Hairwald

W ciętej ranie obecności

Pisowcy wracają do kartofli. Prezes kazał

Dziennikarz „Rzeczpospolitej” Jacek Nizinkiewicz i inni o słowach Jarosława Kaczyńskiego odczytanych w czasie odsłonięcia pomnika Lecha Kaczyńskiego w Szczecinie.

Nie ma już chyba choćby jednego spotkania polityków PiS z mieszkańcami poszczególnych miejscowości, na których nie wybuchałyby awantury. Co ciekawe, awantury wywołują najczęściej zwolennicy PiS-u, którzy wyjątkowo źle znoszą najdrobniejszą krytykę skierowaną pod adresem uwielbianej przez nich partii. W weekend na spotkanie z mieszkańcami Podkarpacia wybrał się poseł Stanisław Piotrowicz.

Podczas spotkania poseł poruszył kilka kwestii. Mówił o mediach: „Nie dajmy się ogłupić. Te gazety, których nazw nie chcę wymieniać, by ich nie popularyzować, są niemieckie. Po co są one tutaj? Po to by bełtać nam w głowie. A my musimy być mądrzy. I po to się spotykam z Polkami i Polakami. By mówić, że mamy taki rząd, który zmierza do tego, aby Polska była suwerenna i silna. (…) Nie czynimy niczego, co naruszałoby konstytucję”, jak również poruszył temat sądów: „W Polsce panuje naród – suweren. I sądy muszą wiedzieć, że nie są nad innymi władzami. Sędziowie muszą wiedzieć, że nie panują nad społeczeństwem. Sędziowie muszą zrozumieć, że pełnią służebną rolę wobec państwa i narodu. I my reformą idziemy właśnie w tę stronę.” Zwolennicy „dobrej zmiany” nagrodzili Piotrowicza gromkimi brawami, które on doniośle skwitował słowami: „Jedną mamy Polskę, jesteśmy Polakami. Różnijmy się szlachetnie.”

Jakby w odpowiedzi na te słowa z sali w stronę Piotrowicza zaczęły padać niewygodne dla niego pytania zadawane przez przedstawicieli grupy Rebelianty Podkarpackie. Pytania dotyczyły m.in. reformy edukacji, o którą dopytywała jedna z nauczycielek: „Chciałam zapytać o 2019 rok, kiedy dojdzie w szkołach do kumulacji roczników. Trzeba będzie gdzieś te podwójne roczniki wprowadzić. Co PiS i ministerstwo zamierzają zrobić, by dać dzieciom równe szanse?”  Odpowiedź posła „damy radę” została ponownie nagrodzona brawami i okrzykami skierowanymi w stronę nauczycielki: „Nikt tu cię nie chce słuchać! Czego tu szukasz? Wszyscy biją brawo, a wy co?” Na ataki ze strony zebranych naraził się również emerytowany mundurowy, którego objęła ustawa represyjna, czym czuje się poszkodowany i tym samym zarzucił PiS-owi łamanie konstytucji. Poseł Piotrowicz na ten zarzut odpowiedział jak zwykle wymijająco:

Na spotkaniach nie rozstrzygam indywidualnych spraw. Żeby to zrobić trzeba mieć uprawnienia. Jak takich uprawnień nie mam. Do tego uprawnienie ma sąd. Po drugie trzeba mieć wiedzę, trzeba znać dowody.” Oczywiście w odpowiedzi od zwolenników otrzymał ponownie gorące brawa. Wydaje się, że zarówno politycy PiS, jak i ich zwolennicy najchętniej zaryglowaliby wejścia na tego typu spotkania przed wszystkimi myślącymi samodzielnie i inaczej. Normą są już ataki i wyzwiska na każdego kto ośmieli się zadać niewygodne dla nich pytanie. Nie ma to nic wspólnego z demokracją, ale jak się okazuje wyznawcy PiS pojmują to pojęcie zupełnie inaczej. „Prawdziwa demokracja polega na dobrej dyktaturze” –  tak podsumował spotkanie z posłem Piotrowiczem jeden z mieszkańców Podkarpacia.

Słowa o zdradzieckich mordach były „rzadki publicznym wybuchem ze strony człowieka, który Polską woli rządzić zza kulis”. Obszerny artykuł o Jarosławie Kaczyńskim i Polsce ukaże się na najbliższym wydaniu „New York Timesa”.

„W dzień pojawiał się na wiecach politycznych, prowadząc kampanię w żałobie jako zastępca swojego brata bliźniaka… W nocy zdejmował czarny krawat, szedł do łóżka chorej matki i mówił jej kłamstwa… Wydawał nawet fałszywe artykuły z gazet dokumentujące fałszywą podróż” – przypomina wydarzenia sprzed ośmiu lat publicysta „New York Times” Marc Santora. Tekst zatytułowany „Po szokującej śmierci prezydenta podejrzliwy bliźniak przekształcił naród” to próba przybliżenia amerykańskim czytelnikom metamorfozy, którą przeszedł prezes PiS w czasie kilku lat od katastrofy smoleńskiej.

Osiem lat po katastrofie Kaczyński jest dominującą postacią polityczną w Polsce, „enigmatycznym człowiekiem działającym głównie w cieniu” – pisze Santora. Jego partia podkopała demokratyczne swobody i osłabiła rządy prawa w Polsce, jednocześnie wpychając kraj w coraz ostrzejsze spory z Unią Europejską – podkreśla.

„Konfrontacja Warszawy z Brukselą jest kolejnym poważnym wyzwaniem dla Unii oblężonej już przez antypartyjne, populistyczne partie na kontynencie” – zwraca uwagę autor artykułu. Podkreślając, że „Kaczyński zawarł sojusz z Węgrami i jego populistycznym przywódcą, Victorem Orbanem”, a „ich nacjonalistyczną retoryką interesują się sąsiednie kraje”.

” Kiedy w tym miesiącu europejscy przywódcy spotkają się w Brukseli, aby przedyskutować, czy Polska powinna zostać ukarana za zmiany w systemie sądowym, które zdaniem wielu ekspertów podważają praworządność, inne kraje będą uważnie obserwować

– pisze Santora wskazując na Słowację i Rumunię, które flirtują z własnymi wersjami „nieliberalnej demokracji”.

Sytuacje komplikuje fakt, że Kaczyński w wyjątkowy sposób połączył to, co osobiste z tym, co polityczne.

„Od chwili śmierci brata pielęgnował on mitologię męczeństwa i nacjonalizmu wokół katastrofy smoleńskiej, wykorzystując tragedię jako narrację, próbując przekształcić polską tożsamość, nawet gdy dwa niezależne śledztwa jako przyczyny tragedii wskazały złą pogodę i ludzki błąd”

– czytamy w artykule. w którym dość dokładnie streszczono wszystkie „dowody” na przeprowadzenie zamachu smoleńskiego.

A wszystko po to, by, jak przypomina opinie krytyków autor tekstu, użyć Smoleńska jako „pretekstu do aresztowania politycznych wrogów przed wyborami w 2020 roku”. Choć według innych opinii Kaczyńskiego „po prostu chwyta udręka, zemsta i paranoja, która ciągnie kraj wraz z nimi”.

„Dla Kaczyńskiego debata publiczna nie jest już polityczna – między ludźmi o różnych wartościach; to eschatologiczna wojna między dobrem a złem”

– mówi cytowany w tekście Marek Migalski były polityk związany z PiS.

Santora przypomina słynną wypowiedź Kaczyńskiego z Sejmu, w której padły słowa o zdradzieckich mordach.

„Był to rzadki publiczny wybuch ze strony człowieka, który najwyraźniej woli rządzić zza kulis. Zajmuje miejsce w parlamencie, ale nie jest ani premierem, ani prezydentem. Nie używa maila ani nie ma własnego telefonu komórkowego czy portfela. Rzadko uczestniczy w czymś co przypomina konferencję prasową a większość wiadomości jest filtrowana przez doradców”

– stwierdza autor.

Ostatni przykład to miesięczny pobyt prezesa PiS w szpitalu. „Większość naglących interesów narodu była załatwiana jego łóżku” – przypomina Santora. Dlatego niezwykle ważna staje się odpowiedź na pytanie w jakim kierunku podąży partia i kraj, kiedy Kaczyńskiego w polityce już nie będzie.

Kancelaria Sejmu wycofuje się z części zamówienia zakładającego zaopatrzenie sejmowych restauracji w owoce morza. Decyzję w tej sprawie podjął szef Kancelarii Sejmu Agnieszka Kaczmarska. Zapotrzebowanie określone w zamówieniu to także kilkaset kilogramów m.in. kaszy, cukru, soli, bułki tartej czy makaronu, więc zostanie ono zmodyfikowane.

– Od samego początku, kiedy Kancelaria przejęła obsługę sejmowych restauracji, staramy się aby posiłki były smaczne, urozmaicone, a także w przystępnych cenach. Sądząc po bardzo wysokiej frekwencji jak dotąd dobrze udaje nam się wywiązywać z – nazwijmy je – obowiązków cateringowych. To ważne tym bardziej, że z sejmowej kuchni korzystają nie tylko politycy i urzędnicy, ale także (a może przede wszystkim) wycieczki, dziennikarze i inni goście parlamentu. Jednocześnie nowe, roczne zamówienie na dostawę artykułów spożywczych wywołało sporo komentarzy, a nawet dezaprobaty dla pewnej grupy produktów, która – co warto zaznaczyć – była uwzględniona w przetargu w ilościach marginalnych w porównaniu do skali zamówienia. Wsłuchujemy się w tego typu oceny, zawsze bierzemy pod uwagę różne opinie, dlatego reagujemy i w tej części – rezygnujemy z zakupów – potwierdza dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu Andrzej Grzegrzółka w rozmowie z 300POLITYKĄ.

Kilka dni temu „Super Express” poinformował o przetargu, dzięki któremu do restauracji sejmowych miały trafić m.in. owoce morza. „Marszałek Kuchciński zamówił 15 kilogramów kalmarów, po 25 kg muli i małży świętego Jakuba, 220 kg krewetek, a także 50 kg mieszanki owoców morza, w której zapewne znajdą się też sławetne ośmiorniczki. Wisienką na torcie będzie zaś kawior, którego zamówiono aż 5 kilogramów” – napisał tabloid.

>>>

Single Post Navigation

Dodaj komentarz