Hairwald

W ciętej ranie obecności

Czy kler z automatu jest pedofilski?

Podczas konwencji wojewódzkiej prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił m.in. o sędziach, którzy jego zdaniem nie stanęli na wysokości zadania, wydając wyroki dotyczące zwrotu ziemi osobom pochodzenia niemieckiego wyjeżdżającym z Polski w czasach PRL-u.

Konwencja PiS w Olsztynie została zorganizowana w Parku Naukowo-Technologicznym, który miasto wybudowało kilka lat temu dzięki wsparciu Unii Europejskiej. W sobotę przyjechali tu m.in. Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki.

Prezes PiS odniósł się m.in. do przeszłości regionu po 1945 roku, zaznaczając, że 73 lata temu zaczęły się „nowe dzieje tej ziemi” – Te dzieje powinny być przez nas opisane – mówił Kaczyński i podkreślał konieczność budowy „wspólnoty opartej na historii i przeszłości”.

Kaczyński mówi o „ojkofobii”

Trudne losy rdzennej ludności, w tym Warmiaków i Mazurów, którzy niemal całkowicie wyemigrowali po wojnie do Niemiec, mają swój ciąg dalszy dzisiaj. Chodzi o „późnych przesiedleńców”, którzy w latach 70. oraz 80. wyjeżdżali i byli zmuszeni przez władze PRL-u do pozostawieni tutaj swojej własności. Części z nich lub ich spadkobiercom udało się w ostatnich latach odzyskać utracone gospodarstwa i grunty.

„Brak słów. Łzy rozpaczy cisną się do oczu. Gniew wzbiera, hierarcha tego formatu opowiada takie rzeczy” – napisał z żalem ks. Stanisław Walczak, komentując wypowiedź arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, który stwierdził, że chrześcijanie są „najlepszymi obywatelami”.

Hierarcha zastanawiając się nad tym co to znaczy być wolnym oznajmił: „Nie ma żadnej wolności wewnętrznej innej, która by była prawdziwie sprzeczna z chrześcijańską wolnością. Kto jest wolny jako chrześcijanin i nie poddaje się tym dążeniom przyziemnym tego świata, ten jest automatycznie najlepszym obywatelem Rzeczpospolitej.”

Nawiasem mówiąc nieco wcześniej ten sam Gądecki mówił, że należy wychowywać krytyczny rozum, czyli taki, który potrafi oceniać rzeczywistość i odpowiednio reagować na zewnętrzne sytuacje.

Ksiądz Stanisław Walczak, który skomentował Słowa Gądeckiego to emerytowany duszpasterz, który przez kilkanaście lat przebywał na misji w Zambii, a później w Niemczech.

Duchowny, nie pierwszy raz odniósł się do bieżącej sytuacji w kraju. W ubiegłym roku napisał list otwarty do prezydenta Dudy, po tym, jak ten powiedział o „dzieciach i wnukach zdrajców Rzeczypospolitej”. Gdy zaś Jarosław Kaczyński zarzucił Donaldowi Tuskowi „łamanie elementarnych zasad UE”, duchowny oznajmił, że prezes PiS „łże w żywe oczy”.

Większość ofiar, które były dziećmi, wszystko wypierają. Wstyd, poczucie winy. Potrzebują impulsu, żeby obudzić pamięć. Moją uruchomiła samobójcza śmierć. Ksiądz się utopił, był pedofilem, dużo ofiar. Przeczytałem o tym w prasie i wspomnienia wróciły: przecież on mnie molestował. Z prof. Stanisławem Obirkiem rozmawia Artur Nowak

ARTUR NOWAK: „Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie”. Skąd się wzięło to porzekadło?

STANISŁAW OBIREK: Wystarczy poczytać pamiętniki Wincentego Witosa, w których opisywał rzeczywistość końca XIX wieku i międzywojnia. Ten ludowy polityk pochodził z Tarnowa – z miejsca, które do dzisiaj jest uważane za zagłębie kapłaństwa. Mówi się, że Tarnów eksportuje księży nawet za granicę. Ubogi region, rolniczy, ale zagłębie powołań.

Witos zauważył, że chłopi, którzy zostali księżmi, bardzo szybko odcinali się od swojej grupy. Byli świadomi awansu, skoku ekonomicznego i chcieli zaczerpnąć jak najwięcej dla siebie i całej rodziny.

To samo mówi się o księżach w Afryce. Dla nich wejście w kapłaństwo to awans społeczny. No a u nas większość księży wciąż pochodzi ze wsi.

Ksiądz ciągle na coś zbiera, ma swój cennik, po kolędzie trzeba go godnie przyjąć i dać dużo w kopertę. Prawda czy gęba?

– Żądza pieniądza, władzy i seksu – te żywioły napędzają bohaterów „Kleru”. Może w sposób przerysowany, ale Smarzowski uchwycił ten aspekt, który jest społecznie – również wśród wierzących praktykujących – najbardziej dostrzegalny. Przy czym wcale nie chodzi o to, że księża pobierają opłaty za usługi, ale o to, że te opłaty są niewspółmierne do włożonej przez nich pracy.

I że nie mają wrażliwości wobec ubogich. Często konflikty między wspólnotą parafialną a klerem dotyczą spraw materialnych. Na przykład ksiądz bezlitośnie wymaga haraczu na budowę dużego kościoła, zupełnie niepotrzebnego dla małej wsi, albo opłaty za pogrzeby bierze z sufitu, nie biorąc pod uwagę, że parafianin musi się zadłużyć, żeby pochować bliską osobę.

A skąd się biorą ten narcyzm, buta? Księdza nie można skrytykować. Też z korzeni?

– Jak już mówiliśmy, księża to często osoby, które w pierwszym pokoleniu osiągnęły awans społeczny w rodzinie, ukończyły studia. Jednocześnie to wykształcenie jest dość ograniczone, zawężone do teologii, i to pojmowanej po katolicku. Taki człowiek nie ma szerszych horyzontów, ogłady inteligenckiej, nie jest oczytany i pyszałkowatością, pewnością siebie przykrywa kompleksy.

– Prawie nikt jeszcze tego filmu nie widział, a wyrok już zapadł. To bardzo symptomatyczne dla Polski. Film Smarzowskiego nie jest wyłącznie opowieścią o stanie duchownym, ale w ogóle filmem o Polsce. O tym, że ten kler jest taki, jak nasze społeczeństwo – tłumaczy Janusz Gajos.

Kiedy na festiwalu w Gdyni pokazywane są „Kler” Wojciecha Smarzowskiego i „Kamerdyner” Filipa Bajona, dwa filmy z Januszem Gajosem w roli głównej, aktor – zamiast udzielać w Polsce wywiadów – spaceruje po Manhattanie. W dzień fotografuje, wieczorami gra „Garderobianego” dla nowojorskiej Polonii. Stara się nie zaglądać do polskiego internetu.

– Jak „Kler”, bo całości jeszcze nie widziałem? – pyta.

Przez telefon czytam mu, co się o nim pisze w Polsce: „Wstydź się panie Gajos!”; „to jest ścierwo nie film”; „Gajos się zeszmacił”.

– Prawie nikt jeszcze tego filmu nie widział, a wyrok już zapadł. To bardzo symptomatyczne dla Polski – mówi. – Film Smarzowskiego nie jest wyłącznie opowieścią o stanie duchownym, ale w ogóle filmem o Polsce. O tym, że ten kler jest taki, jak nasze społeczeństwo.

Kiedy dzwoni się do niego, to telefon odbiera żona. Każdy wielki aktor ma swój wewnętrzny świat i takie różne „płoty”, za którymi się chroni.

– Podziwiam go, ma prawie 80 lat, a nadal nie wybiera się na aktorską emeryturę. W takim wieku podjął się jednej ze swoich najtrudniejszych ról – mówi reżyser Janusz Zaorski, z którym tego samego dnia rozmawiam.

Do bp. Pieronka nie dzwonił

– Zostałem wychowany w wierze katolickiej. Mama była osobą głęboko wierzącą. Ojciec często miał odmienne zdanie na temat Kościoła, nie zawsze pochlebne. Wyrosłem w takich kleszczach i to mi pewnie zostało do tej pory – Janusz Gajos wspomina swoje związki z Kościołem.

Deklaruje się jednak jako osoba wierząca, uczestniczył w Watykanie w spotkaniu z Janem Pawłem II. Czy dzwonił po radę do swego przyjaciela, biskupa Tadeusza Pieronka?

Były ksiądz, konsultant filmu „Kler”: Polski Kościół to niereformowalna korporacja

– To poszłoby za daleko, gdybym pytał go, czy mogę zagrać w filmie – śmieje się Gajos. – Po prostu wykonuję swój zawód. Przeczytałem scenariusz, uznałem, że jest ważny i trzeba w nim wziąć udział. Nie podważałem wizji Kościoła, jaką przedstawił Smarzowski – sam ją podzielam.

Janusz Zaorski: – Nie podoba mu się to, co dzieje się w Polsce. Ale aktor jest od grania i jeżeli chciał zająć jakieś stanowisko, to zdecydował się przyjąć tę rolę. Zresztą zagrać purpurata to dla aktora świetne wyzwanie. Jasne, że to rola bardzo ryzykowna w dzisiejszych czasach.

Janusz Gajos bardzo uważnie dobiera słowa: – To, że Polak został papieżem, dało Kościołowi w Polsce olbrzymi wiatr w żagle, który sprawił, że w najgorszych latach PRL był oazą wolności. Ale po 1989 r. apetyt na panowanie nad polskimi duszami jeszcze wzrósł, Kościół na pełnych żaglach dalej pędził z przekonaniem, że wszyscy muszą zejść mu z kursu. A jeśli się ma za dobry wiatr w żagle, to człowiek zaczyna się upajać tym i wymagać od innych, żeby schodzili z kursu.

„Zmarnowana szansa”. Znany ksiądz – miłośnik kina obejrzał „Kler”

Egzamin w mundurze

Do szkoły teatralnej zdał za czwartym razem, na egzamin przyjechał w mundurze, bo już od roku służył w wojsku. Potem pierwsza duża rola też w mundurze. Okazała się jego wielkim sukcesem i jeszcze większym przekleństwem. Historia załogi czołgu Rudy i psa Szarika biła rekordy popularności, na niemal każdym podwórku dzieci bawiły się w pancernych. Marian Opania, serialowy kapral Zadra, wspomina, że kręcenie serialu to była przygoda: – Zebrało się doborowe towarzystwo: Pyrkosz, Turek, Michnikowski, Czechowicz… Czasami trudno było utrzymać powagę. Kiedyś kręciliśmy scenę pogrzebu Staszka, czyli Romana Kłosowskiego. Stoimy nad solidnym grobem, a Gołas rzuca: nie za długa ta mogiłka? Gajos i my wszyscy nie mogliśmy się uspokoić, bo Kłosowski nie grzeszył wzrostem. Reżyser nie mógł nas uciszyć, scena poszła do kosza.

Serialowi aktorzy przez lata jeździli z występami po Polsce.

– Szczęściarz. Zdobył sławę, rozpoznawalność i jako młody chłopak z tego korzystał. Kochały go miliony. Proszę tylko nie pisać, że był wtedy nieszczęśliwy, bo ktoś widział w nim Janka Kosa – mówi aktor Olgierd Łukaszewicz. – Aktorzy mu zazdrościli. A potem zawziętością i pracą zbudował swoją pozycję w środowisku.

– Byłem traktowany przez ludzi jako sympatyczny i miły blondyn. Nic więcej. Musiałem sam kombinować, żeby z roku na rok, z roli na rolę udowadniać, że jestem coś wart – opowiada Gajos.

– Publiczność go kochała, ale reżyserzy omijali – wspomina lata 70. reżyserka Olga Lipińska. – Był aktorem z łatką, zaszufladkowany jako Janek Kos.

JACEK BRACIAK

Małomówny, zwykle osobny. W ten sposób kumuluje siłę, żeby na scenie lub na planie móc być kulą energii, skupić na sobie uwagę.

Janusz Zaorski poznał Gajosa w 1973 r. w Moskwie, na festiwalu filmowym. – Był wtedy bogiem, kobiety na ulicach rzucały się na niego, żeby zedrzeć choć kawałek garderoby. Ale w otoczeniu aktorów był milczący i zamknięty. Na jakimś bankiecie koledzy się puszyli, błyszczeli, a on siedział cichutko. Jak oni już się wyprztykali, to Janusz opowiedział jeden dowcip, który zrobił z niego króla wieczoru. Po prostu świetnie siebie wyreżyserował.

Single Post Navigation

Dodaj komentarz