Hairwald

W ciętej ranie obecności

Pomnik Lecha Kaczyński doczeka się potraktowania jak Felek Dzierżyński

Przypadająca już za cztery dni setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku może się zakończyć nie tylko wizerunkową klęską władzy, która przez trzy lata swoich rządów nie potrafiła przygotować tych obchodów tak, jak na to zasługują, ale i symboliczną kapitulacją państwa w starciu ze środowiskami narodowymi, w tym z ich radykalnymi odłamami. Zamiast wspólnego świętowania zanosi się na kompromitujące sceny manifestacji “białej siły” oraz prawdopodobnie konfrontacji jej zwolenników ze środowiskami lewicowymi i antyfaszystowskimi. Wszystko to w trakcie trwania największego od dekad protestu służb mundurowych oraz będącej kolejnym etapem protestu epidemii “psiej grypy” (tak o masowym przechodzeniu na zwolnienia chorobowe mówią policjanci), co skutkuje wielkimi brakami kadrowymi w garnizonach policji w całym kraju.

Kto będzie pilnował porządku w największych miastach, gdzie z pewnością dojdzie do konfrontacji zwaśnionych środowisk dziś trudno powiedzieć. Szczególnie dramatycznie może być we Wrocławiu, gdzie ustępujący prezydent Rafał Dutkiewicz wydał zakaz organizacji Narodowego Marszu Niepodległości, doprowadzając lokalnych radykałów i antysemitów do szewskiej pasji. Ci planów nie zmieniają i zamierzają maszerować niezależnie od decyzji magistratu i sądu, z pewnością napotkają na swojej drodze także kontrmanifestacje. Rok temu ordynarną bitwę pomiędzy kolegami Międlara i Rybaka a Martą Lempart i koleżankami powstrzymali policjanci, których w tym roku może zabraknąć.

Aby zachęcić jak największą liczbę funkcjonariuszy do pojawienia się w pracy w nadchodzącą niedzielę, szef Komendy Głównej Policji, Jarosław Szymczyk ogłosił na odprawie z komendantami wojewódzkimi propozycję, by jako nagrodę motywacyjną dać takim policjantom dodatkowe 1000 zł brutto dodatku. Jak dowiedzieli się reporterzy RMF FM, mowa jest o wynagrodzeniu policjantom cięższej pracy, w sytuacji gdy duża część ich kolegów jest na zwolnieniach. Tu nie ma mowy o jakimś przekupstwie, a chodzi o docenienie funkcjonariuszy, którym zwiększyła się liczba obowiązków. Związkowcy są oczywiście oburzeni i mówią o politycznej korupcji.

“To rozpaczliwa próba ściągnięcia funkcjonariuszy do zabezpieczenia Marszu Niepodległości w Warszawie” – tak szef NSZZ Policjantów Rafał Jankowski komentuje zapowiedź komendy głównej wypłat dodatków w wysokości 1000 złotych za służbę 11 listopada. To jest załatanie dziury. W szeregach Policji mówi się, że komendant kupuje ludzi na służbę – dodaje.

Rozpaczliwa próba zapewnienia obsady kadrowej garnizonów na bardzo ważne wydarzenie, które wymaga zabezpieczenia dużymi nakładami sił w ludziach nie dziwi. Metody są jednak kontrowersyjne, tym bardziej że w wymiarze ogólnokrajowym stawiają władzę w fatalnym świetle. Jak się bowiem czuć mają pracownicy sfery budżetowej, którzy od wielu już miesięcy protestują przeciwko niskim pensjom i ciągle słyszą, że budżet z gumy nie jest i ich żądania, choć uzasadnione to wciąż pozostają poza zasięgiem rządzących. Tymczasem, wczorajsza propozycja inspektora Szymczyka pokazuje, że pieniądze są, tylko trzeba je z władzy wycisnąć, stosując najmocniejsze argumenty.

To, że premier Morawiecki nie weźmie udziału w Marszu Niepodległości, organizowanym 11 listopada przez narodowców, nikogo nie dziwi. Jednak wyjaśnienie przyczyn tej decyzji, bardzo zaskakuje.

Morawiecki wraz z prezydentem Dudą zapraszali wszystkich Polaków na ten marsz, który miał być wspólny, miał łączyć i pokazać, że tego właśnie dnia warto postawić na zgodę narodową. Rząd jednak zmienił swoje stanowisko, bo nie mógł dogadać się z organizatorami. Jak twierdzi premier, „środowiska organizujące ten marsz nie zgodziły się, by powiewały na nim wyłącznie biało-czerwone flagi, żeby nie było żadnych transparentów. W związku z taką postawą zrezygnowaliśmy z udziału w tej manifestacji”.

Bardzo ciekawie brzmią słowa Morawieckiego, gdy wyjaśnia, że „wiemy bowiem, co się działo rok temu – znalazła się grupka osób: przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu, która zepsuła całą uroczystość, cały marsz. Nie chcemy uczestniczyć w imprezie, na której mogą znaleźć się również prowokatorzy, a organizatorzy Marszu Niepodległości nie są w stanie zapewnić spokojnego przebiegu manifestacji, nie są w stanie zagwarantować, że nie dojdzie do żadnych prowokacji”.

Prowokatorzy, czyli…kto?  Kogo ma na myśli premier, mówiąc o prowokatorach? Kiedy zajrzymy na stronę Marszu Niepodległości na Facebooku, to możemy dowiedzieć się, kim są ci „prowokatorzy”: „Mam teorię, niekoniecznie słuszną że za zaproszeniami tych organizacji ( chodzi ponoć o przyjazd na marsz banderowców – przypomnienie autora) stoi w rzeczywistości KOD i inne lewackie ruchy. Zapraszają je po to aby mieć argument iż jest to marsz faszystów”, „Wzbiera fala wiadomości o grupach, które tylko i wyłącznie pojawiać się mogą w celu sprowokowania zamieszek” czy też „Jak dorwę prowokatora-antifiarza to nie będę patrzył na kamery tylko za fraki biorę łachudrę, wrzucam do kosza i kulturalnie czekam na śmieciarkę aż zabiorą syfa”.

Nie potrafię zrozumieć, że to właśnie ci „prowokatorzy” odebrali panu premierowi chęć uczestnictwa w Marszu Niepodległości. Nie pełne nienawiści hasła, nie „Biała Europa”, „Polska dla Polaków”, race i agresja, ale ci bliżej nie określeni „prowokatorzy”. Ktoś tu ma ogromny problem z oceną sytuacji i postaw, całkowicie niezgodnych z obowiązującym oraz ponadczasowym systemem wartości.

Pomnik stoi, będzie co burzyć, dojdzie do pierdut jak z Dzierżyńskim.

https://twitter.com/KenLewak/status/1060059103203131393

Słynne spieprzaj dziadu.

Polska pod rządami PiS zmienia się w zacofanego, niedouczonego, chamskiego i agresywnego prostaka. Choćbym miał paść na twarz, nie zostawię jej w takim stanie.

Depresja plemnika

Komisja Europejska nadal rozpatruje skargę, którą kilkanaście miesięcy temu złożył niedoszły student Wyższej Szkoły Komunikacji Społecznej i Medialnej w Toruniu. Twierdzi, że uczelnia nie powinna była domagać się od niego zaświadczenia od proboszcza.

Działacz SLD i radny miejski w Chełmży Marek Jopp dwa lata temu dostał się na podyplomowe studia na kierunku „Polityka ochrony środowiska” na Wyższej Szkole Komunikacji Społecznej i Medialnej w Toruniu, został jednak skreślony z listy z powodu niedostarczenia opinii od proboszcza.

Odwołania i sprawy sądowe nie przyniosły rezultatu. Kilka miesięcy temu Jopp zadeklarował, że będzie szukał pomocy w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.

Gdy uczelnia zarządzana przez o. Tadeusza Rydzyka domagała się w ubiegłym roku podobnego dokumentu przy rekrutacji na inny kierunek dofinansowywany przez unijny Program Operacyjny Wiedza Edukacja Rozwój (POWER), Jopp wysłał skargę do Komisji Europejskiej. – Nie może być tak, że przyjęcie na dotowane z publicznych pieniędzy studia uzależnia się od wiary – podkreślał w rozmowie…

View original post 1 546 słów więcej

Single Post Navigation

Dodaj komentarz