Hairwald

W ciętej ranie obecności

Kościół katolicki to dzisiaj czarny charakter. „Kler” obnaża diabelskie zamiary tej instytucji

Trwa krucjata medialna ks. Isakowicza-Zaleskiego, który w „Klerze” Wojciecha Smarzowskiego widzi nieobiektywną i spaloną próbę podjęcia tematu pedofilii w polskim Kościele. W wywiadzie dla „Do Rzeczy” stwierdził, że film ma „na celu pokazanie tylko czarnego obrazu Kościoła, jako instytucji, która powinna zostać wyrugowania z przestrzeni publicznej”. Isakowicz uważa, że Smarzowski, stosując symbolikę przewrotnie nawiązującą do ostatniej wieczerzy, nie przybliży Kościoła do rozwiązania problemu, a obrazi wielu wiernych.

„Kler” nadciąga. Obywatelu, idź na ten film!

Zdjęcia powstawały w Czechach

Jednak ks. Isakiewicz-Zaleski tego filmu nie mógł jeszcze zobaczyć, bo – jak wyjaśnił Smarzowski na festiwalu w Gdyni – nie było żadnych specjalnych pokazów dla polskich duchownych. A reżyser konsultował się na etapie pisania scenariusza, realizacji zdjęć i montażu z innymi księżmi, w tym z byłymi, a także z osobami świeckimi znającymi polski Kościół od środka. Film powstawał zupełnie niezależnie od tej instytucji, bez porozumienia z przedstawianą w nim kurią krakowską, bez zgody na filmowanie w polskich kościołach. Zespół, choć rozważał adaptację zdesakralizowanych obiektów, zdecydował się na mniej kosztowne rozwiązania i zdjęcia wewnątrz kościołów realizował w końcu w Czechach.

„Kler” wybitny, ale nie kontrowersyjny

„Kler” jest filmem wybitnym i mocnym. Smarzowski w symbolicznej i uzasadnionej w przekazie filmu scenie retrospektywnej wiąże przykładowo postać księdza pedofila z jednym z kapłanów „Solidarności”. Ale nie jest filmem kontrowersyjnym – nie mówi też nic nowego, wszak wszystkie przedstawione przez Smarzowskiego problemy polskiego Kościoła są znane i wszyscy zdają sobie sprawę z ich skali.

Oglądanie tych patologicznych zachowań wewnątrz obiektów sakralnych szokuje. Bo zwykle słyszy się o nich z ust ofiar w filmach dokumentalnych, czyta w książkach reportażystów i prasie przy okazji wizyty papieża Franciszka w Irlandii albo publikacji raportu o skali problemu wśród księży w Pensylwanii. Reżyser przeplata zresztą w „Klerze” fikcyjne wydarzenia autentycznymi opowieściami ofiar, które odgrywają aktorzy. Pedofilię księży pokazuje również jako złożone zjawisko, bo jego bohaterowie sami byli molestowani jako małe dzieci. Znaczenie ma dla Smarzowskiego przede wszystkim brak odpowiedzialności i konsekwencji. Dlatego jego film będzie takim polskim, poważnym wkładem w tę przetaczającą się po świecie krytykę tuszowania przestępstw.

Gdynia. Czy czeka nas najciekawszy festiwal filmowy od lat?

Smarzowski zrobił mądry film

Reżyser operuje także innymi współczesnymi kodami – nawiązaniami choćby do przestępstw siostry Bernadetty czy ks. Międlara, a historie te ułożone są w bardzo inteligentny i spójny sposób. Nagle sobie uświadamiamy – i jest to nieprzyjemne – że te kody czyta się bez problemu, automatycznie, ale że nadal nie niosą one konkretnych konsekwencji. Bohaterowie tego filmu, wszyscy w sutannach, są wielowymiarowi, nie są jednoznacznie źli czy dobrzy, reprezentują wiele różnych problemów Kościoła i jego wiernych – to ludzie z problemem alkoholowym, z kochankami i wewnętrznym obowiązkiem naciskania na władzę centralną. Ich zachowania mogą być też małostkowe, zabawne, często mocno abstrakcyjne. Zostają uwzględnieni nawet ci, którzy w tak zepsutej instytucji próbują działać uczciwie (Robert Więckiewicz mówił o nich w Gdyni, że są „obdarzeni łaską”, i mają w związku z tym trudno). Smarzowski zrealizował film, który jest pogłębiony, sprawiedliwy, konkretny, który ma w sobie i mądrość, i empatię.

>>>

Deklaracja z 2008 r. o strategicznym partnerstwie Polski i USA mówi o stworzeniu amerykańskiego garnizonu na terenie Polski. Nowa, podpisana przez Andrzeja Dudę, jedynie o „rozważeniu wariantów wzmocnienia militarnej roli Stanów Zjednoczonych w Polsce”.

Deklarację o strategicznym partnerstwie Polski i USA podpisali w 2008 r. Condoleezza Rice, sekretarz stanu w administracji prezydenta George’a W. Busha, i szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Prezydent Andrzej Duda w czasie wtorkowej konferencji prasowej nie wymienił autorów porozumienia sprzed dziesięciu lat.

Argumentował za to, że dokument, który podpisał z prezydentem Donaldem Trumpem, podniósł strategiczne relacje polsko-amerykańskie na wyższy poziom. Gdyby jednak porównać obie deklaracje, można by odnieść wrażenie, że oba kraje w relacjach uczyniły krok wstecz.

PORÓWNAJ DEKLARACJE Z 2008 i 2018 R.:

Utworzenie bazy „Fort Trump” to odległa przyszłość – przekonują eksperci, w tym szef obrony narodowej USA oraz gen. Waldemar Skrzypczak. Nazwę „Fort Trump” zaproponował Andrzej Duda w trakcie wizyty w USA. Prezydent w ten sposób próbował namówić Donalda Trumpa do stałej obecności wojsk amerykańskich w Polsce.

Podczas wtorkowego spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą w Białym Domu prezydent USA Donald Trump podkreślił, że Amerykanie rozważają temat stałych baz w Polsce.

Amerykański przywódca nie powiedział jednak, czy ostatecznie zgodzi się na taki pomysł. Donald Trump eksponował aspekt finansowy przedsięwzięcia. – Pan prezydent Duda zaoferował nam ponad 2 miliardy dolarów więc przyglądamy się tej propozycji – zarówno od strony militarnej jak i kosztów – podkreślił.

Andrzej Duda przekonywał Donalda Trumpa do stałej obecności w Polsce wojsk amerykańskich, dodając żartobliwie, że baza mogłaby nosić nazwę „Fort Trump”. Polski prezydent zaznaczył, że wojskowa obecność oznacza także odstraszanie.

– Jestem przekonany, że jeśli będziemy silnie militarnie obecni w tej części Europy, gdzie występuje niebezpieczeństwo, to nigdy do wojny nie dojdzie – mówił w Białym Domu prezydent Duda.

Eksperci o „Fort Trump”

Tymczasem agencja AFP poprosiła o komentarz resort obrony narodowej USA, w tym sekretarza Jima Mattisa. Według niego jest „bezmiar szczegółów”, które muszą zostać omówione z Polakami, zanim zapadnie jakakolwiek decyzja.

Podobnego zdania jest także wiceszef Mark Esper, którego cytuje AFP. Polityk w styczniu złożył wizytę w Polsce i uznał wówczas, że nie ma wystarczającej przestrzeni do ćwiczeń dla amerykańskich żołnierzy. – Potrzeba dużo miejsca, na przykład do trenowania ostrzału artyleryjskiego – stwierdził. Dodał, że nie byłoby warunków do zapewnienia pełnej gotowości.

Esper wskazał również, że mogłyby występować problemy z transportem sprzętu, m.in. z powodu infrastruktury.

Z kolei były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak w rozmowie z „Super Expressem” wskazał, że decyzja o stałej bazie Amerykanów w Polsce „długo nie zapadnie”.

– Ta decyzja będzie bowiem zależała od relacji prezydenta USA z Putinem. Nie wygląda na to, żeby te relacje miały ulec dramatycznemu pogorszeniu. Trumpowi zależy na odprężeniu z Rosją, a taka baza byłaby kością niezgody między Waszyngtonem a Moskwą – tłumaczył Skrzypczak.

Pan Prezydent nie ma szczęścia do swojego wizerunku. Co rusz zalicza wpadki, albo najzwyczajniej w świecie ma pecha. Jeszcze nie zapomniano mu przerobienia Nowej Zelandii na Irlandię, a tu kolejna wpadka…

Otóż w mediach społecznościowych roi się od komentarzy dotyczących wizyty Andrzeja Dudy w wne zdjęć z tego wydarzenia podzielił się na Stanach Zjednoczonych. Niestety prezydent USA Donald Trump z licznych zapewne zdjęć, dokumentujących spotkanie obu głów państw, na swoim Twitterze podzielił się takim, na którym prezydent Duda stoi przygięty, a prezydent USA siedzi. Ot, zdjęcie, ale w Internetach szum.

Co ciekawe, wcale nie tylko w polskim. Jak pisze portal Crowdmedia, w mediach amerykańskich wielu komentatorów głośno debatuje, czy gospodarz Białego Domu upokorzył swojego gościa celowo i z premedytacją, czy to po prostu kolejny przejaw jego kontrowersyjnego stylu bycia. Dziennik Washington Post zastanawia się nawet, jak to możliwe, że Donald Trump, który ze strony Polski może przecież liczyć na ogromną sympatię, najwyraźniej postanowił ewidentnie obrazić polskiego prezydenta.

Administracja Andrzeja Dudy przekonuje tymczasem, że wszystko jest w porządku, a dyskusja nad feralnym zdjęciem to nastawiona na umniejszanie sukcesu wizyty akcja opozycji. „Podpisanie deklaracji odbyło się w pełnym partnerstwie między dwoma prezydentami. To jest sekwencyjna sytuacja. Pan też może wstawać sprzed stołu i ja powiem, że pan przede mną się kłania” – odpowiadał minister Szczerski na pytania Mariusza Piekarskiego z RMF. Podkreślił też, że samo zdjęcie nie odzwierciedla przebiegu samego aktu podpisywania deklaracji.

Tyle, że prezydent chyba nie podziela tej opinii. Trudno bowiem zrozumiec jego nerwowe reakcje. Oto – być może w celu rozładowania emocji i zmiany tematu gorącej dyskusji na Twitterze postanowił zamieścić zdjęcie swojej żony i Melanii Trump, dodając żartobliwie, że towarzyszył im słynny amerykański prezydent Ronald Reagan.

Tyle tylko, że w pośpiechu przy tej okazji zaliczył kolejną wpadkę, którą skrzętnie wytknęli mu internauci. Tym razem ortograficzną. W ten sposób narodził się kolejny pretekst, zeby ironizowac na temat poczynań prezydenckich. To z kolei wyprowadziło głowę państwa z równowagi. Dowód? Wpis anonimowej sympatyczki, która stanęła w jego obronie, prezydent ochoczo zamieścił na swoim profilu. Dosadny, dodajmy i raczej niestosowny.

Waldemar Mystkowski pisze o zabiegach Morawieckiego, jak orżnąć Komisję Europejską.

Władza PiS polega na udawaniu, a Morawiecki to pierwszy symulant po prezesie.

Przybycie Mateusza Morawieckiego do gabinetu I Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf ma kilka pięter znaczeń, inaczej: kilka den. Premier potwierdził, że mimo uchwał sejmowych, pohukiwań rządu i ministrów prezydenckich prof. Gersdorf jest I Prezes SN, a cała ta reforma sądownictwa nie trzyma się kupy.

Czyn Morawieckiego ponadto potwierdził, że rząd PiS przegrywa z Konstytucją, wg której prof. Gersdorf sprawuje kadencję do 2020 roku, to ona trzyma się litery i ducha prawa ustrojowego. Jest to przykład dla innych sędziów, prawników i społeczeństwa obywatelskiego, że przestrzeganie prawa i opór przynosi pozytywne skutki w starciu z bezprawiem PiS. Służbom państwa podporządkowanym PiS będzie teraz zdecydowanie trudniej usunąć siłą I Prezes.

Do półgodzinnej rozmowy w cztery oczy doszło z inicjatywy Morawieckiego. Rozmowa była tajna, ale jedna sugestia prof. Gersdorf sporo mówi, o czym rozmawiano. Na pytanie Justyny Dobrosz-Oracz, czy wizyta może być grą premiera, który chce powiedzieć Komisji Europejskiej, że toczy się dialog w sprawie SN, Gersdorf odpowiedziała: – „Tak. Może tak być”.

W ciągu pół godziny oprócz perswazji, zaklinań i szantażu, można dużo powiedzieć. I Prezes na razie treść rozmowy zachowała dla siebie: – „To nasza słodka tajemnica”, ale uznała, że warto podkreślić: – „Spotkanie niczego nie zmienia. Podtrzymałam moje stanowisko”.

Do spotkania doszło w kontekście decyzji Komisji Europejskiej, która dzisiaj miała skierować skargę w sprawie Sądu Najwyższego do Trybunału Sprawiedliwości UE, ale została wstrzymana. Dziennikarka Polsatu Dorota Bawołek pisze o kontrolowanych przeciekach z Komisji Europejskiej: – „Komisarze chcą dać szansę na ewentualne ostatnie rozmowy Morawieckiego z Junckerem na marginesie szczytu UE w Salzburgu i nie psuć atmosfery przed spotkaniem przywódców…”.

Szczyt w Salzburgu odbywa się w środę i w czwartek. Nietrudno zgadnąć, iż do decyzji KE nie doszło, bo Morawiecki kanałami dyplomatycznymi („iskrówką”) zasymulował rozmowy w sprawie Sądu Najwyższego z I Prezes prof. Gersdorf. Dlatego Morawiecki zjawił się na półgodzinną rozmowę.

Piszę, iż Morawiecki „zasymulował”. Bo tak jest! PiS nauczył się tej gry pozorów, kłamstw, manipulacji, gry na czas. Używają tej metody na rynku krajowym i zagranicznym. Przecież już w kwietniu miało dojść do ogłoszenia przez szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera i Jarosława Kaczyńskiego rozwiązania sporu o praworządność, szukano już nawet miejsca ogłoszenia tego sukcesu. Szybko okazało się, że strona polska gra na czas, a uzgodnienia podczas rozmów to tylko symulowanie.

I teraz też tak jest! Politykom PiS nie chodzi o żaden kompromis, załatwienie sprawy, ale tworzenie narzędzi, które utrzymają ich przy władzy. I to jest podstawowe dno rządów PiS: władza. Żadne reformy, żadne rządzenie dla powodzenia rodaków i rozwoju kraju, tylko symulacja rządzenia. Władza PiS polega na udawaniu, a Morawiecki to pierwszy symulant po prezesie.

Single Post Navigation

1 thoughts on “Kościół katolicki to dzisiaj czarny charakter. „Kler” obnaża diabelskie zamiary tej instytucji

  1. Reblogged this on Earl drzewołaz i skomentował(a):
    Ale dziecinada! Mają sukces! Zaszczytem było postać przy biurku (min. Czaputowicz) i teraz ten marker. Nie dali jeszcze świecidełek?

Dodaj komentarz