśmy, ale to wszystko, co mogę powiedzieć.

Czy państwa relacje kiedykolwiek przekroczyły relacje służbowe?

Znałem ją, ale w kwestiach służbowo-organizacyjno-politycznych.

Czy kiedykolwiek obiecywał jej pan, że zostawi dla niej żonę i założy z nią nową rodzinę?

To jest jakaś bujda.

Czyli nie utrzymywaliście takich relacji, które mogłyby pani Joannie dać podstawy do przekonania, że ma pan wobec niej takie plany?

Nic takiego nie miało miejsca. Rozmawialiśmy o sprawach prywatnych, ale nie w takim kontekście.

Czy kiedykolwiek nocował pan z nią w Nowym Domu Poselskim?

(długa cisza) Mogła być kiedyś zaproszona przeze mnie, ale na pewno nie można było tego ująć w ten sposób.

Zaproszona w jakim charakterze? Współpracowniczki?

No tak. Mieliśmy do omówienia pewne rzeczy. To było chyba przy okazji jakiejś manifestacji.

25 maja o godzinie 3.30 w nocy?

Nie potrafię powiedzieć dokładnie. Być może było tak, że jej autobus przyjechał późno na dworzec. Dokładnie nie pamiętam.

Pytam się, bo w ciągu kilku tygodni takie sytuacje zdarzały się kilkakrotnie. Rozumiem, że spotkania ze współpracownikami w nocy w Nowym Domu Poselskim należą mimo wszystko w środowisku posłów do rzadkości, więc powinien pan pamiętać, że do takiej niezwyczajnej sytuacji mogło dojść. I to nieraz.

Jak człowiek prosi drugiego człowieka o pomoc, to przecież nie zostawię jej w nocy na dworcu.

Czyli to ona prosiła pana o pomoc?

Bywały sytuacje, w których prosiła mnie o pomoc, bym pozwolił jej zaczekać do rana lub znalazł tani nocleg. Nie widzę w tym nic szczególnego.

I podtrzymuje pan, że pani Joanna nie miała żadnych podstaw, by sądzić, że pan ma wobec niej plany założenia rodziny i posiadania z nią potomstwa?

Jest to dla mnie zdumiewające. Nie wiem, jak to skomentować.

Czy pan kiedykolwiek proponował albo sugerował jej, że pomoże załatwić pracę w spółce Skarbu Państwa?

Rozmawialiśmy o tym, że nie ma pracy, ale niczego nie obiecywałem poza po prostu możliwością przejścia procedury, którą musi przejść każdy pracownik ubiegający się o pracę.

Czyli pan ją informował, że można dostać pracę w PKN Orlen, złożyć tam papiery i przejść rekrutację?

Chodziło o inną spółkę. Ale nie wykraczało to poza normalną procedurę, którą musi przejść każdy człowiek szukający pracy.

I rozumiem, że nigdy nie pisał jej pan, że lepiej zrobić to teraz, bo „kiedy będzie już pańską narzeczoną czy żoną, to wtedy Prezes na to krzywo patrzy”?

Ja absolutnie sobie takiego tekstu nie przypominam! To jest jakieś urojenie.

Czy jest prawdopodobne, że w ciągu ostatniego półtora roku w posiadanie pańskiego komputera, telefonu czy tabletu weszła osoba do tego nieuprawniona i za pana wysyłała liczne wiadomości?

Mogę sobie taką sytuację wyobrazić.

Pytam, bo może pana dotknęło włamanie na konto i ktoś za pana prowadził korespondencję, o której pan nie ma pojęcia?

Nigdy mi się nic takiego nie zdarzyło. Wie pan, człowiek czasem zostawi laptop czy telefon, ale to są raczej miejsca na terenie Sejmu, więc… wykluczam taką możliwość. Być może zostawiłem gdzieś otwarty profil Twittera na stacjonarnym komputerze, ale też nie jestem sobie w stanie przypomnieć takiej sytuacji.

Uściślam, bo pan zaprzecza słowom, które są zapisane, a pana zdaniem nigdy nie padły, więc może doszło do włamania na pańskie konto. Zdaje pan sobie sprawę, że pańskie tłumaczenia są na poziomie 7-latka, który stoi umorusany czekoladą i zapewnia, że jej nie zjadł.

To jest kwestia nadinterpretacji. W żaden sposób tych relacji, które mieliśmy, nie można w ten sposób określać. To była znajomość o charakterze przyjacielskim – jak sądziłem. (…) Ale próba uszycia jakiejś historii na podstawie tych kontaktów to jest po prostu dla mnie szokujące.

I nie ma pan sobie nic do zarzucenia?

Być może przesadziłem z troską i dobrocią.

Od dłuższego już czasu Polska żyje kolanem Jarosława Kaczyńskiego. Informacje na temat jego zdrowia są tak ogólnikowe, tak skąpe, że trudno się dziwić, iż naród spekuluje. Zastanawia się, czy rzeczywiście tak niewielkie schorzenie mogło wykluczyć prezesa PiS na dość długi już czas z polityki.

Politycy prawicy mówią jednym głosem, że „Prezes Kaczyński leczy schorzenie kolana. Wszystkie pozostałe plotki są całkowicie wyssane z palca” (Jarosław Gowin) czy „Jarosławowi Kaczyńskiemu nic poważnego nie dolega. Wkrótce wróci do pracy” (Adam Bielan). Również wczorajszy przekaz PiS był bardzo uspokajający. „Kaczyński ma się świetnie. Kolanko go boli, ale niech się naród nie martwi. Partią kierować można i bez jednej nogi. Prezes odbywa spotkania, rozmawia przez telefon, rehabilituje się, za chwilkę, wciąż odkładaną, wróci do normalnej pracy” czyli spokojnie, bez nerwów, prezes jest, będzie i czuwa nad wszystkim.

Kiedy jednak przypomnimy sobie to szaleństwo po wypadku byłej już premier, Beaty Szydło, jej zdjęcia ze szpitala, na wózku, z Jarosławem Kaczyńskim, w otoczeniu lekarzy to dziwne wydaje się, że teraz najważniejszej osoby w państwie nie pokazuje się w mediach, nie wrzuca fotek. Szef partii rządzącej ma oczywiście prawo do prywatności, jednak jego elektorat musi być pewnym, że wciąż stoi na czele, że nadal jest przywódcą.

Brak dokładniejszych informacji w mediach o stanie zdrowia Kaczyńskiego, szczególnie zero materiałów z pobytu w szpitalu w telewizji publicznej, co przecież znacznie ociepliłoby wizerunek prezesa, zastanawia i pozwala sądzić, że jesteśmy okłamywani. Jeśli tak jest, to została złamana umowa społeczna, która wręcz nakazuje nie ukrywanie informacji i pokazanie, że Jarosław Kaczyński wciąż jest na czele, ma pełną kontrolę nad swoimi politykami i nic tego nie zmienia.

Szanując prawo Jarosława Kaczyńskiego do zajęcia się sobą w zaciszu szpitalnej sali, powinniśmy jednak wiedzieć coś więcej. Tym bardziej, że coraz częściej czytamy o rozpoczętej już w PiS walce o stanowisko lidera, a to budzi mnóstwo wątpliwości co do przekazów kolegów partyjnych szefa. Podobnie jak przedłużający się pobyt w szpitalu. W normalnych warunkach, gdy pacjentem jest jakiś tam „Kowalski”, już dawno byłby w domu, ale nie w tym przypadku, więc…co się właściwie dzieje?

„Na wsparcie dla niepełnosprawnych rząd apostoła Morawieckiego nie znalazł pieniędzy. Na instytucję, która będzie wspierała organizacje przychylne partii PiS oraz kierowane przez jej klakierów, rząd przeznaczy 400 milionów. Że też się nie udławią z tej pazerności” – skomentował jeden z internautów najnowszy pomysł rządu PiS. Do Sejmu trafił właśnie projekt, zwiększający prawie dziesięciokrotnie budżet pisowskiego Narodowego Instytutu Wolności na lata 2017-2026. – „Tyle w temacie „braku środków na spełnienie postulatów opiekunów osób niepełnosprawnych” oraz „szukania oszczędności” – to kolejny komentarz.

Ustawa z 15 września 2017 r., na podstawie której PiS powołał NIW, zakładała, że instytut w latach 2017-2026 na realizację swoich zadań otrzyma z budżetu maksymalnie 65,66 mln zł. Teraz ta kwota ma zostać zwiększona i wynieść 387,38 mln zł.

Przeciw powołaniu tego Instytutu protestowało wiele organizacji pozarządowych. Według Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka ustawa o NIW to odwrót od idei wspierania rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i systemowe zagrożenie dla niezależnego funkcjonowania organizacji pozarządowych. Rzecznik Praw Obywatelskich pisał, że nie ma wystarczających gwarancji, że nowa instytucja będzie odporna na wpływy polityczne.

Dyrektorem Instytutu jest Wojciech Kaczmarczyk. Wcześniej był pełnomocnik rządu PiS do spraw społeczeństwa obywatelskiego i równości. „Zasłynął” m.in. stwierdzeniem, że hotelarze nie powinni być pociągani do odpowiedzialności za odmowę obsługi osób czarnoskórych. Jego zdaniem. zagwarantowanie równego dostępu do wszystkich usług mogłoby zmuszać niektórych przedsiębiorców do zachowań niezgodnych z ich sumieniem. Jako przykład wskazał również właściciela hotelu, który odmawia wynajęcia pokoju homoseksualnej parze.

Poseł PO Krzysztof Brejza zapytał minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbietę Rafalską o wysokość nagród wypłaconych w 2016 i 2017 Krzysztofowi Michałkiewiczowi, pełnomocnikowi rządu ds. osób niepełnosprawnych. Dostał odpowiedź, która właściwie odpowiedzią nie jest. – „Nie wiadomo, ile tzw. „nagród” dostał Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. „Przedmiotowe pytanie jest bezprzedmiotowe”. To kolejna blokada odpowiedzi nt. „drugich pensji” w rządzie PBSz i PMM – dlatego skieruję skargę do WSA. Ujawnimy kwoty” – napisał na Twitterze poseł PO Krzysztof Brejza.

O istnieniu Krzysztofa Michałkiewicza większość z nas dowiedziała się przy okazji protestu osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie. Był tak „skuteczny”, że protestujący nie chcieli z nim rozmawiać i domagali się jego dymisji.

Z oświadczenia majątkowego za 2017 rok wynika, że Michałkiewicz zarobił w ubiegłym roku 224,1 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć 30 tys. zł diety parlamentarnej. Pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych ma też oszczędności sięgające 65 tys. zł, w tym 50 tys. w lokatach.

Internauci komentują „odpowiedź” udzieloną przez Rafalską. – „Oczywiście, że jest to pytanie bezprzedmiotowe, ponieważ Pełnomocnik Rządu ds. Niepełnosprawnych co miesiąc dostaje nagrodę w postaci pensji, bo tak naprawdę żadnej pracy nie wykonuje”; – „Z tej furii nawet pomijają już zwroty grzecznościowe, jak „szanowny Panie Pośle”, czy „z poważaniem”. Widać, jak Rafalskiej słoma z butów całymi snopkami wychodzi i pianę toczy. Zobaczymy, jak zareaguje na wyrok sądu – a tu nie mam wątpliwości, że sąd nakaże ujawnienie danych”; – „P. Michałkiewicz przez lata swojej kariery pilnował stołka, a o niepełnosprawnych jak sam mówi „myślał”. Kolejny hipokryta”.

Waldemar Mystkowski pisze o braciach Kaczyńskich.

Czy Lech Kaczyński był lepszym z braci, jak twierdzi Eliza Michalik, dziennikarka Superstacji? Michalik pisze te słowa w kontekście „mordu sądowego” na Tomaszu Komendzie, który odsiedział w wiezieniu 18 lat za zbrodnię, której dokonał ktoś inny.

Do posadzenia Komendy walnie się przyczynił Lech Kaczyński, który jako minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka miał jedyny program polityczny – zaostrzyć prawo i bezwzględnie – wbrew procedurom – sadzać kogo popadnie. Padło na Komendę.

Nie był to program naprawy prawa bądź egzekwowania praworządności. Był to program polityczny, który wydobył PiS z niebytu politycznego. Komenda to niejako kozioł ofiarny mitu założycielskiego PiS.

Idąc dalej – czy Lech K. jest lepszy od groźnego dzisiaj Jarosława K.? Wszak to ta sama moneta, jeden jest reszką, a drugi orłem. Zło ma dwie twarze, nie ma w moralności mniejszego zła i większego, choć w polityce używa się takiego argumentu.

Gdyby nie Lech, nie mielibyśmy Jarosława – i tak należy postawić zależność wśród braci K. A potem ci katastrofalni politycy spowodowali, iż Lech odpowiada za katastrofę smoleńską. Choć zdaję sobie sprawę, że trudno osądzać nieżyjącego wg procedur prawa.

Ale może zastosujmy staropolską regułę, że Polak mądry po szkodzie, po katastrofie… I zadajmy sobie pytanie: Ku jakiej katastrofie zmierzamy pod władzą PiS, której dysponentem jest Jarosław K.?

Na ławie oskarżonych historii może być posadzony Lech Kaczyński i Jarosław Kaczyński. Wyrok, jaki wyda historia, nie będzie dla żadnego z nich uniewinniający. W tej przyszłej polskiej Norymberdze Lech Kaczyński może dostać dożywocie zapomnienia, a Jarosław czapę.

Ale czy na tej podstawie można twierdzić, że Lech jest lepszy z braci? Obydwaj psim swędem dostali się do polityki i takim psim swędem potraktuje ich historia jako zło tej samej monety, o tej samej wartości, zło o dwóch bliźniaczych twarzach.

gazeta

Zdarza się czasem sondaż ciekawszy niż jego wyniki; interesujący jest bowiem sam fakt, że jakieś pytanie pojawiło się w tzw. przestrzeni publicznej. To przypadek badania IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, w którym ankietowani zmierzyli się z kwestią sukcesji w PiS. Dla porządku przytoczę wyniki. Dla ogółu respondentów najlepszym następcą tronu byłby Mateusz Morawiecki (14 proc.), za premierem znaleźli się Joachim Brudziński i Beata Szydło (po 9 proc.). Ponad 5 proc. wskazań uzyskali jeszcze Andrzej Duda i Zbigniew Ziobro. 43 proc. ankietowanych uciekło w odpowiedź „trudno powiedzieć”.

Jak widzą sukcesję wyborcy PiS?

Pytanie wyborców PO i innych partii opozycyjnych, a także osób niegłosujących na następcę Kaczyńskiego jest umiarkowanie sensowne, nieco bardziej miarodajne są odpowiedzi zwolenników PiS. W tym przypadku wciąż wygrywa Morawiecki (23 proc.), a na drugie miejsce awansuje była premier Szydło (16 proc.). Trzeci jest aktualny prezydent (9 proc.), który minimalnie wyprzedza Brudzińskiego (8 proc.). Odsetek niezdecydowanych spada zaś do 22 proc.

Co wynika z tych wyników? Na pierwszy rzut oka niewiele poza tym, że znacząca część badanych – podobnie jak politycy PiS – nie wyobraża sobie życia bez przywództwa Kaczyńskiego na prawicy. Postawieni przed takim pytaniem wskazują instynktownie na osoby, które pełnią lub pełniły kluczowe funkcje z namaszczenia obecnego prezesa; nie towarzyszy temu raczej głębsza refleksja nad tym, jaki byłby PiS i cała prawica bez „Naczelnika”.

Czy PiS przetrwa bez Kaczyńskiego?

Z każdym tygodniem hospitalizacji Kaczyńskiego problem PiS będzie jednak coraz bardziej widoczny; w tym sensie sondaż „Rzeczpospolitej”, wcześniejsze teksty POLITYKI czy „Newsweeka” o polityce bez prezesa stają się istotniejsze dla kondycji partii rządzącej. Deklaracje polityków PiS (jak esemes Brudzińskiego do autora tego komentarza: „Zapewniam, że JK nie wybiera się na żadną emeryturę, a wszystkie delfiny czy inne podstarzałe wilczki jeszcze będą musiały sobie długo poczekać”) nie padłyby, gdyby Kaczyński po staremu zarządzał krajem z Nowogrodzkiej, a nie ze szpitalnego łóżka między jednym a drugim zabiegiem.

Jest truizmem konstatacja, że PiS bez Kaczyńskiego miałby kłopot nie tylko z walką o reelekcję, ale wręcz z przetrwaniem w obecnej postaci; jeden z kluczowych polityków tej partii powiedział nawet, że partia „rozeszłaby się jak stare gacie”.

Oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że doniesienia o stanie zdrowia Kaczyńskiego w najbliższych miesiącach będą miały coraz większe polityczne znaczenie, a sondaż „Rzeczpospolitej” jest tego nieśmiałym zwiastunem.

gazeta

Single Post Navigation

Dodaj komentarz